Rozdział 31

333 16 12
                                    

* Bartek *

Odpoczywałem właśnie po ciężkiej pracy, na zamarzniętym krzesełku.

I chociaż zima się jeszcze nie skończyła, w powietrzu już było czuć ten wiosenny zapach, który pochodzi nie wiadomo skąd ale jest tak charakterystyczny, że...

- Bartek!! - zawołał mnie nagle pan Tadzik.

- Już idę! - odkrzyknąłem.

Ehh... Czyli już koniec mojego odpoczynku.

- Teraz zrobisz ten rząd, a ja pójdę do krów. - wszystko wyjaśnił, wskazując na mierzący 100 metrów korytarz pełen świń.

- Dobrze.

Zapewne dla prawdziwego rolnika, to byłoby nic. No ale...

Ja przecież nie jestem rolnikiem. Mnie zawsze interesowało jedynie budownictwo i wszystko z tym związane! Ale jak to się mówi - coś w życiu nie poszło i muszę tu teraz być. Przynajmniej jestem jedynym tutaj pracowni... A z resztą nawet nim nie jestem. Po prostu pan Tadzik to strasznie życzliwy starzec, który potrzebuje pomocy w swoim gospodarstwie, dlatego umówił się ze mną tak, że ja będę mu pomagał, a on będzie mi pomagał zarobić.

Dobra, koniec tego. - zatrzymałem wszystkie myśli i ruszyłem do tego okropnego miejsca. Tzn... Nie mówię o zwierzętach ale... O TYCH GŁUPICH MUCHACH, KTÓRE NAWET NIE POWINNY ŻYĆ W ZIMĘ!!!

* Dawid *

Ej...

- Ej! Weedy! - zgarnąłem swojego psa, który nieubłaganie lizał mnie po twarzy. - Ueeeeech! - ziewnąłem, rozciągając się, bo przecież przed chwilą wstałem. - Weedy, ja nie jestem wielkim kawałkiem mię... Zaraz. A co jeśli psy liżą ludzi, dlatego że wiedzą, że pod ich skórą jest mięso? Omg... Nie, dobra nieważne.

Która godzina? - spojrzałem na zegarek.

12:34

Co? Ja niby tak długo spałem? - pomyślałem. - Jak ja JESZCZE czuję się niewyspany! No ale to może przez to, że wczoraj wróciłem z Emilią dopiero o 2 w nocy... Chociaż i tak w takim razie zostało mi 10 godzin wypoczynku. Nie no dobra 9.

Przecież myślałem o czymś aż do trzeciej.

Ha! A te myśli, jeszcze dzisiaj rozwinę. Ok, ale teraz trzeba wstać i w końcu wyjść z moim psem.

Po paru minutach, kiedy już zdążyłem się ogarnąć, zszedłem na dół i biorąc na przegryzienie jakieś jabłko, otworzyłem drzwi od dworu.

- Zaraz... - powiedziałem sam do siebie. - Co to, już wiosna? - czułem ten jak zwykle dziwny zapach i mroźne powietrze, które dawało orzeźwienie.

Zrobiłem krok i...

- Jak ciepło! Nie no to normalnie lato, a nie jakaś tam wiosna! - patrzyłem na topniejący śnieg i topniejące resztki naszego bałwana, któremu rzeczywiście udało się przetrwać przez te kilka miesięcy. - No cóż. Ale niestety to już jego koniec. - przypomniało mi się te całe zdarzenie. To był mój pomysł.

Uśmiechnąłem się smutno i nawet nie biorąc kurtki, w końcu zrobiłem krok do przodu.

- O Boże! - momentalnie na moją twarz padły parzące promienie słońca. - Nie no ja w to nie wierzę! Gdzie się podziała ta zima? Już tak szybko, takie ocieplenie?

Aż chyba zadzwonię do mamy. Ale najpierw pójdę obudzić Emil...

Albo nie. To zrobię później, teraz przejdę się do lasu. O tak! Dobry pomysł.

Tajemnica | D.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz