54 {Rozstanie}

1.3K 170 1
                                    

– Nie mogę w to uwierzyć – rozgląda się po pustym pokoju – Gdy zamieszkałem u cioci Shelly tamten pokój też tak wyglądał.

Przytulam się do jego pleców.

– Zapełniliśmy go, ten też zapełnimy.

– Czy możesz przytulić mnie od przodu, żebym mógł widzieć twoją twarz, której zaraz nie będę codziennie oglądał?

– Jesteś taki słodziutki – wyciągam dłoń, żeby ścisnąć mu policzek – Jestem w szoku, że będzie mi tego brakować.

– Cóż, kochasz mnie.

– Niewiarygodne, naprawdę? – przesuwam się do przodu – Chcesz mi przypomnieć dlaczego?

Bierze mój policzek w dłoń, a na jego twarzy pojawia się coś w rodzaju obrzydzenia.

– Słuchaj... naprawdę wiele rzeczy jest dla mnie w porządku, ale wolałbym zmienić pościel i w ogóle..

Wybucham śmiechem.

To wszystko, co jestem w stanie zrobić.

— Nie mogę uwierzyć, że jesteś, aż takim czyścioszkiem – nie mogę przestać się śmiać – O to prawdziwe priorytety dwsudziestujednolatka.

– Czy ty nabijasz się z mojego popędu seksualnego?

O nie.

Wybucham jeszcze głośniejszym śmiechem.

Luke zaczyna mnie łaskotać, gdy ja nie przestaję się z niego nabijać. Jego łaskotki sprawiają, że śmieję się tylko głośniej.

On w końcu do mnie dołącza.

– A kiedy ty zrobiłaś się napaloną bestią?

Znowu się śmieję.

On przestaje mnie łaskotać. Udaje mi się obrócić przodem do niego.

–  Masz racje, oszalałam z pożądania – całuję go w policzek – To przez to gorące lato, gdzie cały czas paradowałeś przede mną bez koszulki – muskam jego mięśnie pod koszulką  – Idę po odkurzacz. Odkurzmy też ten dywan.

– Nie musisz...

– Przestań być takim dyplomatą.

– Takim, dyplomatą? – klepie mnie po pośladku, a ja niemal znowu wybucham śmiechem. Widzi to i mocniej strzela mnie w tyłek.

Zaraz nie będzie tak codziennie. Miałam przedsmak tego, gdy pojechałam do Włoch na dwa tygodnie. Było fajnie, ale o wiele lepiej byłoby z nim.

Może kiedyś.

I tak spędziliśmy kilka, a może nawet kilkanaście dni nad morzem w Southport od Luke'a rodzinnego domu to tylko półtora godziny drogi.

Tak, próbuję dogadać się z jego mamą.

Dobra, to kłamstwo. Dom był pusty w tym czasie, pojechali do cioci Shelly ciesząc się wiejskim powietrzem.

Rzadko się kłócimy, ale to dlatego, że opanowaliśmy do perfekcji unikania naszych problemów.

W końcu opadamy na czyste łóżko. Luke przyciąga mnie do swojego boku.

– Jesteś podekscytowana z powodu Londynu?

– Cholernie – uśmiech pojawia się na mojej twarzy – Pierwszy krok w dorosłość, nowe wyzwania, nowi ludzie.. chociaż ostatnio jestem zadowolona z tych, których mam w moim życiu – opieram się na łokciu, żeby móc spojrzeć mu w oczy – Cieszysz się, że wracasz do drużyny?

– Nie masz pojęcia jaki jestem szczęśliwy, że znowu zagram.

Trenował już podczas wakacji i był z siebie zadowolony. Jego przyjaciele także go w to wprowadzili.

– Przyjedziesz na pierwszy mecz, prawda?

Nie widzę w jego oczach zwątpienia, ale może lekki niepokój.

– Nie myśl, że będę jakąś głośną fanką. Będziesz musiał się pogodzić z tym, że nawet mnie na tych trybunach nie zauważysz.

– Jeszcze się nie nauczyłaś, że wszędzie cię zauważę? – dotyka mojego policzka z delikatnością, a także pewnego rodzaju obietnicą.

– Tylko pamiętaj, że masz dziewczynę, piłkarzyku.

– Nigdy bym cię nie zdradził – ze względu na przykazania czy na samego siebie? Bo niestety to dwie różne rzeczy.

– No cóż, ja także nie planuję ciebie zdradzać, więc oboje możemy być spokojni – gryzę go w nos – Ustalamy jakiś grafik czy.. będzie, co będzie?

– Chcesz zaplanować nasze spotkania? – jest zaskoczony.

– Wiem, że nie uda nam się tego robić w każdy weekend – wtulam się w niego bardziej – Ty będziesz miał mecze, ja egzaminy..

– Nie przekonam cię, żeby jednak wybrała Manchester? – ściska mnie mocniej jakby te słowa mogły mnie od niego odepchnąć – Damy radę. Czym jest odległości w obliczu naszej miłości?

Morduję go wzrokiem za ten głupi tekst.

– Żartowałem.

– Nie ma oblicza naszej miłości?

– Po prostu nie chcę zmarnować czasu, Wendy.

– Czujesz jakbyś marnował czas? – siadam, tym razem się odsuwając.

– Źle to zabrzmiało, przepraszam.

– Masz racje, źle jak cholera – warczę.

– Co jeśli to ostatni czas gdy faktycznie mamy dla siebie więcej czasu, a gdy skończymy szkołę będziemy widywać się jeszcze rzadziej? Czy to nie ten czas, gdy powinno się być cały czas razem?

– Nie ma jednej definicji związku, Luke.

– To szalone, że już tęsknię, a przecież tu jesteś.

Znowu się do niego przytulam.

– Zróbmy coś. Nie możemy tak leżeć, bo oszalejmy.

Żadne z nas nie ma w tej chwili pomysłu na coś. Leżymy tak i leżymy.. do momentu, aż nie zasypiamy.

Szczęście w nieszczęściu to najgorszy rodzaj związku.

Nie chcę rezygnować z czegoś, a jednocześnie z czegoś i tak muszę.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz