61 {jego domu}

1.3K 182 6
                                    

Jest ładny dzień, dlatego postanowiliśmy wyjść trochę na zewnątrz. Luke siedzi na leżaku, a ja pomiędzy jego nogami.

– Kiedy wracasz?

– Przestaniesz mnie w końcu o to pytać? – oburzam się jak często ostatnio – Nigdzie nie wracam.

– Masz studia!

– Przestań – warczę – Nie mogę ciebie znieść gdy jesteś taki.

– Nie musisz mnie znosić.

To prawda.

Mogę po prostu wyjechać, ale nie wyobrażam sobie zostawienia go.

– A może to ty mnie tutaj nie chcesz?

Jestem w tej chwili całkowicie poważna. Obracam się, żeby zobaczyć jego reakcje, ale widzę tylko wstyd. Obejmuje mnie ciasno, tak jak nie trzymał mnie od momentu gdy to się stało. Chowa głowę w moją szyje, a po chwili czuję na niej coś mokrego. Płacze, a ja mam ochotę płakać razem z nim.

– Może to ja powinienem pojechać z tobą do Londynu. Tu już mnie nic nie czeka.

Byłby tam nieszczęśliwy. Wiem to. Prawdopodobnie teraz będzie nieszczęśliwy wszędzie. Jeszcze nie rozgryzłam jak pomóc mu ze znalezieniem nowego celu.

– Nie podobałoby ci się w Londynie.

– A tobie nie podoba się tutaj, z moją mamą, pod ciągłą obserwacją.

– No to wróćmy na twój pokój. Zapłaciłam już za ten i następny miesiąc..

– Co zrobiłaś?!?

– Nie masz kasy, ale ja mam, dlatego jeśli chcesz możemy wynieść się od twoich rodziców i wrócić do twoich przyjaciół.

– Nie możesz..

– Gówno, a nie nie mogę. Jesteśmy w partnerskim związku....

– Tak i jak się w tej chwili sprawdzam jako partner?

– Chujowo – proszę, powiedziałam to – Mażesz się, bo cię kocham, mażesz się, bo o ciebie dbam. Możemy pomazać się razem z powodu twojej nogi, ale tylko tyle.

– I znowu to robisz, robisz to, czego ja nie potrafię – słyszę złość w jego głosie – Przechodzisz do porządku dziennego nad rzeczami, które nie są zwyczajne... nie potrafię tak.

– Już tego nie cofniemy... – ale to jest rzecz, której z kolei on nie rozumie.

– I co ja mam teraz zrobić, co? Jak mam o ciebie dbać?

Obracam się, żeby usiąść okrakiem na jego kolanach i opieram dłonie o jego ramiona.

– A może tak po prostu byś mnie kochał?

Nie wyobrażam sobie utraty go, ale w tej chwili czuję jak przelatuje mi przez palce i ucieka ode mnie.

– To ci nie wystarczy – jest taki, co do tego przekonany – Gdyby to ci wystarczyło, bylibyśmy ze sobą wcześniej. Ja ci nie wystarczę.

– Kiedy na to wpadłeś, co?

– Jak wyjechałaś do Londynu, a ja nie miałem pieniędzy, żeby odwiedzać cię tak często jak bym chciał, jakbyś ty chciała.

Ten facet w ogóle nie docenia samego siebie i w tej chwili czuje się bezwartościowy jakby do niczego się już nie nadawał, co jest kompletną bzdurą.

– Więc co? Teraz gdy jestem obok to i tak ci nie pasuje? – pytam zdezorientowana.

– A tobie?

Dotyka mojego policzka, gładzi go z delikatnością, której nigdy od nikogo nie dostałam. Odgarnia mi włosy z twarzy, gładzi moją szyje...

– Wyprowadźmy się od twojej mamy. Wprowadźmy się do twojego mieszkania z przyjaciółmi, przeniosę się na uniwersytet tutaj i razem poradzimy sobie z tymi zmianami i spróbujemy znaleźć coś, co cię uszczęśliwi. Oszaleję tu z twoją matką. Jesteśmy dorośli, do cholery.

– Wendy, ja...

Przytulam się do jego piersi, obejmując go ciasno w pasie. Tulę policzek do miejsca gdzie bije jego serce. Luke jedną dłoń kładzie na mojej głowie, a drugą na moich plecach i daje mi bardzo delikatny masaż obu tych części ciała.

– Powiedz, że będziemy tu szczęśliwi, razem – proszę go.

– Nie zasłużyłem na ciebie – dociska mnie bardziej do siebie – Od początku wiedziałem jak bardzo niesamowita jesteś i... och, Wendy, tak bardzo cię kocham.

Jest z nim źle, skoro nawet nie ma siły kłócić się ze mną o przyjazd tutaj, ale ja także nie mam na to siły. Nie zostawię go. Nie powinien być teraz sam lub z matką, która robi z niego cierpiętnika.

– To co dasz mi buziaka z tej miłości?

Uśmiecham się, potrzebując zobaczyć jego uśmiech.

Dwa dni później, decyzja o wyprowadzce zapada bez jakichkolwiek kłótni. No a raczej kłótni pomiędzy nami. Jest niedziela, a jego mama o ósmej rano dobija się do jego drzwi. Naciągam kołdrę na głowę, a Luke wpycha się pod moje schronienie obejmując mnie trochę ciaśniej.

– Luke! Za pół godziny wychodzimy do kościoła! Wstawaj!

– Nigdzie nie idę! – krzyczy do niej, co jest zaskoczeniem.

– Co? Luke! Nawet nie żartuj! Ubieraj się! A tata przyprowadził wózek..

– Nie idę!

Drzwi otwierają się z hukiem, podskakuję w jego łóżku, nie wychylając głowy znad kołdry.

– Śpicie w jednym łóżku, a teraz mówisz, że nie idziesz do kościoła?

– Jestem dorosły, wiem, co robię – warczy na nią.

– To ona? To ona sprawia, że nie chcesz iść do kościoła?

Nie mam ochoty nawet na nią patrzeć. Traktuje mnie tak jak traktowali mnie w moim mieście. Miałam to gdzieś wtedy i wtedy się nie zmieniłam, dlatego nie zrobię tego pod jej naciskiem.

– Mamo, wyjdź. Jest ósma rano, a my chcemy spać.

– Luke! Co ty sobie..

– Wyjdź! – krzyczy na nią – Nigdzie nie idę!

Kobieta znowu trzaska drzwiami, a Luke znowu dołącza do mnie pod kołdrą.

– Nie mamy wstydu, co? – całuje mnie w szyje – Bezwstydnicy, leżący razem w łóżku, ubrani.

– No to się rozbierzemy. Ósma godzina to dobra godzina na seks.

Śmieje się w moją szyje.

– Matka by dostała zawału..

– No to się wyprowadzamy – oznajmiam.

– Masz racje, tak będzie lepiej.

Nie wiem czy Luke przed wypadkiem kłóciłby się ze mną o to. Nie wiem czy wtedy chciałby, żebym dogadała się z jego mamą, ale wiem, że na pewno nie odpuściłby kościoła.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz