60 {za dużo}

1.1K 175 8
                                    

Jesteśmy w jego rodzinnym domu. Jego mama nawet nie chciała słyszeć, że zamieszka ze swoimi przyjaciółmi, bo nie miałby się kto nim odpowiednio zająć. Ja bym się nim zajęła, ale to też jej nie zadowoliło. Cud, że pozwoliła mi tu z nim zostać.

Nie groziła mu utrata życia, ani nic w tym rodzaju, ale ja i tak czuję jakbym mogła go stracić, dlatego desperacko tulę się do niego, nie chcąc nawet myśleć o tym, co będzie dalej. Nigdy nie byłam zbyt przytulaśna, ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby przestać go dotykać chociażby na minutę. Nie umiem używać właściwych słów, więc to wszystko, co mogę dla niego zrobić. Nie mam pojęcia, co mogę zrobić, żeby to naprawić, dlatego po prostu tutaj z nim jestem.

– Kiedy wracasz do Londynu?

Nie chcę się na tym skupiać, ale nie mogę ukryć, że nie słyszę ciepła w jego głosie. Będę czekać, aż wróci, a jeśli tego nie zrobi to też w porządku. On był przy mnie zawsze i zamierzam zrobić to samo.

– Na razie nie wracam.

Gładzę jego pierś, próbując sprawić, że skupi swoją uwagę na czymś innym niż to, co właśnie powiedziałam.

– Dlaczego?

– Bardzo zabawne – całuję jego pierś – Nie rób z siebie głupka.

– Nie możesz tutaj ze mną zostać. Masz studia, Wendy.

– Przestań – warczę – Nie próbuj tego robić. Nigdzie się nie wybieram. Jesteś na mnie skazany. Poradzę sobie ze wszystkim.

– Ze wszystkim, co? Łącznie z tym, że będę musiał wrócić do rodziców? Że prawdopodobnie będę miał jeszcze kolejne opóźnienie w szkole? Skończysz studia przede mną, Wendy.

– Naprawdę to jest to o czym myślisz dwa tygodnie po tym wypadku?

– Wiesz, że to wina tamtych lekarzy? – słyszę złość w jego głosie – Uznali, że to kontuzja, którą można wyleczyć, a nie trzeba operować. No i co? No i teraz mam. Fantastycznie, prawda?

– Nie jesteś lekarzem, skąd mogłeś wiedzieć? – pytam spokojnie.

– Ktoś powinien był!

Myślę o tym na górze i o tym jak bardzo Luke w niego wierzy. Nie mam prawa tego oceniać.

– A teraz będziesz z takim pieprzonym nieudacznikiem...

Luke nie przeklina. Luke nie dodaje niepotrzebnych określeń, które mają umocnić jakieś słowa.

– Martwisz się o mnie? Bo jeśli tak, to możesz skończyć. Mnie to nie martwi.

– Wendy, wiem czego chcesz od życia...

– Przestań, kurwa – ja zawsze przeklinałam, on nie – Przez osiemnaście lat ludzie chcieli, żebym była kimś kim nie jestem, a teraz ty chcesz mi mówić czego chcę?

– Jestem przerażony.

– Poradzimy sobie z tym, razem – przytulam go trochę mocniej, próbując pokazać mu jak wiele dla mnie znaczy – Kocham cię, bardzo.

– Okej – rzuca w odpowiedzi – To znaczy, ja też cię kocham, Wendy, bardzo – nie chcę czepiać się obojętności w jego głosie – Chcesz się kochać?

No i proszę, dalej jesteśmy w tym samym miejscu, na tym samym etapie..

– W tej chwili jestem dosyć niesprawny, ale jeśli bardzo byś chciała..

– Przestań.

Wstaję z niego, bo nie wiem dlaczego za wszelką cenę postanowił, że mnie zrani i do siebie zrazi.

– Za żadne jebane skarby świata nie chodzi pomiędzy nami o seks i przykro mi, że tak to umniejszasz. Chcesz być niemęski? Okej, możesz w tej sytuacji być słaby i potrzebujący, ale jeśli chcesz, żebym przestała cię kochać i to twój sposób, to nie tylko jesteś niemęski, ale i nie jesteś mężczyzną, a tego nigdy ci nie ujmowałam.

– Wendy...

– Przestań – powtarzam – Idę zobaczyć czy może twoja mama nie potrzebuje pomocy z obiadem czy coś i tak już mnie nienawidzi.

Schodzę po schodach starając się nie robić hałasu i mimo tego, że nie jestem w tym najlepsza ubieram na twarzy mój najlepszy uśmiech. Słyszę trzaskanie naczyń, więc mam nadzieję, że się mnie nie pozbędzie.

– Dzień dobry czy mogę w czymś pomóc?

– To nie biuro telefoniczne, Wendy.

Jestem w tym beznadziejna.

– Co pani gotuje?

– Robię ulubione danie Luke'a.

– Mogę jakoś pomóc?  Może mnie pani czegoś nauczy, żebym potem mogła..

– Nie znasz jego ulubionego dania? – oburza się.

– Niech pani sobie myśli, co chce, ja i tak nie zniknę. Nigdy nie byłam niewidzialna i nagle się taka nie stanę..

– Jesteś taka pyskata – kroi pomidory i nawet na mnie nie patrzy — Mój syn taki nie jest.

– Jack jest.

Mogę przysiąc, że przewraca oczami.

– Ale nie Luke, on zawsze miał plan, wiesz? Gdy przyszedł do domu któregoś dnia i powiedział, że ci się oświadczy.

Zamieram.

Tak po prostu.

– A teraz ten wypadek..

– Nie jestem z nim dlatego, że gra w piłkę – bronię się.

– Wiesz jak to jest żyć z kimś z niespełnionymi marzeniami? – dopiero teraz na mnie patrzy – Jak ten ktoś wie, że musi żyć dalej, ale nie czuje się sobą?

– Bóg pomoże mu..

I wiem, że nie powinnam tego mówić.

– Dlaczego kpisz z naszej wiary? Myślisz, że on nie chce ślubu kościelnego?

– Proszę pani, my nie jesteśmy ze sobą nawet rok...

– Wytłumacz to mojemu synowi! On już planuje wasze życie!

To mi pochlebia.

To mnie przeraża.

A jednocześnie wiem, że teraz wszystko się zmieniło.

– A ty nawet nie wiesz jakie jest jego ulubione danie.

– Proszę wyjść z kuchni, a pokażę pani czego jeszcze nie wiem o pani synu.

Mam nadzieję, że tego nie spierdolę.

– Dlaczego tak walczysz?

To najgłupsze pytanie z możliwych.

– Niech pani odpocznie, a ja przygotuję obiad.

– Nie spal mi domu, Wendy.

To wszystko nie jest próba tylko dla Luke'a. Ja także na nowo odkrywam siebie.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz