Nerwowo mieszałam kawę, rozglądając się co jakiś czas. Wiedząc, gdzie chłopcy mieli zagrać, myślałam, że zawrócę do domu. Ta konkretna kawiarnia była miejscem pracy Monique, a ja naprawdę nie chciałam jej spotkać. Wszystko byleby nie to. Roza dopytywała, co mam taką minę, ale zbyłam ją, nie zamierzając tego wyjaśniać. Nie widziałam potrzeby, aby dzielić się tą informacją. W końcu i tak teraz nie wyjdziemy. Zaraz miał się zacząć występ. Na scenę wbiegła jakaś dziewczyna, młodsza od nas blondynka.
- Kto to?- zapytałam Rozalii.
- Nina, największa fanka Lysandra. Predysponuje do psychofanki, ale to dzięki niej chłopaki mogli nagrać w studiu piosenkę i tu dziś wystąpić. Nawet zaczęła się ubierać tak, aby do niego pasować, a w Halloween przebrała się za niego.
-Okey...
Trochę mnie to zmartwiło. Jednak na scenie pojawił się Lys i cała moja uwaga skupiła się na nim. Pasował do tej sceny, tego oświetlenia i tej roli w zespole. Wydawał się być na swoim miejscu. Słuchałam ich występu jak zaczarowana. Jak można być tak przystojnym, uroczym i utalentowanym jednocześnie? Nic dziwnego, że się w nim zadużyłam.
Roza poszła w pewnym momencie do łazienki, a ja zostałam sama przy stoliku.
- No proszę, kogo ja tu widzę - usłyszałam głos, którego nie chciałam dziś słyszeć.
Spojrzałam na Monique niezadowolona.
- Znów postawiłaś na zmianę wizerunku? I tak wszyscy wiedzą, że z ciebie dziwadło, nie musisz tego jeszcze unaoczniać.
Miałam ochotę uderzyć pięścią w stół, ale nie chciałam robić afery podczas występu Lysa.
- Wal się - burknęłam do niej.
- Jeszcze takie niewychowane.
- Bo niby ubliżanie innym jest przejawem większej kultury - mruknęłam wkurzona.
Dziewczyna tylko przewróciła oczami i oddaliła się. Odetchnęłam z ulgą. Znów skupiłam się na występie Lysandra, próbując zapomnieć, że ona tu była. Po chwili wróciła Roza z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Pamiętam jak pierwszy raz usłyszałam te piosenkę - zaczęła wesoło. - To chyba moja ulubiona z ich repertuaru.
Miałam już zapytać o to, kiedy właściwie to było, ale kątem oka zauważyłam Monique. Przechodziła obok z tacą. Miałam złe przeczucia.
- Izzy, czy coś jest nie tak? - zapytała białowłosa.
Było nawet bardzo "nie tak". Zauważyłam tylko ten uśmiech kelnerki, zanim wszystko, co niosła nie znalazło się na mnie.
Nie wierzę...
- Oj bardzo panią przepraszam, ale to po prostu wyślizgnęło mi się z rąk - powiedziała przekonująco Monique.
Spojrzałam na mój cudowny gorset cały w kawie i spodniach ubrudzonych kremem z ciasta. Do tego na kolanach miałam jakieś zużyte chusteczki i papierki po herbatnikach, które dodają tu do herbaty. Na podłodze leżał talerz i potłuczona filiżanka, oczywiście zanim tam spadły odbiły się ode mnie, ale pomińmy to.
- Pozwoli pani, że pozbieram te śmieci. - Dziewczyna nachyliła się i zaczęła przekładać chusteczki spowrotem na tacę. - Ciągnie swój do swego - szepnęła tak, abym tylko ja to słyszała.
Zirytowana zebrałam jednym gestem wszystko, co tylko mogłam z siebie i wepchnęłam jej to na tacę. Chciałam do gęby, ale powtarzałam sobie w głowie, że nie mogę zepsuć Lysandrowi występu. Wstałam i wymijając ją pobiegłam do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Kopnęłam w niczemu winny kosz na śmieci.
Mogłam się tego spodziewać. To było do przewidzenia. Powinnam wyjść jak tylko ją zobaczyłam. Chciałam jak najszybciej opuścić lokal, ale przypomniałam sobie, że zostawiłam torebkę i kurtkę przy stoliku.
Pięknie.
Sięgnęłam po ręczniki papierowe, ale chwyciłam tylko powietrze. Pojemnik był pusty... Mogło być lepiej?
- Pomóc ci jakoś? - usłyszałam za sobą głos Rozy. Spojrzałam na nią w lustrze, zauważając, że miałam całą twarz czerwoną. Nie dość, że byłam brudna to jeszcze to. Cudowne wyjście, aż żal, że nie zostałam w domu.
Pokręciłam głową. Najchętniej poprosiłabym ją, aby wyszła i zostawiła mnie samą, ale wiedziałam, że to na nic. Rozalia i tak by została.
Zajrzała do pojemnika na ręczniki. Zmarszczyła brwi, dostrzegając, iż był pusty.
- Poczekaj tu, pójdę tylko po torebki, któraś z nas na pewno ma chusteczki.
Kiwnęłam głową. Oparłam się o ścianę, mając nadzieję, że Lysander nie widział tego incydentu. Przez większość występu miał zamknięte oczy, więc była na to duża szansa. Jeszcze Kas mógł wtedy na nas patrzeć... W sumie często zerkał w naszą stronę. Jeśli tak, pewnie mu to opowie. Westchnęłam, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wróciłam - usłyszałam głos Rozy. Zdjęłam ręce, spoglądając na nią. - Masz, idź do kabiny, zdejmij gorset i ubierz to, spróbujemy to chociaż zamoczyć, wtedy będzie szansa, że się spierze.
Wzięłam od niej swoją skórzaną kurtkę i zrobiłam jak kazała. Niby teraz powierzchnia zakrywana przez ubranie była większa niż przy gorsecie to czułam się wręcz przeciwnie. Spoglądałam, co sekundę na zamek, czy się nie rozpiął, chociaż o milimetr. Czyściłam spodnie, podczas, gdy Roza męczyła się z gorsetem.
- No i powinno być już w porządku, ale na wszelki wypadek wypierz to jeszcze.
- Tak zrobię.
Nie za bardzo wiedziałam jak teraz wziąć to do domu. Nie kapało z tego, czy coś, ale było zbyt wilgotne, aby włożyć to do torebki, a nieść to w ręku ze świadomością, że to powinno znajdować się pod tą kurtką... Do tego spodnie dalej miały na sobie plamy, tam, gdzie spotkały się z kremem.
Wyjęłam z torebki telefon.
- Do kogo dzwonisz? - zapytała.
- Chcę zamówić taksówkę, nie będę tak wracała przez pół miasta - odparłam, wybierając numer.Lys
Kolejna piosenka dobiegła końca. Czekałem na kolejną, wsłuchując się w dźwięki, ale zamiast tego usłyszałem inną melodię. Taką, którą Kas zawsze sygnalizował przerwę, abym wiedział kiedy je zrobić.
- Jesteście państwo wspaniałą publicznością, ale musimy zostawić was na krótką przerwę. Zachęcam wykorzystanie jej do złożenia życzeń naszej cudownej jubilatce.
Rozległy się brawa, a my schowaliśmy się za kulisy. Od razu napiłem się wody, patrząc pytająco na Kasa. Niby umawialiśmy się na przerwę w trakcie występu, ale miałem wrażenie, że zrobiliśmy ją zbyt szybko. Przyjaciel już miał odpowiedzieć, gdy Roza wpadła do nas jak wystrzelona z procy. Opisała nam szybko, co się stało.
- Wyszła właśnie poczekać na taksówkę.
Kas odłożył gitarę i wybiegł tylnym wyjściem. Ruszyłem za nim. Udało nam się spotkać Izzy zanim wsiadła do auta. Przyjżałem się jej. Brudne spodnie, zapięta pod samą szyję kurtka i gorset w ręku... Wolałem nie prowokować myśli, skupić się na twarzy dziewczyny.
- Izzy przykro nam, że tak skończył się dla ciebie ten wieczór - odezwałem się jako pierwszy.
Patrzyła na nas trochę zawstydzona.
- Z drugiej strony żałuję, że tego nie widziałem - zażartował Kas, a dostrzegając, co trzymała w ręku dodał - coraz bardziej tego żałuję.
Zgromiłem go spojrzeniem. Czasami mógłby trzymać język za zębami. Znów skupiłem się na Izzy, która zrobiła się cała czerwona i wsiadła do auta, najwyraźniej mając nas już dość.
- Jeśli poprawi ci to humor, to chciałbym jeszcze zauważyć, że bardzo ładnie dziś wyglądałaś.
Nastolatka uśmiechnęła się lekko.
- A nie uważasz, że trochę wulgarnie?
- Mam staroświeckie podejście do ubrań, jakbyś nie zauważyła mojego stroju, więc w tym temacie swoim zdaniem bym się nie sugerował.
Dziewczyna roześmiała się, wyglądając już na dużo spokojniejszą.
- Miłej podróży - powiedziałem jeszcze, po czym zamknąłem za nią drzwi.
Samochód odjechał, a my z Kasem wróciliśmy za kulisy sceny.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że z nią flirtowałeś - rzucił, przyjaciel, chwytając gitarę.
Flirtować? Póki co jeszcze pamiętałem, co mówiłem, przeanalizowałem swoje słowa. Tylko ją skomplementowałem, nie każdy komplement to flirt...
CZYTASZ
Ta druga
FanfictionPiękna, złotowłosa, nowa dziewczyna, do której chłopcy ustawiają się w kolejkę. Nie, to nie ja, ale moja siostra. Ja to ta druga bliźniaczka. Mam nie najlepszą opinię. Klasa raczej woli mnie unikać. Dyrka wydaje się czekać, aby mnie wyrzucić, a do t...