fragment 30

411 44 14
                                    

Przepraszam za tak długa przerwę, trochę się u mnie podziało. Teraz jeszcze ta pandemia... Was też dobija? 

Mimo, że od tego, gdy usłyszałam komplement minęło parę dni, dalej powtarzałam go sobie często w głowie. To była, aż przesada, ale co mogłam na to poradzić? To było zbyt piękne by tego nie powtarzać. 
-Izzy - wyrwał mnie z zamyślenia głos Nataniela.
Spojrzałam na niego pytająco.
Wskazał ruchem głowy przed siebie. Spojrzałam tam. Wzrok nauczycielki zwiastował kłopoty.
- Zostań na przerwie Izabelo - powiedziała, po czym odwróciła się do tablicy.
Pięknie.
Westchnęłam, nachylając się nad zeszytem.
- Jakbyś zaczęła uważać to nie byłoby problemu - odezwał się Nataniel.
Rzuciłam mu zirytowane spojrzenie.
- Nie musisz się tak o mnie troszczyć - mruknęłam.
- Nie troszczę, po prostu irytuje mnie twoja ignorancja - odparł spokojnie.
Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam się nim bawić.
- Nie moja wina, że to takie nudne.
- Może by takie nie było gdybyś skumała i coś zrozumiała - powiedział zirytowany. 
Przewróciałam oczami. Zajęłam się zadaniem. Tak, aby udobruchać matematyczkę, choć podejrzewałam, iż było za późno. Zauważyłam, że Nataniel zaglądną do mojego zeszytu.
- I widzisz to nie takie trudne - odezwał się.
- Nikt nie mówił, że trudne, tylko nudne.
- Jest w ogóle jakiś przedmiot, który lubisz? Na wszystkich wyglądasz jakbyś miała zasnąć.
- Zaczynam mieć wrażenie, że coś często mi się przyglądasz.
Uderzył się dłonią w czoło.
- Serio myślisz, że tego nie widać?
- Nie, ale miałam nadzieję, że skończysz temat. Nie lubię szkoły, ale nie zaniżę klasie średniej, jeśli o to się martwisz. 
- Skąd ta pewność?
Wzruszyłam ramionami, sprawdzając, czy zirytuje się tym jeszcze bardziej.
- Życzę powodzenia na przerwie - mruknął.
Niedługo po tym zabrzmiał dzwonek. Pakowałam się powoli, czekając, aż wszyscy wyjdą. Matematyczka dalej patrzyła na mnie zirytowana. Przedłużałam jak najbardziej, ale chyba to wyczuła, bo sama podeszła.
- Zachowujesz się arogancko i marnujesz czas. Od następnej lekcji dostaniesz własny plik zadań i jeśli nie chcesz, abym dopuściła cię do egzaminu końcowego, lepiej rób je wszystkie.
Pięknie.

Wkurzona szłam na następną lekcję, pisząc Kentinowi SMSa. Dobra moja wina, ale po cholerę dawała sobie więcej pracy? Mogła mi po prostu uwagę wlepić. Wszyscy byliby zadowoleni. No może poza moją mamą, ale ktoś się zawsze znajdzie. Tak to i ja i nauczycielka będzie zirytowana. Nieekonomicznie.
 Gdy skończyłam pisać i już miałam schować telefon do kieszeni, wpadłam w coś lub kogoś. Odsunęłam się szybko, patrząc na chłopaka. Lysander śmiał się cicho. Poczułam ogłupiające ciepło obezwładniające mnie, a zwłaszcza mózg. Bałam się, że znów palnę głupstwa. Próbowałam udać, że się nie przejęłam tym, że wlazłam na niego jak jakaś ślepa krowa. Uśmiechnęłam się, ale najwyraźniej wyszło niepokojąco, bo zapytał: 
- Coś cię martwi Izzy? 
- Eee....- mózg próbował się wgrać. 
 - Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał z troską.Kolejna próba skończyła się niepowodzeniem.
 Położył mi dłoń na ramię. Serce biło mi tak mocno, jakby chciało, aby nastolatek je usłyszał. Odwróciłam wzrok, licząc, że to coś pomoże. Jednak jedyne na czym mogłam się skupić to jego dłoń na moim ramieniu.
 - Izzy czy tamten... młody człowiek, znów ci sie naprzykrza? 
Spojrzałam na niego zdziwiona. Nie wiedziałam, że dalej pamięta o tamtej sprawie, a wyglądała jakby nie tylko pamiętał, a się tym przejął. Otworzyłam usta by zaprzeczyć, ale najwyraźniej robiłam to za długo, bo przeniósł dłoń z ramienia na plecy i bardzo łagodnym głosem poprosił bym z nim poszła. Nie stawiałam oporu. Jakbym mogła, odmówić sobie jego dotyku? Może i mózg dalej nie działał, ale takiej głupoty i tak bym nie zrobiła. Poprowadził mnie do klubu ogrodniczego. Usiedliśmy na ławce, a wówczas zabrzmiał dzwonek na lekcję. Podniosłam się, nie chcąc, aby przeze mnie opuścił zajęcia. Zatrzymał mnie jednak,łapiąc za nadgarstek.
 - Izzy to nie jest teraz najważniejsze - uśmiechnął się lekko.Nogi się pode mną ugięły. Znów znalazłam się na ławce.
 - Ale to nic takiego - udało mi się w końcu wykrztusić z siebie słowa.- On cię prześladuje, to wcale nie jest "nic takiego" - mówił z przekonaniem, nie puszczając mojej ręki. Myślałam, że zemdleje. 
- Nie Lys...
 - Izzy martwię się o ciebie. 
 Miałam ochotę odgarnąć mu grzywkę, aby nie zasłaniała tych cudnych oczu, w których zalśniła troska. 
 - Nie o niego chodzi - wyprowadziłam Lysandra z błędu.
 Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale zauważyłam, że mu ulżyło. Odetchnął głęboko. Podniósł dłoń i odgarnął niesforny kosmyk z mojej twarzy. Dotknął mnie! W twarz! Zakręciło mi się aż w głowie. Żyj, Izzy żyj! Nastolatek najwyraźniej zauważył, że coś było nie tak, bo znów zmartwienie pojawiło się w jego oczach. 
 - Izzy...- zaczął, ale mu przerwałam.
 - Po prostu się wkurzyłam na matematyczkę, bo stwierdziła, że będę dostawać dodatkowe zadania. To naprawdę nie jest warte tego, abyś opuszczał lekcję. 
Milczał przez chwilę.
 - Masz rację, to nie jest tego warte, ale ty już tak. 
Oparłam się o ławkę, aby nie stracić równowagi. On chyba naprawdę chciał, abym zemdlała. Uśmiechnęłam się, przepełniona szczęściem. To, co powiedział było takie urocze.

Lys

Po zerwaniu się z Izzy z jednej lekcji i spędzeniu jej razem na ławce, wróciliśmy na następną. Kas nie był zadowolony, że do niego nie napisałem, wolałby posiedzieć tam z dziewczyną zamiast mnie. Nie przejąłem się tym zbytnio. Zareagowałem tak jak trzeba. Zauważyłem problem i się nim zająłem. Flirty Kasa nie były tu najważniejsze.
Flirt. Przypomniałem sobie, co przyjaciel powiedział mi wtedy w kawiarni. Spojrzałem na Izzy, dostrzegając, że i ona na mnie patrzyła. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Nastolatka odwróciła głowę, przez co znów niesforny kosmyk spadł jej na twarz. Znów naszła mnie ochota, aby go odgarniając. Wróciłem pamięcią do tego momentu. Do jej zaskoczonego spojrzenia. Do przyjemnego dotyku jej skóry pod palcami. Znów uśmiech zagościł na twarzy.
Może rzeczywiście Kas miał rację?

Ta drugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz