Fragment 16

727 60 9
                                    


      Lysander wyłączył muzykę. Nie wiedziałam ile tak siedzieliśmy, ale było mi już tak gorąco, jakbym siedziała w pełnym słońcu na pustyni. Przy drugiej piosence zapomniałam nawet na chwilę o oddychaniu. Serce waliło jak dzwon, oczekując, co teraz zrobi. Spojrzałam na niego. Wstał. Przesunęłam wzrokiem po jego idealnym ciele, aż do heterochromicznych oczu.
  - Dobrze się czujesz?
  - Jaaa… - nie chcę, aby się domyślił. -T-tak - zająknęłam się.
      Nachylił się nade mną, a grzywka słodko opadła mi na oczy. Jaki on był cudowny.
  - Nie jestem przekonany - powiedział.
       To było urocze, że się martwił, ale nie teraz! Chciałam jakoś go przekonać że wszystko jest w porządku. Niestety w głowie świeciły pustki, a język zapomniał wszystkich słów. Oprócz jednego, które wypadło z usta, zanim zdążyłam, zarejestrować, co mówię.
  - Tak.
       Pięknie. Wolałam się już jąkać.
  - Wyglądasz jakbyś miała gorączkę.
     I gadam głupoty jak w gorączce.
     W jego ślicznej twarze widziałam zmartwienie.
     Cholera!
     Chciałam go pocałować. Mózg cisza!
      Zbliżył dłoń do mojego czoła, jednak zatrzymał ją kilka centymetrów przed.
  - Mogę?
       Kiwnęłam głową, aby nie palnąć jakiejś głupoty. Ponowny jego dotyk sprawił,  że prawie się rozpłynęłam.
  - Jesteś gorąca.
     Nie to ty jesteś gorący.
  - Chodźmy już do domu. Musisz się wykurować.

      Kałuża mleka została już zmyta. W zamku brakował kluczyka. Zastanawiałam się, kto mógł go zabrać. Może sprzątaczka.
      Westchnęłam, poradzę sobie jakoś bez kurtki.
       Lysander założył już swój płaszcz.
  - Coś się stało?
  - Kluczyk przepadł - mruknęłam.
       Lys przyjął swoją poze myśliciela, gdzie trzyma z ałokieć rękę, której dłoń muska policzek. Jednak szybko z niej zrezygnował i zdjął swój płaszcz. Poszedł do mnie i nałożył mi go.
Zarumieniłam się.
  - Nie próbuj go oddawać.
  - Ale zmarzniesz.
      Czy on chciał abym wpadła mu w ramiona i zadeklarowała, że chcę z nim być do końca życia? Bo to właśnie miałam ochotę zrobić. Czułam zażenowanie sobą samą.
  - Nie chcę abyś chorował do piątku.
  - Czemu akurat piątku?
       Uśmiechnął się uroczo.
  - Przegapiłabyś próbę. Odprowadzę Cię.
     Czy to jakiś dzień dobroci dla Izzy? Jak tak to niech będzie częściej.

     Roza przybiegła do mnie z shaykiem
  -Pamiętasz, jak mówiłam ci o świetnym planie, na który ostatnio wpadłam?
  -Dużo ich miałaś. Mam nadzieję, że nie mówisz o tym z kradzieżą notatnika Lysandra - powiedziałam, upewnając się, że nikt nas nie słyszy.W szkole to dość trudne, ale na szczęście korytarz był pusty.
  - Nie, no to wystarczy poczekać, aż znów go zgubi - mruknęła, po czym z uśmiechem podała mi napój. - Trzymaj, to będzie ci potrzebne.
    Uniosłam brwi pytająco. Czy ona tak na serio…?
  - Wpadniesz na niego i ochlapiesz go tym, a w ramach przeprosin zaprosisz go na kawę.
      Czyli tak.
  - Naoglądałaś się za dużo romansów. To głupie!
        Pokrecilam głowa. To był naprawdę durny pomysł. Pobrudzić mu ubranie, aby zdobyć choć chwilę uwagi. Jestem zakochaną nastolatką, ale to nawet jak na mnie przesada.
  - Nie muszę go obalać shaykiem, aby zaprosić go na kawę.
  - To czemu tu jeszcze stoisz?!
      Zaśmiałam się. Uwielbiałam ją.
  - Jutro idę na jego próbę. To narazie wystarczy.
       Rozalia wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta.
-  Jak?!
       Zawiesiłam się na chwilę, zdumiona jej reakcją. Białowłosa złapała mnie za ramiona.
  - I ty mi dopiero teraz to mówisz? Zaprosił. Cię. Na. Próbę. On za Tobą szaleje! To teraz pewne - uśmiechała się szeroko.
      Zarumieniłam się. Niezbyt wiedziałam, dlaczego tak reaguje, ale wnioski przypadły mi do gustu, jednak to by było zbyt piękne. Rozpłynęłam się jednak pod wpływem ostatniego zdania Rozalii. Chciałabym, aby miała rację.
  - Jeszcze trochę, a Lys będzie twój - mrugnęła do mnie.
       Była przyjaciółką heterochromika. Wiedziała o nim więcej niż ja , ale zaczęłam się zastanawiać, czy tak sądzi, czy raczej chce tak sądzić. W sumie to nawet nie powiedziałam jej o słuchawkach i płaszczu...
        Nagle uśmiech białowłosej zniknął z twarzy dziewczyny, a zastąpiło go zażenowanie.
        Odwróciłam się.
        Cholera!
        Za nami stał Alexy.
        Pięknie!
        Jeszcze jego tu brakowało.
Chłopak skakał spojrzeniem od jednej do drugiej. Widać było, że nie wie, co zrobić. Najwyraźniej sam zrozumiał, iż nie powinno go tu być.
  - Nikomu nie powiem.
      Spróbowałby.
       Podszedł do nas, a jego twarz się rozpromieniła.
  - Ale chyba mogę trzymać kciuki?
   -Będziemy knuć razem - szepnęła do chłopaka, ciut za głośno Roza.
         Wystarczyło mi zupełnie planów samej dziewczyn. Wolałam nie myśleć, co wymyślą razem.
  - Nikt nie będzie nic planował! - krzyknęłam.
          Zapominając o trzymanym szejku, rozłożyłam ręce. Uderzyłam w coś, a na dłoni poczułam zimno, wlanego napoju.
          Pięknie.
  - Prędzej spodziewałbym się takiego ataku po Kastielu, ale cóż - usłyszałam głos Nataniela.
       Ups.
       Poszedł dalej, nie zaszczycając nas większą porcją uwagi.
       Alexy zwęził usta.
   - O co chodzi?
   - Izzy odebrałaś już swój klucz?
     Skoro wiedział, że go nie mam to pewnie sam go zabrał. Tylko skąd miałam go niby odebrać.
   - Nie.
      Niebieskowłosy pomasował się po karku.
   - Zaniosłem go do Nataniela. Lysander ci nie mówił?  
       Czyli oblałam kogoś kto ma klucz od mojej szafki. Pięknie.

Ta drugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz