Alexy usiadł koło mnie na pufie. Odłożył torby z zakupami. Było ich ze dwanaście. W tym tylko jedna moja. Nie wspominając, że byliśmy tylko w trzech sklepach, a o tym, iż zajęło nam to dwie godziny już nawet nie chcę myśleć. Nawet Nikki wyrabia się szybciej. Dogadaliby się, pomyślałam, prostując się. Zresztą pewnie to zrobią, potrzeba jeszcze tylko trochę czasu. Zobaczymy jaki wtedy dla mnie będzie.
Dziwnym trafem zdążyłam go polubić.
Podałam mu koktajl. Nie rozumiem jak może pić miętowy. Ohyda. Podsunęłam swoją torbę pod nogi, po czym zakosztowałam koktajlu. Przepyszny, bananowy. Po prostu najlepszy.
- Ile potrafisz spędzić na zakupach? - spytałam, szturchając go łokciem.
- Tyle ile galeria jest otwarta - odparł z uśmiechem, po czym nagle posmutniał.- To naprawdę ty pomazałaś tę szafkę?
Nie sądziłam, że ktoś o to zapyta. Spodziewałam się raczej, iż wszyscy mnie obwinią. W końcu tak najłatwiej, ale on nie idzie na skróty. On chce wiedzieć, a nie przyjąć tego tak jak się wydaje. Tylko czy to takie ważne? Zachowuje się jakbym mu brata uwiodła i rzuciła.
- Taka burza o jeden kawałek metalu - odparłam, przyglądając się jego reakcji. - Nawet jeśli, to, co? Zmienisz zdanie o mnie? A nie czekaj, już zmieniłeś. Czy chcesz się upewnić? To przecież takie ważne, kto pomazał szafkę jakieś idiotki.
- Czemu nie powiedziałaś, że to nie twoja sprawka?- spytał.
Zaraz, zaraz. Co? Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Trochę ostatnio myślałem, przepraszam, że cię unikałem, ale nie chciałem się zadawać z kimś kto... Przestraszyłaś Violette tą głupią akcją z włosami! Coś ty sobie myślała? Wyleciałaś już z jednej szkoły teraz chcesz z drugiej? Następnym razem pomyśl trochę zanim coś zrobisz.
Siedziałam jak zamurowana. Miałam wrażenie jakby przemawiała przez niego troska. Czemu miałby się o mnie troszczyć.
- Rozczarowałaś mnie okey? Nie lubię, nie wierzę w stereotypy. A ty zachowałaś się tak jak ludzie o tobie sądzą. Taka chcesz być? Ja już nie wiem, co mam myśleć.
- Mówisz tak jakbym ci dała nadzieje, że jestem inna.
- Owszem dałaś. Mi, Rozalii, Anecie. Lubimy cię taką jaką jesteś... Nie psuj tego.
Prychnęłam śmiechem.
- Szybko tracisz wiarę w ludzi - odparłam, podnosząc się z pufy.
- Poczekaj odprowadzę cię - powiedział, nim odeszłam.
Mama jeździ bardzo, bardzo ostrożnie, czasami wyprzedzają ją rowerzyści, ale gdy tylko dodałam, że jakiś chłopak odprowadza mnie na parking, magicznie zjawiła się dziesięć minut wcześniej, niż planowała. Byłam za to wdzięczna, bo nie chciałam już przebywać w towarzystwie Alexy'ego. Zdenerwowała mnie ta rozmowa. Jakby jeden wybryk decydował o człowieku.
- To, co to był za kolega? - spytała mama, unosząc brwi. - Czyżbyś przedstawiła mi przyszłego zięcia?
-Zapomnij.
- Kiedyś się doczekam - odparła, uśmiechając się.
- Chyba, że Nikki mi go zabierze - mruknęłam, przypominając sobie jak określiła Lysandra słodkim. Matko jedyna, ja chyba zwariowałam, że wspominam tę sytuację.
Na razie nie zrobiła żadnego kroku, ale ile to potrwa?
- Teraz mniej przyjemne wieści. Zawiozę was jutro do szkoły.
- I to te wieści? Lubię chodzić piechotą, ale bez przesady.
- Dzwoniła dyrektorka - dodała, unosząc jedną brew.
Cholera.
- Co to w ogóle za Amber?
- Idiotka, która myśli, że rządzi szkołą, bo jest taka "fajna"
- Aha, to dlatego Nikki pomazała jej szafkę?
- Że co?!
-Nie wejdę tam.
- Słuchaj matki i nie marudź.
Od początku wiedziałam, że nie wygram tej kłótni. Mama bywała strasznie uparta i dumna. W tych sprawach można do niej mówić i mówić, ale nic nie trafia do tej kobiety.
Dalej jednak sądzę, że to było bez sensu. Nie zamierzałam wchodzić do durnego gabinetu durnej dyrektorki.
- Właź, albo ja cię tam wniosę.
Była do tego zdolna. Powlokłam się przez drzwi z niezadowoloną miną. Dyrektorka również nie była zachwycona moim widokiem.
- To, proszę słucham - powiedziała mama krzyżując ręce na piersi. - Proszę się spieszyć, Izzy musi iść na lekcje.
- Nie rozumiem, dlaczegóż to pani przyprowadziła tu Izabelę.
- Z całym szacunkiem, ale chyba to jest jasne. Nieuzasadnione oskarżenia wymagają przeprosin. Wymaga pani manier od uczniów to ja mogę od pani.
Zamknęła za sobą drzwi od gabinetu dyrektorki. Jej wzrok, gdy mnie przepraszała mówił ,, zapłacisz mi za to". Ten rok zapowiadał się ciekawie. Nie martwiło mnie to jednak zbytnio. Najwyżej mnie wyrzuci. Miałam jeszcze kilka szkół do wyboru.
Odwróciłam się tyłem do drzwi, szturchając kogoś ramieniem.
- Przeprasza, powinienem się odsunąć.
Lysander.
- Co ty tu robisz? - spytałam nie ukrywając zaskoczenia.
Skierował wzrok w inną stronę, po czym śliczne różnokolorowe oczy znów skupiły się na mnie.
- Dyrektorka zobaczyła mnie na kamerach w noc, gdy ktoś pomazał szafkę Amber - oparł trochę zawstydzony.
Osłupiałam. Był tam wtedy i nie stanął w mojej obronie. A to kanalia.
Wyminęłam go i ruszyła na lekcje.
W drodze na zajęcia rozmyśliłam się. Zamiast do klasy trafiłam do lodziarni. Zamówiłam swój ulubiony smak - kokosowy. Usiadłam przy jednym ze stolików na zewnątrz. Nie było zbyt ciepło, ale cóż. Lepsze to niż gapiąca się na ciebie sprzedawczyni.
- Wagary? Dziecko drogie, chociaż może udasz, iż się przejęłaś, że cię przyłapałam? - mówiła mama siadając obok z jagodowym sorbetem.
- Mam kłamać?
Zmierzyła mnie wzorkiem.
- Idziesz na następną lekcję - odparła, patrząc na mnie złowrogo.
- Bo co?
- Jestem właścicielką twojej karty telefonicznej, mogę zablokować twój numer.
- Wygrałaś.
CZYTASZ
Ta druga
FanfictionPiękna, złotowłosa, nowa dziewczyna, do której chłopcy ustawiają się w kolejkę. Nie, to nie ja, ale moja siostra. Ja to ta druga bliźniaczka. Mam nie najlepszą opinię. Klasa raczej woli mnie unikać. Dyrka wydaje się czekać, aby mnie wyrzucić, a do t...