Niech ta sesja się skończy... Pozdrawiam wszystkich studentów i mam nadzieję, że dobrze wam idzie.
Opowiedziałam wszystko Rozie, gdy spotkałyśmy się po szkole. Piszczała z radości, przez co musiałam kilka razy przerywać opowiadanie. Nie miałam jej tego za złe, sama robiłam dokładnie to samo w środku.
- Mówiła Izzy! Lys już jest twój.
- Chyba masz rację, że mogę mu się podobać - przyznałam nieśmiało. Ciepło ogarniało mnie na samą myśl o tym.
Rozalia już knuła plany jak tu sprawdzić bym znalazła się z Lysandren sam na sam, a ja tylko słuchałam i nie zamierzałam tym razem jej w tym przeszkadzać. Jeśli wymyśli coś sensownego, w co swoją drogą wątpiłam, zamierzałam przytaknąć. Korciło by samej zacząć kombinować. Moja głowa wypełniała się przez ostatnie godziny marzeniami o tym, żeby móc złapać go za rękę, czy się przytulić. Więcej narazie nie chciałam, bo pewnie bym zemdlała z radości.
- Wiem! Zrobię z Leo kolację i cię zaprosimy.
Potrzebowałam chwili, aby przypomnieć sobie, że przecież Leo, chłopak Rozy to brat Lysa... Nie rozumiałam dlaczego ciągle o tym zapominałam.
- To w sumie nawet dobry pomysł - stwierdziłam.Stresowałam się i to bardzo. Nie wiedziałam komplementnie, co zrobić, gdy zostaniemy sami. Niby miałam świadomość, że pewnie samo coś wyjdzie, jak zwykle, ale dalej martwiłam się, iż rozmowa nie będzie się kleić lub palnę coś głupiego. Odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Wróciłam myślami do komplementu, do troski w jego oczach, do tego jak mnie przytulił. Z tymi wspomnieniami łatwiej było zadzwonić dzwonkiem. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy drzwi otworzył mi Lysandre.
- Cześć - przywitałam się wesoło.
Chłopak wydawał się zestresowany. Odpowiedział bez entuzjazmu i wpuścił mnie do środka.
W korytarzu zobaczyłam Rozę, wyraźnie niezadowoloną. Co się stało? Lys wziął ode mnie kurtkę i poszedł do salonu. Coś ewidentnie nie grało. Szybko zdjęłam buty i podeszłam do przyjaciółki. Zanim zdążyłam zapytać, co się wydarzyło, zauważyłam powód jej niezadowolenia, który natychmiast stał się i moim. Kastiel.
- Lys go zaprosił. - powiedziała cicho i wściekle. - Głupek jeden.
Musiałam się zgodzić...
Znak drogowy przywitał się ze mną, a ja byłam zbyt wkurzona jego obecnością, by odpowiedzieć mu jakkolwiek miło. Nie chciałam wyjść na niewychowaną przy Lysandrze, więc pomachałam Kasowi w ramach odpowiedzi, chociaż miałam ochotę udusić go tą ręką. Wszystko zepsuł. Pierwszy raz uwierzyłam w plan Rozy, a tu...
Pięknie.
- Co masz taką minę? - zapytał osobnik, którego ewidentnie nie powinno tu być.
- Miałam nadzieję, że kolacja obejdzie się bez buraków.
Zaśmiał się.
- Uważaj, bo zostaniesz deserem, Żelku.
Przewróciłam oczami.
- Chodź Izzy, przywitasz się jeszcze z Leo - powiedziała Roza, łapiąc mnie za ramię.
Poszłam z nią do kuchni.
- Próbowałem wybić mu ten pomysł z głów - usłyszałam zamiast powitania.
- Nieskutecznie - mruknęła Rozalia.
Leo wrócił do krojenia warzyw.
- I tak jestem wdzięczna za zaproszenie - powiedziałam szczerze.
Uśmiechnął się tylko do mnie i znów skupił na gotowaniu.Przez całą kolację miałam wrażenie, że Lysander unikał mojego wzroku, a do rozmowy ciągle wcinał się Kastiel. Skoro z planu Rozy nici postanowiłyśmy, że wyjdę wcześniej niż zamierzałyśmy. W końcu i tak plan się posypał.
- Na pewno nie chcesz, aby cię odwieść? - dopytał Lysander, gdy ubierała się do wyjścia.
- Tak, spacer dobrze mi zrobi.
- Jest późno Izzy...
- Jak się tak martwisz to mnie odprowadź - rzuciłam jako zaczepkę, wciąż sfrustrowana zaprzepaszczonym planem.
- Jasne, zapytam Kasa, czy pójdzie...
Czy on robił to specjalnie?! - Westchnęłam ciężko.
Nie myśląc wiele przerwałam mu:
- To tylko na przystanek.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Miałam już dość tego wieczora, mimo, że wcale nie był zły, po prostu spodziewałam się czegoś innego, lepszego.
- Chcesz, abym odprowadził cię sam? - wydusił po chwili.
- Tak - odparłam, nie przejmując się tym, co sobie pomyśli.
Widziałam zamieszanie w jego oczach. W tej chwili zwątpiłam. Bardzo mocno zwatpiłam. Zrobiło mi się zimno. Odwróciłam wzrok, czując się zawstydzona tym, że mogłam sobie wyobrazić za dużo.
- Nic się nie stanie jak na moment zniknę - usłyszałam po chwili.
Nadal na niego nie spojrzała. Dopiero, gdy usłyszałam, jak otwiera drzwi podniosłam wzrok. Lys miał dziwny wyraz twarzy, ale nie skomentowałam tego. Wyszliśmy w ciszy. Nie miałam ochoty się odezwać, on jak zwykle milczał. Tym razem pasowało mi to nawet bardziej niż zwykle. Powoli zbliżaliśmy się do przystanku.
- Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać? - zapytał, gdy dotarliśmy na miejsce.
Pokręciłam głową.
- Po prostu nie chciałam się jeszcze z tobą żegnać - powiedziałam.
Nie miałam pojęcia skąd u mnie tyle szczerości. Może to przez zmęczenie sytuacją, albo zrezygnowanie. Nie zamierzałam się nad tym zastanawiać. Zobaczyłam światła autobusu w oddali.
- Też chciałbym z tobą spędzić więcej czasu.
Usłyszałam, a nadzieję się obudziła, próbowałam uśpić ją spowrotem, podając jej leki nasenne. Gdyby chciał czegoś więcej nie zaprosiłby na dzisiejszy wieczór Kasa. Zwłaszcza, że o kolacji wiedział wcześniej, niż umówił się z przyjacielem.
- Ta - mruknęłam zirytowana.
- Izzy, czy ty jesteś na mnie zła?
Nie odpowiedziałam, wymownie spoglądając na autobus, który właśnie zatrzymywał się na przystanku.
- Jeśli masz chwilę, może porozmawiamy i podjedziesz następnym - zaproponował. - Nie chciałem cię niczym urazić - zapewnił szybko.
- Wiem - odparłam smutno. - Do zobaczenia - skierowałam się do autobusu.
- Do zobaczenia Izzy, miłej nocy - usłyszałam za sobą.
Nie miałam siły się odwrócić, czy spojrzeć na niego, gdy zajęłam już miejsce w autobusie.
CZYTASZ
Ta druga
FanfictionPiękna, złotowłosa, nowa dziewczyna, do której chłopcy ustawiają się w kolejkę. Nie, to nie ja, ale moja siostra. Ja to ta druga bliźniaczka. Mam nie najlepszą opinię. Klasa raczej woli mnie unikać. Dyrka wydaje się czekać, aby mnie wyrzucić, a do t...