Jest ładny dzień, dlatego postanowiliśmy wyjść trochę na zewnątrz. Luke siedzi na leżaku, a ja pomiędzy jego nogami.
– Kiedy wracasz?
– Przestaniesz mnie w końcu o to pytać? – oburzam się jak często ostatnio – Nigdzie nie wracam.
– Masz studia!
– Przestań – warczę – Nie mogę ciebie znieść gdy jesteś taki.
– Nie musisz mnie znosić.
To prawda.
Mogę po prostu wyjechać, ale nie wyobrażam sobie zostawienia go.
– A może to ty mnie tutaj nie chcesz?
Jestem w tej chwili całkowicie poważna. Obracam się, żeby zobaczyć jego reakcje, ale widzę tylko wstyd. Obejmuje mnie ciasno, tak jak nie trzymał mnie od momentu gdy to się stało. Chowa głowę w moją szyje, a po chwili czuję na niej coś mokrego. Płacze, a ja mam ochotę płakać razem z nim.
– Może to ja powinienem pojechać z tobą do Londynu. Tu już mnie nic nie czeka.
Byłby tam nieszczęśliwy. Wiem to. Prawdopodobnie teraz będzie nieszczęśliwy wszędzie. Jeszcze nie rozgryzłam jak pomóc mu ze znalezieniem nowego celu.
– Nie podobałoby ci się w Londynie.
– A tobie nie podoba się tutaj, z moją mamą, pod ciągłą obserwacją.
– No to wróćmy na twój pokój. Zapłaciłam już za ten i następny miesiąc..
– Co zrobiłaś?!?
– Nie masz kasy, ale ja mam, dlatego jeśli chcesz możemy wynieść się od twoich rodziców i wrócić do twoich przyjaciół.
– Nie możesz..
– Gówno, a nie nie mogę. Jesteśmy w partnerskim związku....
– Tak i jak się w tej chwili sprawdzam jako partner?
– Chujowo – proszę, powiedziałam to – Mażesz się, bo cię kocham, mażesz się, bo o ciebie dbam. Możemy pomazać się razem z powodu twojej nogi, ale tylko tyle.
– I znowu to robisz, robisz to, czego ja nie potrafię – słyszę złość w jego głosie – Przechodzisz do porządku dziennego nad rzeczami, które nie są zwyczajne... nie potrafię tak.
– Już tego nie cofniemy... – ale to jest rzecz, której z kolei on nie rozumie.
– I co ja mam teraz zrobić, co? Jak mam o ciebie dbać?
Obracam się, żeby usiąść okrakiem na jego kolanach i opieram dłonie o jego ramiona.
– A może tak po prostu byś mnie kochał?
Nie wyobrażam sobie utraty go, ale w tej chwili czuję jak przelatuje mi przez palce i ucieka ode mnie.
– To ci nie wystarczy – jest taki, co do tego przekonany – Gdyby to ci wystarczyło, bylibyśmy ze sobą wcześniej. Ja ci nie wystarczę.
– Kiedy na to wpadłeś, co?
– Jak wyjechałaś do Londynu, a ja nie miałem pieniędzy, żeby odwiedzać cię tak często jak bym chciał, jakbyś ty chciała.
Ten facet w ogóle nie docenia samego siebie i w tej chwili czuje się bezwartościowy jakby do niczego się już nie nadawał, co jest kompletną bzdurą.
– Więc co? Teraz gdy jestem obok to i tak ci nie pasuje? – pytam zdezorientowana.
– A tobie?
Dotyka mojego policzka, gładzi go z delikatnością, której nigdy od nikogo nie dostałam. Odgarnia mi włosy z twarzy, gładzi moją szyje...
– Wyprowadźmy się od twojej mamy. Wprowadźmy się do twojego mieszkania z przyjaciółmi, przeniosę się na uniwersytet tutaj i razem poradzimy sobie z tymi zmianami i spróbujemy znaleźć coś, co cię uszczęśliwi. Oszaleję tu z twoją matką. Jesteśmy dorośli, do cholery.
– Wendy, ja...
Przytulam się do jego piersi, obejmując go ciasno w pasie. Tulę policzek do miejsca gdzie bije jego serce. Luke jedną dłoń kładzie na mojej głowie, a drugą na moich plecach i daje mi bardzo delikatny masaż obu tych części ciała.
– Powiedz, że będziemy tu szczęśliwi, razem – proszę go.
– Nie zasłużyłem na ciebie – dociska mnie bardziej do siebie – Od początku wiedziałem jak bardzo niesamowita jesteś i... och, Wendy, tak bardzo cię kocham.
Jest z nim źle, skoro nawet nie ma siły kłócić się ze mną o przyjazd tutaj, ale ja także nie mam na to siły. Nie zostawię go. Nie powinien być teraz sam lub z matką, która robi z niego cierpiętnika.
– To co dasz mi buziaka z tej miłości?
Uśmiecham się, potrzebując zobaczyć jego uśmiech.
Dwa dni później, decyzja o wyprowadzce zapada bez jakichkolwiek kłótni. No a raczej kłótni pomiędzy nami. Jest niedziela, a jego mama o ósmej rano dobija się do jego drzwi. Naciągam kołdrę na głowę, a Luke wpycha się pod moje schronienie obejmując mnie trochę ciaśniej.
– Luke! Za pół godziny wychodzimy do kościoła! Wstawaj!
– Nigdzie nie idę! – krzyczy do niej, co jest zaskoczeniem.
– Co? Luke! Nawet nie żartuj! Ubieraj się! A tata przyprowadził wózek..
– Nie idę!
Drzwi otwierają się z hukiem, podskakuję w jego łóżku, nie wychylając głowy znad kołdry.
– Śpicie w jednym łóżku, a teraz mówisz, że nie idziesz do kościoła?
– Jestem dorosły, wiem, co robię – warczy na nią.
– To ona? To ona sprawia, że nie chcesz iść do kościoła?
Nie mam ochoty nawet na nią patrzeć. Traktuje mnie tak jak traktowali mnie w moim mieście. Miałam to gdzieś wtedy i wtedy się nie zmieniłam, dlatego nie zrobię tego pod jej naciskiem.
– Mamo, wyjdź. Jest ósma rano, a my chcemy spać.
– Luke! Co ty sobie..
– Wyjdź! – krzyczy na nią – Nigdzie nie idę!
Kobieta znowu trzaska drzwiami, a Luke znowu dołącza do mnie pod kołdrą.
– Nie mamy wstydu, co? – całuje mnie w szyje – Bezwstydnicy, leżący razem w łóżku, ubrani.
– No to się rozbierzemy. Ósma godzina to dobra godzina na seks.
Śmieje się w moją szyje.
– Matka by dostała zawału..
– No to się wyprowadzamy – oznajmiam.
– Masz racje, tak będzie lepiej.
Nie wiem czy Luke przed wypadkiem kłóciłby się ze mną o to. Nie wiem czy wtedy chciałby, żebym dogadała się z jego mamą, ale wiem, że na pewno nie odpuściłby kościoła.
CZYTASZ
Freeway {Hemmings}
FanfictionWendy nienawidzi swojego małego miasteczka. Twierdzi, że tu nie pasuje. Wiecznie czuje się, jak czarna owca tego miasta i nie próbuje nic z tym z robić. Marzy o Londynie. O wielkomiejskim życiu, gdzie moda ma znaczenie. Jednak gdzieś w tym wszystkim...