17 {Rodzice}

1.7K 177 5
                                    

– Nie! Naprawdę?! – Kate wrzeszczy mi do ucha.

Ja też jestem podekscytowana.

Może tak samo, jak ona, a może nawet bardziej.

Cholera.

– Tak, będę tam za cztery dni, a raczej będziemy. Mama ma tam umówione spotkanie, a tata chce nas zabrać na weekend.. no i chcą cię poznać.

– Ale ekstra! Nigdy nie zapomnisz tego weekendu! Przedstawię cię tyłu ludziom... weź swoje najlepsze ciuchy i nie zapomnij wyciągnąć z pod łóżka uśmiechu!

– Ludzie w Londynie się uśmiechają?

Kate głośno się śmieje.

– Nie mogę się doczekać, to będą najdłuższe cztery dni w moim życiu, laska.

– Poznasz mnie z przystojniakami?

– Ten twój to niezły przystojniak.

Któregoś razu wysłałam jej zdjęcie, bo nie chciała się zamknąć i nazwała go pryszczolem.

– Może sama go przyjadę i wyrwę. Manchester to też miasto...

– Kate – mówię karcącym głosem.

– Masz racje jest za mało stanowczy, gdybym ja była nim już dawno bym cię pocałowała. Spoliczkowałabyś mnie?

– Właśnie robię to w myślach.

– Ale będzie zabawa.

Wierzę jej w to, chcę tego. Już ustaliłam z rodzicami, że pozwolą mi spędzić ten weekend z nią.

Jestem kompletnie podekscytowana!

Moje podekscytowanie jednak szybko zmienia się w zdenerwowanie, gdy tata mówi, że wszyscy jedziemy dzisiaj na mecz Dylana. Dziwnie się czuję przy moich rodzicach, którzy nie mają problemu z publicznym obściskiwaniem się, a ja zawsze siedzę obok nich taka sama i nieszczęśliwa. W tym miasteczku nie do końca akceptowane jest publiczne łapanie się za pośladki, a mama dokładnie to robi tacie.

Moi rodzice nie są normalni.

Są w sobie tak bardzo zakochani po tych wszystkich latach, że naprawdę nie wiem, jak to możliwe.

Może to przez pieprzoną odległość, ale jeśli tak są bardziej szaleni, niż myślałam.

Przeżywam katusze, gdy oni się obściskują pośród tych ludzi. Podziwiam ich, że mają to gdzieś, ale w rzeczywistości to nie jest ani proste, ani przyjemne, przynajmniej dla mnie.

Unoszę głowę, żeby spojrzeć na boisko, a wtedy dostrzegam Luke'a gapiącego się na mnie.  Nie mam odwagi mu pomachać, bo może jednak nie robi tego do mnie?

Czuję się, jak idiotka.

Nie mam odwagi, nie tak naprawdę. Nie potrafię zapytać go o co mu chodzi i dlaczego nie poszedł na te randkę. Gdyby był trochę bardziej konkretny i nie wiem...

Cholera, rumienię się.

Dlaczego myślenie o nim przyprawia mnie o rumieniec?

Chciałabym, żeby przejął inicjatywę, tak kompletnie, żeby to było dla mnie...

Prostsze.

Chyba tak naprawdę całe życie dążę do tego, żeby coś było prostsze i nigdy mi nie wychodzi.

Wykrzywiam usta w uśmiechu, a on robi to samo.

Czy ktoś jeszcze się tu uśmiecha?

Czy ten uśmiech jest dla mnie?

Chyba tu oszaleję.

Mama i tata znowu się całują.

Ktoś, aż odchrząkuje widząc ich zjadających swoje twarze.

– Nie mogę już na to patrzeć – warczę i wstaję. Oni chyba nawet mnie nie słyszą.

Jestem zła, bo przez większość czasu nie mam prawdziwego domu, a oni zachowują się, jakby nie było problemu.

Ignorują całe miasto, bo w nim nie żyją.

Luke też zachowuje się w ten sposób, bo jest tu tylko kilka miesięcy.

Nienawidzę ludzi.

Chce mi się płakać.

Macie takie momenty, gdy potrzebujecie, żeby ktoś was przytulił? To jest właśnie ten moment.

Chciałabym, żeby to on mnie przytulił, żeby mój facet czytał mi w myślach, żeby dominował mnie w sposób, który sprawiałoby, że moje słabości przestały być problemem.

Gdzie są tacy faceci?

Męscy, stanowczy, przejmujący kontrole, a jednocześnie szanujący cię?

Ta, kurwa, chcę za dużo, dlatego nie mam nic.

Natalie przechodzi obok mnie.

Co ona tutaj, kurwa, robi?

Nigdy nie przychodzi na takie mecze.

Wszyscy zaczynaja bić brawo. Chyba ktoś strzelił gola. Patrzę na Natalie i ona także to robi. Luke także...

Jestem okropną siostrą.

Myślę tylko o sobie.

Słyszę gwizdek na przerwę, co wykorzystuję do spojrzenia, gdzie idzie Natalie. Widzę, jak do niego macha, a on jej odmachuje... po czym kieruje się w moją stronę.

Jest już zimno.

Mam na sobie grubą czapkę, którą naciągam mocniej na uszy. On dalej nie rozstaje się ze swoją bejsbolówką.

– Hej, wszystko w porządku? – chce dotknąć mojego ramienia, ale w ostateczności się wycofuje.

– Rodzice zachowują się, jak nastolatkowie, a ja już nie mogę na to patrzeć.

– Są bardzo zakochani – rzuca tak po prostu – To super, że się tak kochają. Moi są podobni, no może mniej wylewni w miejscach publicznych...

Jęczę..

– To krępujące.

– Myślę, że to niesamowite, że mają ochotę tak bardzo się całować, że nic ich nie obchodzi.

– Serio? – moje pytanie jest głupie.

– No, to wymaga odwagi – wyszczerza swoje zęby w uśmiechu – Jesteś do nich podobna, wiesz?

– Nie jestem taką bezwstydnicą.

Luke wybucha śmiechem.

– Jak znajdziesz tego właściwego chłopska to będziesz.

– To nie leży...

– W twojej naturze? Jeszcze się przekonasz.

– A ty? Jak to było się przekonać? – jestem taką idiotką.

On wzrusza ramionami.

– Muszę wracać i ty także.

– No to mnie przekonałeś – rzucam sarkastycznie.

– Mam całkiem niezły tyłek w tych spodniach. A ty chcesz popatrzeć.

Głupek czy wariat?

****

Myślałam, że poprzedni rozdział wywoła u was emocje, a nic takiego się nie stało XDXD a teraz będzie wyjazd do Londynu, a potem mocna zimna, a potem kolejny Londyn... cóż, w Londynie coś się wydarzy.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz