Niektórzy mówią, że dres nie może być modny. Chyba przez ostatnie kilka lat projektanci skutecznie zaprzeczyli temu. Chociaż sama nie często wybieram takie stylizacje, dzisiaj nadarza się okazja. Mama właściwie zmusiła mnie do pójścia tam. Nagrodą za to mają być małe zakupy w większym mieście.
Może podpatrzę jakieś fajne rzeczy albo dzięki lepiej ubranym ludziom sama coś wymyślę. Czasem ludzie ubrani w coś fajnego, inspirują mnie do różnych rzeczy.
Dlatego teraz w spodniach o rozszerzanej nogawce i luźnym niebieskim swetrze z dekoltem w serek, wybieram się na ognisko.
Dylan przewraca oczami, gdy mnie widzi, a mama sugeruje, że powinnam wziąć jakąś bluzę.
– Ty nie idziesz? – jest ubrana już w swój domowy strój – Mamo!
– Jestem wykończona, ale wy bawcie się dobrze.
– Wykorzystujesz mnie – warczę do niej.
– Ktoś musi go przypilnować, a ja nie potrzebuję etykietki nieodpowiedzialnej mamy. A tobie dobrze zrobi, gdy stąd wyjdziesz.
– Skąd wiesz, że nigdzie nie wychodzę? – znowu warczę.
– Bo jesteś moją córką i za dobrze cię znam, skarbie – uśmiecha się – No już – klepie mnie po tyłku. Moja mama, jedyna osoba dotykająca moich pośladków.
Taka mała dygresja, co do moich pośladków. Czasem przechodzą mnie ciarki, gdy widzę, jak ktoś kogoś dotyka. Wyobrażam sobie, jakby to było poczuć czyjeś dłonie na sobie. Czy dostałabym ciarek? Czy podobałoby mi się to?
Moja czarna strona odebrała mi także te część młodości.
Cóż, dlatego ręce mojej mamy na moich pośladkach są takie niespotykane, a właściwie czyjekolwiek ręce.
Dylan wyskakuje z samochodu jeszcze zanim zdążę zgasić silnik, co gorsza nie udało się zaparkować bezpośrednio pod domem, ponieważ jest tu dużo więcej samochodów.
Dylan już biegnie do drzwi, a one otwierają się, jeszcze zanim zdąży do nich zapukać.
Znowu Luke.
Ale co się dziwić.
Także znowu jest ubrany w ten sam sposób, co kilka dni temu, gdy przynosił kartony.
Nie zamyka drzwi za Dylanem, który wchodzi do środka. Rozgląda się, jakby czegoś szukał. Cóż, znajduje tylko mnie, ale na ten widok także się uśmiecha. Czeka w drzwiach, aż się do nich doczłapię.
Macie czasem takie wrażenie, że nawet dziwnie chodźcie?
Bo ja się dokładnie w tej chwili tak czuję, jakbym mogła poruszać moimi nogami lepiej, zgrabniej, ciszej.
– Cześć – mówi pierwszy, jeszcze bardziej uśmiechnięty.
– Cześć – bo byłoby niemiło, gdybym po prostu przeszła obok niego, ale przeszło mi to przez myśl.
– Zapraszam do środka. Chcesz coś do picia? Do jedzenia? – poprawia swoją czapkę na głowie. Czy to niegrzeczne nosić ją w swoim domu?
– Wystarczy mi, jakieś miejsce do siedzenia.
– No weź, rozchmurz się – mówi – Odkąd cię poznałem, ani razu nie widziałem, żebyś się uśmiechała. Dzisiaj to zmienimy.
Moja twarz wykrzywia się jeszcze bardziej, ponieważ on wybucha śmiechem
– Rozumiem, że nie wiesz, co to zabawa – to najwidoczniej nie psuje jego planu – Nie ma problemu, pokażę ci.
– Co ty tu w ogóle robisz? – chyba wspominałam wam, że to co mówię często nie ma sensu. Myślę zbyt intensywnie, a potem jedna czwarta tego wychodzi na powierzchnie dzienną.
CZYTASZ
Freeway {Hemmings}
FanfictionWendy nienawidzi swojego małego miasteczka. Twierdzi, że tu nie pasuje. Wiecznie czuje się, jak czarna owca tego miasta i nie próbuje nic z tym z robić. Marzy o Londynie. O wielkomiejskim życiu, gdzie moda ma znaczenie. Jednak gdzieś w tym wszystkim...