Rozdział 9

511 20 3
                                    

Kolejny tydzień minął strasznie szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy, bo po prostu pracowałam i tyle. I na dodatek ani razu nie widziałam Dawida. Co się z nim stało? Może jednak odpuścił sobie mnie, bo jestem zbyt wieśniacka dla niego? Ehh... Z resztą co ja się dziwię.

- Emila! - wyrwała mnie nagle z zamyśleń Weronika. No nawet na chwilę nie da mi spokoju...

- No?

- Możesz na chwilę podejść?

- Już idę. - odpowiedziałam znudzonym głosem. Moje nogi, od tego łażenia w kółko strasznie mnie bolały. Nawet bardziej niż wtedy, kiedy Dawid prawie mnie przejechał.

- Patrz! - krzyknęła, podkładając mi pod nos telefon. - Widzisz to?

- No weź go od...

- Patrz. Przeliteruję ci: K O N C E R T DAWIDA KWIATKOWSKIEGO W OLSZTYNIE! - powiedziała.

Zamurowało mnie. Czy to prawda? Weronika pokazała mi zdjęcie Dawida na internetowej stronie. Pod jego zdjęciem widniał napis: ,,Koncert w wykonaniu Dawida Kwiatkowskiego w Olsztynie". Przecież to niedaleko... I może to dlatego nie odzywał się przez tydzień? Może załatwiał coś ważnego? Ale dlaczego mi nie powiedział? No ale w końcu mówił, że jest piosenkarzem... no i w sumie jestem dla niego tylko znajomą, to dlaczego miałby mi to mówić? No i jeszcze... On ma na nazwisko Kwiatkowski?

- O nie... CZY SĄ JESZCZE BILETY?!

- Ej! A ty w ogóle wiesz kto to jest? - spytałam, oczekując na odpowiedź przeczącą.

- No oczywiście! A ty nie wiesz? No nie gadaj...

- Oczywiście, że wiem! Nawet znam go osobiście! - upsss.... miałam nie...

- Tsss... Niezły żart haha. - zakpiła sobie ze mnie. - Ej ale są jeszcze bilety! Bo on to dodał dzisiaj! Jedziemy?

Czy jedziemy? Ja mam jechać z Weroniką... I to na dodatek...

- A ile kosztuje taki bilet? - spytałam.

- Hmm... - zaczęła szukać cennika. - Co?! Tylko tyle? - zakrzyczała zszokowana.

- Co? Ile?

- Trzysta złotych! - słysząc to, głęboko westchnęłam. Trzysta złotych? Za to kupiłabym sobie zapas jedzenia na dwa miesiące! A ludzie tak po prostu wydają takie pieniądze... Ale zaraz... Skoro tyle ludzi przychodzi tam i płaci, to ile on musi zarabiać?! No on jest chyba bogaczem!

- Tylko tyle? - skłamałam. - Serio? To niemożliwe!

- No a jednak! To jedziemy?

- Ja się jeszcze zastanowię. - wyjaśniłam. Chociaż i tak się już zastanowiłam. Nie jadę. Na pewno nie wydam trzystu złotych żeby posłuchać muzyki, którą sama mogę sobie wytworzyć...

- Dobra. To idź na zaplecz. Tam masz jeszcze jeden stos. Ostatni. - że co... to co robiłam przed chwilą miało być ostatnie. Zaraz nie wytrzymam. Zaraz dostanę oczopląsu przez te wszystkie ceny i kolorowe opakowania. Nie... To już koniec. Jak jutro będzie mi znowu kazała wszystko robić, to jej tak powiem, że...

Nagle wszedł jakiś klient. Hehe przynajmniej teraz ma coś do roboty.

Poszłam na zaplecz i zaczęłam rozcinać, wyjmować, metkować i wkładać z powrotem te same produkty. A może już dostałam oczopląsu? Hmm... ciekawe...

Kiedy nieskończoność minęła i już zrobiłam czterdzieści opakowań z chińskimi potrawami, wzięłam jak najwięcej pudełek i zaczęłam się kierować w stronę półki, na przeciwko waty cukrowej, którą układałam niedawno. Jak widać zostały tylko dwie, z dwudziestu... A to oznacza kolejna dostawa.

Tajemnica | D.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz