Fragment 5

884 73 9
                                    

  - Dyrektora kazała się wam do końca zdecydować jaki klub wybieracie - powiedział historyk, gdy tylko weszłyśmy do sali.
  - Zaraz, co? - spytałam kompletnie zaskoczona.
      Spojrzałam na Nikki, ona również wyglądała jakby pierwszy raz o czymś takim słyszała.
  - Może pan powiedzieć coś więcej na ten temat? - poprosiła złotowłosa z lekkim uśmiechem, sztucznym ,ale zawsze.
     Wychowawca spojrzał na nas zmieszany.
  - Przekazałem wszystkie informacje waszym rodzicom, a przynajmniej tak mi się zdaje. Ostatnio jestem trochę zabiegany...
  - Nie, spokojnie  - przerwałam mu. - To pewnie my coś przeoczyłyśmy - a mówiąc "my" miałam na myśli "mama", która załatwiała wszystkie formalności. Z jej zdolnościami dobrze, że nie musiałyśmy połowy rzeczy donosić. Powiedzieć, że była roztrzepana to mało.

***

    Matematyka. Przedmiot zazwyczaj kojarzony z liczbami, trudnymi zadaniami, typu Anka i Danka lub ostrym główkowaniem dla mnie było to jednak 45 minut bezsensownego gapienia się w okno. I tak miało tak być do końca roku kilka razy w tygodniu... Pięknie, pomyślałam, podpierając brodę na ręce.  Miałam, aż ochotę policzyć ile szkoła jest mi winna godzin straconego w ten sposób życia.
  - Izabelo mówię do ciebie! - głos nauczycielki przebił się prze myśli, docierając do świadomości.
     Powoli odrywałam wzrok od okna i przekierowywałam go na matematyczkę, która próbowała zabić mnie spojrzeniem.
     To, co ja tam myślałam o niepodpadaniu nauczycielom?
  - Do tablicy - rzuciła chłodno.
     Pięknie! Nie wiedziałam jaki przykład miałam zrobić. Jakie zadanie. Nawet jaki był temat, a ja tu o przykład się martwię.
     Mimo wszystko wzięłam zeszyt do ręki i wstałam z ławki. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę zielonego potwora, który z taką łatwością odbierał uczniom rozum. Tylko, że ja nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji. Matematyczka szukała kredy w szufladach swojego biurka. Skorzystałam z jej nieuwagi i zabrałam Natanielowi zeszyt, kładąc na ławce chłopaka swój.
  - Ej!
  - Ciii.. - szepnęłam, kładąc sobie palec na ustach.
     Teraz jestem ustawiona, pomyślałam, odbierając kredę od nauczycielki. Śmiało podeszłam do tablicy i pokonałam zielonego potwora, przepisując całe zadanie. Na szczęście nie było w nim podpunktów, więc nie musiałam się martwić, że przepiszę zły. Blondyn miał naprawdę ładne pismo, niczym nie przypominające moich ślaczków. Po zapisaniu wyniku końcowego, usłyszałam magiczne słowa- "Dobrze, możesz usiąść". Na wykonanie polecenia nie musiała długo czekać. Od razu skierowałam się do ławki, po drodze odmieniając zeszyty. Usłyszałam głośne, zrezygnowane westchnienie matematyczki.

***

     Razem z Nikki postanowiłyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o klubach, więc podeszłyśmy do naszym zdaniem najbardziej doinformowanych osób w tym temacie, czyli do Melanii i Rozalii. Zgodnie z oczekiwaniami obie znały wszystkie.
  - To jaki polecacie? - spytałam, nie chcąc dłużej słuchać jak wymieniają w kółko jakieś nazwy.
  - Na historii jest super, ale tam już dawno wszystkie miejsca zajęta - mruknęłam Rozalia. Z takim nauczycielem to w sumie nie dziwiło.
  - Biologiczne ma ciekawe zajęcia - dodała Melania.
     Wyobraziłam sobie jak uczniowie ubierają kościotrupa w perukę i sweterek, ale pewnie nie o takich zajęciach mówiła,
  - Chemia i tak bije wszystko na kolana - rzuciła Aneta, przechodząc obok.
  - Nie słuchajcie jej, oszalał - szepnęła białowłosa. - Jak można lubić chemię?
      Prychnęłam śmiechem, Najwyraźniej można.
  - A coś nie związanego z nauką? - spytała Nikki, bez owijania w bawełnę. Nigdy nie lubiła się uczyć, a wizja dodatkowej godziny z książką w nosie kompletnie jej nie odpowiadała.
  - To zostają dwa kluby. Koszykówki i ogrodniczy.
     Jak dla mnie obie nazwy nie brzmiały dobrze.

***

     Jakoś nie miałam ochoty iść na angielski. Niby siedziałam z Lysandrem i to powinno sprawić, iż biegłabym do sali w podskokach, ale... Ale to, co powiedział ostatnio nadal krążyło mi w głowie, nie dając spokoju. Jak tylko najwolniej umiałam, doczłapałam się do ławki. Zajęłam swoje miejsce, rozpakowałam i nie wiedząc, dlaczego spojrzałam na białowłosego. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiedziała, że moje serce w jedną sekundę może tak przyśpieszyć, pomyślałam, czując łomotanie w klatce piersiowej. Heterochromiczne oczy przeniosły swoją uwagę na tablicę.
     Po chwili znów zauważyłam na sobie jego spojrzenie. Tym razem dłuższe i intensywniejsze. Wydawał się nad czymś zastanawiać. Odwracał wzrok i kierował go z powrotem, przez pół lekcji, a ja nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego, aż w końcu się odezwał.
  - Przepraszam ,ale czy ja ci się przedstawiłem? - spytał tym cudownym głosem.
     Spojrzała na niego jak na totalnego idiotę. To tyle?! Nad tym się tak zastanawiał?
  - Nie - mruknęłam, obrażona.
  - Przepraszam, powinienem zrobić to od razu, to bardzo nie w moim stylu. Jestem Lysander - powiedział, a brzmienie jego głosu prawiło, że od razu złość mi przeszła. - Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
     Chciałabym, ale nie mogłam. Chciałam się na niego wkurzyć i mieć go głęboko gdzieś, ale nie umiałam. Wiedziałam, że nic nie zrobił. Ja po prostu nie chciałam, aby mi się podobał. Zawsze myślała, że będę się w kimś zakochiwać powoli, a tu proszę!
  - Izzy - szepnęłam.
  - Izabela? Ładne imię - uśmiechnął się delikatnie, wręcz ledwo zauważalnie, a ja odwróciłam wzrok.
      Czyli on również nie uważał na matmie?

Ta drugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz