Rozdział 11

552 19 12
                                    

Po obejrzeniu filmu każdy zajął się czymś innym. Dawid robił pizzę dla nas wszystkich. Kacper oglądał jakiś mecz piłkarski, Kasia oglądała modelki na telefonie, a ja... A ja nic. Siedziałam tylko na kanapie obok Kacpra i gapiłam się w ścianę.

A kiedy sobie to uświadomiłam, podeszłam do Dawida i spytałam się.

- Ej Dawid, gdzie masz łazienkę? - spytałam, choć i tak miałam inne zamiary.

- Eee... - oderwał się nagle od gotowania pieczarek. - Na górze. Są tam otwarte drzwi. Na pewno znajdziesz.

Weszłam delikatnie po schodach. Nie chciałam znów grać na pianinie ale chciałam pójść do tego słodkiego pieska.

Bardzo lubię zwierzęta. Odkąd wprowadziłam się tu i nie miałam żadnych ludzkich przyjaciół, nieświadomie zaprzyjaźniłam się z ptakami i wiele innymi... Nawet polubił mnie pies tej baby, której już tu nie ma... No właśnie. Dziwne, że teraz jestem w jej domu. Trochę szkoda... I ciekawe co z tym pieskiem.

I gdy ja mam słabość do zwierząt i gdy tylko jednego zobaczę muszę je ze sobą oswoić, ludzie za nimi nie przepadają i robią z ludźmi tak jak ja ze zwierzętami.

Marzę o psie, lub kocie... Żeby po prostu mi towarzyszył. Ale nie mam na to czasu i pieniędzy. Bo ja to mogę tam wytrzymać 5 lat bez jedzenia, ale taki biedny piesek czy tam kotek... No właśnie... I w ogóle nie ma tu w pobliżu schronisk.

- O tu jesteś! - zareagowałam kiedy zobaczyłam jego pupila. Piesek zaczął na mnie skakać i lizać mnie po twarzy. Pogłaskałam go i zaczęłam się z nim droczyć. I na chwilę...

- Weedy! - krzyknął ktoś nagle, wchodząc po schodach. - Do pokoju! Ale ju...!

- Ej! - zaprzeczyłam Dawidowi, który próbował zagonić psa do pokoju. - Co ty robisz?! I dlaczego?!

Dawid chwilę stał i zdezorientowany zaczął nad czymś myśleć.

- A nie raczej co ty robisz? Czy nie miałaś iść do łazienki?

- Ja już byłam w łazience, a teraz zauważyłam tego ślicznego...

- On jest okropny. Dałem mu karę za to, że nasikał mi na łóżko. - przerwał mi. - Ma tam...

- No jak z nim wcale nie wychodzisz na dwór, to się nie dziw! Daj mi tego psa. - powiedziałam i wzięłam go na ręce. - Mój ty mały słodziutki...

- Weź. Dobra chcesz to se go bierz. Idę gotować dalej.

- Czekaj. Jak on się nazywa?

- Weedy. - Weedy? Dziwniejszego imienia chyba nie ma... Ale co tam.

- O, Weedy! - powiedziałam do psa głaszcząc go po głowie.

Dawid prychnął z zażenowania pod nosem i sobie poszedł. Już sobie wyobrażam co on sobie myśli. Ale to nic.

Zeszłam na dół i z powrotem siadłam się na kanapie.

- A to co za słodziak? - ocknął się nagle Kacper, zabierając mi z rąk Weedy'ego. Zaraz przyszła także Kasia. Całkowicie zajęli się zabawą z nim. Ehh... I znów nie mam nic do... Ale zaraz!

Podeszłam do Dawida.

- Pomóc ci w czymś? - zapytałam, patrząc na jego kucharskie zdolności. Chyba to jednak zły pomysł...

- Ymm... - zdziwiony moją propozycją, rozglądał się po składnikach, czy przypadkiem nie ma czegoś do roboty.  - W sumie możesz zrobić ciasto.

O nie... A skąd ja mam wiedzieć jak się robi ciasto. Dobra coś się wymyśli.

Wzięłam z szafki jakąś mąkę, olej, cukier i sól. Później dobrałam jakieś inne składniki i zaczęłam wymyślać. 

Tajemnica | D.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz