Nie chciałam wracać do domu i powiedziałam mu o tym milion razy, czekając, aż karze mi się zamknąć. Nie zrobił tego, tylko dalej się uśmiechał.
Nikt nie może mieć, aż tyle cierpliwości.
Rodzice są zaskoczeni, gdy to on odwozi mnie do domu. Zaskakuje mnie obecność taty, ale ostatnio przyjeżdża częściej.
Luke trzyma moją torbę, a na patrzę na niego. Rodzice stoją przytuleni.
Czy teraz powinnam go pocałować?
Dużo się całowaliśmy podczas tego weekendu, chociaż dla kogoś tak niedoświadczonego każda ilość to dużo.
Luke uśmiecha się, jakby niczego nie oczekiwał.
– Co tu się dzieje? – pyta tata.
– Wendy nie podobało się w Londynie. Zadzwoniła do mnie i po nią pojechałem. Trochę też zmieniłem jej stosunek do tego miasta – szczerzy się, jak głupi – Wszystko jest w porządku, obiecuję, państwu.
– Mówiłam ci, że to zły pomysł, żeby pozwalać jej tam jeździć! – krzyczy mama do taty.
– Nic złego się nie stało – Luke jest tu chyb głosem rozsądku. Moi rodzice żyją trochę we własnym świecie – Zadzwonię – mówi do mnie i całuje mnie w głowę – Do zobaczenia.
Do zobaczenia.
Bo jeszcze się spotkamy...
Bardzo chcę..
Mama przygląda mi się intensywnie, gdy wchodzę do domu.
– Co się wydarzyło? – pyta nie owijając w bawełnę.
– Co się dzieje pomiędzy wami? – pyta tata – To dobry chłopak, ale...
Chcę im powiedzieć. Tylko czy mi uwierzą? Ja bym sobie nie uwierzyła, gdyby ktoś mi powiedział, że to chyba mój chłopak.
Czy oni mi uwierzą?
Są moimi rodzicami...
Chyba wolałabym, żeby stał u mojego boku, ale jeśli będę ciągle na kimś polegać nigdy nie dowiem się kim jestem i gdzie są moje ograniczenia.
– Spotykamy się. Randkujemy – mówię rodzicom – Poprosiłam go, żeby przyjechał, a on po prostu to zrobił.
– Luke to dobry chłopak – mówi tata – Cieszę się, że spotykasz się z kimś porządnym.
Mama wydaje nie być się tak przyjaźnie nastawiona.
– Martwię się.
– Wszystko pod kontrolą – zapewniam mamę – Wszystko dobrze, mamo.
– Jest późno. Idź do łóżka.
– Cześć, tato. Dobrze cię widzieć – przytulam go krótko, chyba go tym zaskakując – Zrobisz rano swoje popisowe śniadanie?
– Pewnie.
Tutaj nie czuję już się taka zadowolona z życia. Nie wiem, czy to aura tego miejsca, czy mój strach, że to ja wszystko zepsuję.
Znikam w swoim pokoju i opadam na łóżko.
Nie mam już nawet siły na myślenie.
Mój telefon dzwoni w kieszeni.
To Luke.
Odbieram, czując wyrzuty sumienia.
– Cześć – mówię cicho – Przepraszam, że... – nie wiem, jak to powiedzieć – Nie byłam zbyt wylewna? Kurwa, to stresujące. Rodzice są stresujący. Kurwa, nie chciałam zrobić tego źle...
– Nie ma tu dobrze i źle, Wendy.
– Jest, zawsze jest.
– Nigdy nie przyprowadziłam do domu swojego chłopaka – kurwa, właśnie go nim nazwałam po raz pierwszy – I trochę mnie to zestresowało. Obiecuję, że następnym razem nie będę taka przerażona.
– Przestań. Ja po prostu nie chcę, żebyś zmieniła zdanie, co do nas.
– To ty zmienisz zdanie, co do nas – mówię szczerze – Ludzie tutaj są dosyć jednoznaczni. A ja nie chodzę do kościoła i nie pójdę do kościoła – dlaczego mówię o tym teraz?
– Nigdy bym cię o to nie poprosił, Wendy.
Bo może jestem tylko przygodą na jego pobyt tutaj, bo nie traktuje mnie poważnie.
– Nieważne, kurwa.
– Ważne – używa tego tonu – Lubię cię taką, jaką jesteś. Nic nie chcę w tobie zmieniać i nie chcę przeprowadzać tej rozmowy przez telefon. Porozmawiamy jutro.
I teraz jest ten moment, gdy musimy zdradzić sobie swoje plany dnia i zaplanować spotkanie. Zaplanować cokolwiek. Mieszkamy w tym małym miasteczku, jeśli zaczniemy siebie unikać od razu będziemy widzieć to nie tylko my, ale i inni ludzie. Jeśli złapiemy się za ręce, pocałujemy... ludzie będą o tym gadać bez końca.
Będą wyliczać nasze różnice i nazywać mnie czarownicą, która sprowadziła go na złą drogę. Jestem pewna, że ksiądz wspomni o nas na kazaniu.
Jaką to ma przyszłość? Czy on w ogóle o tym pomyślał?
Zaczynam szaleć.
– Weź głęboki oddech, Wendy.
– Zawsze wiesz, co powiedzieć, do cholery.
– Przestań się bać.
Bać jego.
Bać życia.
Bać alkoholu.
Nie wiem, jak przestać to robić.
– Idę na drugą zmianę, przyniosę ci lunch podczas dużej przerwy, co ty na to?
– Rzucamy się na głęboką wodę, co?
– Chcę po prostu spędzić z tobą czas. Myśl o tym w ten sposób.
– Dobrze, panie, mam na wszystko rozwiązanie – przewracam oczami.
– Twój sarkastyczny humorek wywołuje mój uśmiech, a nie rozdrażnienie.
– Poczekaj jeszcze trochę – warczę.
– Wtedy cię pocałuję.
Dobra, teraz nie wiem, co powiedzieć.
– Zatkało?
– Tylko nie uduś mnie tym językiem.
Wybucha śmiechem, to dla niego takie typowe.
– Jeszcze przyznasz, że fantastycznie całuję.
– Nie mam do czego porównać – przypominam mu.
– Ja mam, ty całujesz całkiem nieźle.
– Dzięki, to niesamowity komplement. Całowałeś się w ogóle przed tym z języczkiem? Czy to wbrew..
– Proszę, nazywaj mnie świętoszkiem ile chcesz – nie brzmi na wkurzonego – Wspaniale używam mojego języka.
Prycham.
– Kto ci to niby powiedział?
– Po co mi słowa? Wystarczy, że spojrzę w jej oczy... – brzmi na rozbawionego, co trochę mnie wkurza.
– I co mówią te jej oczy?
– Że wspaniale całuję.
– Idę spać. Dobranoc – rzucam obojętnie.
– Śnij o mnie. Dobranoc, Wendy.
– Jesteś taki wkurzający – warczę.
– A ty taka słodka. No normalnie zlizywałbym z ciebie lukier.
– Jesteś obrzydliwy.
On tylko się śmieje.
– Dobranoc, słoneczko.
Rozłączam się, jest taki wkurzający.
CZYTASZ
Freeway {Hemmings}
FanfictionWendy nienawidzi swojego małego miasteczka. Twierdzi, że tu nie pasuje. Wiecznie czuje się, jak czarna owca tego miasta i nie próbuje nic z tym z robić. Marzy o Londynie. O wielkomiejskim życiu, gdzie moda ma znaczenie. Jednak gdzieś w tym wszystkim...