Rodzina Luke'a mnie nie lubi, dlatego pójście tam na obiad nie jest dobrym pomysłem. Nawet jeśli nieco mnie to kusi, to wiem, że nie powinnam. Dylan jest, jak zwykle podekscytowany, ale go ekscytuje wszystko. Nie wiem, dlaczego decyduję się tam iść. Może lubię, gdy ktoś mi przypomina, gdzie w tym mieście jest moje miejsce.
Drzwi otwiera Shelly. Uśmiecha się do Dylana, ale do mnie już nie.
– Dzień dobry – mówię pomimo wszystko.
Zanim zdąży mi odpowiedzieć, Luke wyskakuje z zza niej i uśmiecha się także do mnie.
Czy to dziwne, że dopada mnie fala ulgi?
– O jesteście! – łapie mnie za ramie i wciąga wgłąb domu, jakby myślał, że ucieknę.
– My wychodzimy. Bawcie się dobrze – jestem pewna, że myśli o tym, żebyśmy przypadkiem nie bawili się za dobrze.
– Dobrze, ciociu Shelly – podziwiam go za bycie tak cholernie milutkim do tej na mój gust niesympatycznej kobiety.
– Zagramy w piłkę?
– Może po obiedzie?
Dylan po prostu kiwa głową.
– Możesz grać?
– Jeden na jednego z dwa razy mniejszym tak. Chodź, pomożesz mi przy grillu, a ty Dylan, możesz poszukać Jacka, chyba jest w ogrodzie i chętnie z tobą zagra.
– Super! – i już go nie ma.
– Dylan często mówi...
– Tak wiem, nie ma męskiego wzorca. Brakuje mu taty, który cały czas pracuje, ale nie martw się zaraz przyjedzie...
– Chciałem powiedzieć, że mówi o zawodowstwie.
– Kurwa – mówię pod nosem.
– Dylan po prostu potrzebuje czasem poczuć się facetem, a jak przez większość czasu mieszka z trzema kobietami..dlatego chętnie mu to umożliwiam.
– Jesteś taki dobry – rzucam kpiąco.
– Gotujesz?
– Trochę – lubię to robić – Nie znam się na grillu to wydaje się taką męską rzeczą.
– Więc dobrze, że masz tu mężczyznę – i znowu ten uśmiech – Lubisz koktajle? Kupiłem na targu trochę owoców i zrobiłem..
Czy on robi wszystko? Jest coś, co go nudzi, męczy?
– Chętnie spróbuję.
On po prostu się uśmiecha i prowadzi mnie do kuchni. Jest na wszystko przygotowany, ponieważ na stole stoją już szklanki. Myślę, że jest tu nawet posprzątane.
Jeszcze na dodatek lubi sprzątać?
Idealna pani domu.
Z uśmiechem na ustach leje mi tego koktajlu, przy okazji uzupełniając trzy pozostałe szklanki. Jednak nie oczekuje ode mnie, że je zaniosę. Sam to robi, jak przystało na prawdziwego gospodarza. Wychodzimy do ogrodu. Luke odstawia tace na stół i mówi, że zaraz wróci.
Jest w tym wszystkim coś tak naturalnego, że nawet nie potrafię spróbować go wyśmiać.
On taki jest, bo to lubi, bo tak go wychowali.
Jednak, dlaczego tak bardzo uczepił się mnie, tego jednego nie potrafię zrozumieć.
– Rybę, czy coś bardziej mięsnego? – wraca z toną jedzenia, większość z tych rzeczy trzeba dopiero usmażyć, czy upiec na grillu, ale go to nie martwi, on ma czas i chęci.
CZYTASZ
Freeway {Hemmings}
FanfictionWendy nienawidzi swojego małego miasteczka. Twierdzi, że tu nie pasuje. Wiecznie czuje się, jak czarna owca tego miasta i nie próbuje nic z tym z robić. Marzy o Londynie. O wielkomiejskim życiu, gdzie moda ma znaczenie. Jednak gdzieś w tym wszystkim...