10 {Po raz drugi}

1.9K 195 11
                                    

Dlatego nie lubię ludzi, bo okazują się potrzebni.

Gdy dzisiaj idę do szkoły, czuję się samotna.

Gdzie on jest? Przecież twierdzi, że spotykamy się przypadkiem, więc gdzie jest dzisiejszego poranka?

Naciągam rękawy bluzy na dłonie, dzisiaj jest zimno, a ja czasem wybieram praktyczność. Chociaż zawsze jakoś staram się dorzucić elementy stylu. Dzisiaj jest nimi spódnica do kostek w czarno białe paski. Cóż, dobrze nie jestem w ogóle praktyczna, ale nie jest mi znowu tak zimno.

Może nie miałabym czasu myśleć o chodzie, gdyby tutaj był.

Ale go nie ma.

Gdzie jest?

Został z nią dużej? Spędził z nią noc?

To nie moja pieprzona sprawa.

Zakładam kosmyk włosów za ucho, ale wiatr szybko rozwiewa mi włosy.

– Wendy! – znam ten głos.

Obracam się, żeby go dostrzec. Biegnie do mnie całkiem szybko, a ja z jakiegoś powodu martwię się o jego kontuzje. Mam nadzieję, że go nie boli. Kurwa, właśnie dlatego nie lubię się przywiązywać.

Myślę, czuję, opiekuję się.

Od tego nie ma ucieczki, a ci ludzie zawsze w końcu znikają.

Dlatego szybko dochodzę do wniosku, że lepiej, gdyby go tutaj nie było.

– Dlaczego idziesz do szkoły pieszo? Myślałem..

– Mama nie znalazła czasu, okej? – jestem w bojowym nastroju,

– Mogłaś zadzwonić. Pojechałbym z tobą.

Nie mam jego numeru, a nie chciałam wysiadać, gdy odbierałam Dylana z treningu. (Pojechałam autem babci, mimo, że nie pozwala mi go używać, ten jeden raz mi się upiekło) Wszyscy by się na mnie patrzyli, a ja zrobiłabym z siebie tylko idiotkę. Po za tym Dylan był strasznie podekscytowany, bo strzelił gola, więc zabrałam go na lody. Później chciał poćwiczyć grę, więc to także z nim zrobiłam w naszym ogrodzie. Tata specjalnie kupił bramkę, żeby on mógł rozwijać swoją pasje.

– Dzięki. Zrobię to dzisiaj z mamą.

– Okej, ale gdyby coś...

Kręcę głową.

Nie potrzebuję jego dobrego serca, ani jego dobrych uczynków, które może sobie wpisać na listę szybszego dostania się do nieba.

Czasem myślę, że ludzie wierzący robią wiele rzeczy ze strachu przed sądem ostatecznym, a potem przypominam sobie, że możesz odzyskać wiarę w ostatnim momencie i dalej iść do nieba.

To takie popieprzone.

Każdy zasługuje na zbawienie?

Dlaczego po śmierci wszyscy mają być sobie równi?

To kolejny powód, dlaczego nie wierzę. Nikogo nie oszukuję w tym, jaka byłam. Moje życie kończy się w dniu mojej śmierci i nie ma znaczenia, gdzie jestem dalej, bo to nie jest prawdziwe.

Wiara jest dla mnie w jakiś sposób możliwością odkupienia wszystkich swoich win, a ja w to nie wierzę.

Może nie umiem zapominać, może zbyt mocno trzymam się zasad.

A może po prostu jestem idealistką, co czyni mnie kretynką.

– Halo, Wendy – macha mi ręką przed twarzą.

– Co mówiłeś?

— Pytałem, czy pojawisz się w weekend na targu. Będę sprzedawał ryby i mógłbym...

– Te cholerne ryby. Nie śmierdzisz po tym?

– Na szczęście nie mam nikogo kto by mnie wąchał.

– Ale na pewno masz kogoś kto by chciał – zdecydowanie znam za dużo takich osób.

– To trochę obleśne, nie sądzisz? Może dobrze, że pracuję w rybach, przynajmniej nikt się do mnie nie dobiera.

– Och, teraz zgrywasz świętoszka?

– Okej, przypuszczam, że nie jestem na liście twoich ulubionych osób – poprawia czapkę – Nie jestem świętoszkiem, staram się po prostu być dobrym dla ludzi. Może powinnaś spróbować.

– Nie.

Nie znam nikogo kto odebrałby mnie pozytywnie. Nawet gdy się staram ludzie patrzą na mnie, jakby spodziewali się, że podpalę im dom. Kiedyś nawet się uśmiechałam, ale nigdy nikt nie uśmiechnął się do mnie. Muszę mieć to gdzieś. Inaczej nigdy nie skończyłabym płakać.

– Twój brata przyjdzie. Zaproponowałem mu, żeby mi pomógł, a on bardzo chętnie się zgodził..

Nie dziwię się. Szuka męskiego autorytetu, bo taty za często nie ma. Ekscytują go wszystkie rzeczy, które ludzie robią w tym mieście, ale babcia jest za mało aktywna, żeby wystarczało mu jej towarzystwo.

– Dobrze wiedzieć.

– Wiesz, wczoraj rano..

– Cześć, Luke! – to znowu Natalie.

Na jej widok przypomina mi, że pocałował mnie w głowę, ale ona to wspomnienie całkowicie zniszczyła. Nawet nie mogłam się tym nacieszyć. Nie wiem, kiedy ktoś pocałował mnie w czubek głowy. Tata nie jest zbyt wylewny, a mama nie próbuje być, gdy widzi jak do wszystkiego podchodzę z rezerwą.

– Muszę iść – mówię mu – Nie goń mnie, poradzę sobie.

– Wendy...

Nie potrafi odejść od dziewczyny, która widocznie potrzebuje jego uwagi. Ja tego nie robię, ja go nie potrzebuję.

I dobrze mi z tym.

– Natalie, potem porozmawiamy.

I tak po prostu znowu jest przy mnie.

– Mam trasę do przebiegnięcia – uśmiecha się do mnie – Nie mogę zatrzymać się na dłużej.

Mimo, że do czasu dojścia do szkoły milczymy, on nie przestaje się uśmiechać.

Jego bycie po prostu przyprawia mnie o dreszcze.

Freeway {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz