21 {Strach}

1.8K 190 23
                                    

Powrót do domu równał się z wyjazdem taty i z dziwnymi myślałam dotyczącymi zarówno domu, jak i Londynu.

Dzisiaj w pracy mam dużo czasu, żeby analizować londyńskie ulice, bo w nowej dostawie jest dużo ciekawych rzeczy. Myślę, że Monic zarabia na mnie miliony. Kupuję tu tonę rzeczy, które później przerabiam na swój sposób.

Tanio.

Modnie.

Według mnie.

Londyn nie jest taki, jak ja chcę, a jest taki, jaki po prostu jest.

Trochę to utrudnia moje wyobrażenia i sprawia, że muszę trochę się otworzyć na świat, ale zarazem po prostu chcę być sobą, a nie wydaje mi się, żebym była dokładnie, jak Kate, czy Ethan. Najbliżej mi chyba do Paula, który szuka w życiu czegoś więcej, ale jednocześnie musi żyć teraz. Mówiłam mu, żeby nie odkładał marzeń na później. Sama także nie chcę tego zrobić. Wymieniliśmy się numerami. Dzięki temu mam kolejną osobę, która łączy mnie z Londynem.

Drzwi od zaplecza się otwierają.

Cholera, mam tu kompletny burdel, jeśli to Monic...

– Cześć – to oczywiście nie ona.

– Wiesz, że najpierw wchodzi twój uśmiech, a potem ty?

– Staram się – dzisiaj jest ubrany, jak na niedzielną msze.

– Co to za strój?

– Trener przyjeżdża, postanowiłem okazać mu szacunek.

No tak. Strój galowy to szacunek. Uważam, że lepiej wyglądać elegancko i z szacunkiem, niż męczyć się pod sztywno określonymi zasadami. Nie czuję się dobrze w oficjalnym stroju i ludzie powinni to uszanować. Biała koszula i granatowa spódniczka przed kolano, sprawia, że czuję się obezwładniona z emocji, osobowości i wszystkiego. Nigdy nie chcę chodzić ubrana w ten sposób do pracy. Jednak Luke lubi ścisłe określone banały. Mogłabym to znaleźć kilka rzeczy, w których wyglądałby lepiej, ale się powstrzymuję.

– Trzyma ci miejsce s drużynie?

Przeczesuje swoje włosy, to chyba znak, że się denerwuje.

– Mam nadzieję.

– To co tu robisz?

Pierwszy raz wzrusza ramionami, zamiast rozwinąć słownie odpowiedź. Chyba szuka miejsca albo chce wyjść. Zabieram rzeczy z krzesła.

– Monic ma tu dużo swoich drogich herbatek. Zrobię nam po jednej.

– Dzięki – chyba przyszedł pogadać. Nie jestem najlepsza w pocieszaniu, ani w ogóle w używaniu właściwych słów – Jak było w Londynie? Dylan nie przestaje o nim opowiadać. Sam już chyba słyszałem to trzy razy – uśmiecha się.

– Więc chcesz usłyszeć czwarty?

– Jestem ciekawy twojej wersji Londynu.

– Jeszcze nie jestem gotowa na studenckie życie, pełne niecenzuralnej zabawy.

Nagle wygląda na zmartwionego.

– Wszystko w porządku?

Teraz to ja wzruszam ramionami.

– Jak tam twoja kontuzja?

– Wyniki są dobre. Trener powinien być zadowolony, ale i tak mogę wrócić dopiero w przyszłym sezonie...

– Martwi cię to?

– Nie wiem – znowu przeczesuje włosy – Lubię Manchester, ale jak trener mi powie, że nie ma dla mnie miejsca i będę musiał szukać innej drużyny. Lubię moją drużynę, mam tam przyjaciół. Nie chcę grać przeciwko niej.

– Wiem, że ci zależy, ale wyluzuj – i mówię to ja – Pomyśl o czymś innym. Pokaż trenerowi, że kochasz piłkę i że chcesz grać, ale nie bądź desperatem.

– Ktoś komu zależy nie jest desperatem, Wendy.

– Przepraszam – rzucam odruchowo – Nigdy nie wiem, co powiedzieć. Przepraszam.

– Kochałaś kiedyś coś tak bardzo, że nie wyobrażałaś sobie życia bez tego?

Kiwam głową.

– Nie jestem bez tego sobą.

– Więc się nie poddawaj.

Czajnik zagrzał wodę, więc zalewam nam dwie herbaty.

– Opowiedz mi więcej o tym Manchesterze i tym, co w nim kochasz, Luke.

Uśmiecha się.

– Manchester jest ładniejszy od Londynu.

– Opinia nie fakt.

Prycha.

– Poznałaś kogoś w Londynie? – patrzy na mnie, ale tak naprawdę patrzy, jakby chciał znaleźć odpowiedź, nawet jeśli mu jej nie udzielę słowami.

– Kilka osób – nie jestem pewna, o co pyta.

– Ktoś super fajny? – wydaje się naprawdę zainteresowany.

– Jeszcze nie wiem.

– Pojedziesz tam jeszcze raz?

– No, rodzice zgodzili się, żeby odwiedzała ją raz w miesiącu, bo podobno dobrze mi to robi.

– Masz świetnych rodziców.

Kiwam głową.

– Może przyzwyczaję się do tego szybkiego życia... bezwstydności...

– Mam nadzieję, że faceci traktują cię tam z szacunkiem, Wendy – patrzy na mnie, jakby faktycznie się bał, że ktoś mnie źle traktuje – Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Czym jest najlepsze, Luke?

– To gdzie czujesz się po prostu dobrze, a ktoś albo ty sama potrafisz to zamienić w najlepiej.

– Masz tak na boisku?

Przygląda się mi i kiwa głową.

– Przy tobie też – klapie mnie w udo i szybko zabiera rękę.

– Przestań, kurwa, żartować.

Dla niego z kolei nie jestem wystarczająco dobra. Jego ciotka mnie nienawidzi i pewnie puściła ferment dalej.

– Jestem takim samym człowiekiem, jak ty. Kiedy to zrozumiesz?

Może nigdy.

Może po prostu nie potrafię.

Nie wiem już gdzie jest to czego chce, a raczej czym to jest.

– W weekend w końcu wpadają moi przyjaciele, mieli przyjechać już dawno temu, ale plany się pozmieniały. Przyjdziesz? – jego kącik ust unosi się ku górze – Daj mi jakieś pozytywne myśli, gdy będzie tu trener. Proszę?

Nie pasuję tam.

Nigdzie nie pasuję.

– Będzie fajnie..... nie przyjdą ludzie z miasteczka..

– A ja?

– A więc będziesz?! To fantastycznie! – ekscytuje się – Nie odzywaj się już, nie mów, że jednak zmieniłaś zdanie. Będziesz i koniec kropka! – wstaje podekscytowany – Muszę iść.

Kręcę głową z niedowierzaniem.

– Czy ja dostrzegam uśmiech? Wendy się uśmiecha? Do mnie?

Pokazuję mu środkowy palec.

– Do zobaczenia, śmieszku – całuje mnie w głowę i to znowu trwa dosłownie kilka sekund.

Jest już przy drzwiach, gdy krzyczy.

– Masz piękny uśmiech!

Nawet nie miałam pojęcia, że się uśmiecham.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz