Rozdział 20

415 17 6
                                    

3 dni później... (Wigilia)

* Dawid *

- Uff.. -  przetarłem czoło od potu i rzuciłem się na łóżko.

Rozumiem - włożyć rzeczy do walizki i wyjechać. Ale żeby pół dnia, męczyć się z zamknięciem jej? - drwiłem sam z siebie.

Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do mamy, by poinformować ją, że już wyjeżdżam.

- No hej, Dawidek. Już jedziesz?

- No, wyjeżdżam już.

- A no to świetnie. Już się nie mogę doczekać ciebie wyściskać!

- Oj, ja też. No dobra, no to pa, bo muszę już wychodzić. - powiedziałem i rozłączylem się.

Naprawdę nie mogę doczekać się zobaczyć mamy i taty... Mimo, że nie widziałem ich tylko pół roku, to mi się zdaję, że minęła wieczność. Ale dobra, szybko bo jak się będę tak grzebać to chyba tam dojadę po świętach.

Szybko pozabierałem wszystkie rzeczy, upewniając się czy to na pewno są WSZYSTKIE rzeczy i wychodząc na dwór, otworzyłem bagaż i władowałem je.

Ale chyba czegoś zapomniałem... - myślałem, już za kierownicą, kiedy miałem juz odpalać. - Ach, no tak!

Pobiegłem do domu i odkluczając go, wziąłem ze stołu przezroczyste opakowanie wypełnione kwiatami. To był prezent dla Emilii.

A no właśnie. Ciekawe z kim ona spędzi święta? Zapewne z mamą, ale pewnie tak samo jak ja nie wie czego się spodziewać. - pomyślałem i powoli poszedłem do jej domu.

Puk, puk

Nic.

Puk

Ogarnął mnie niepokój.

A właśnie, jakoś dawno się nie widzieliśmy. - zacząłem wyobrażać sobie jak leży gdzieś w głębinach tego jeziora.

* Emilia *

Co to... - zaczęłam się powoli budzić i czuć chłód. A no tak, dzisiaj są święta! - wyskoczyłam energicznie i poszłam się szybko ubrać. Tym razem założyłam coś odświętnego. To były czarne getry i biała bluzka. Uczesałam się w kok z francuskim warkoczem i siadłam się z powrotem na łóżku.

Na szczęście znowu nie czuję głodu, więc nie muszę sie martwić o jedzenie. Ale za to czuję słabość, a na dodatek jestem coraz bardziej delikatna. - przypomniałam sobie jak wczoraj tylko przejechałam palcem, po ostrej szyszce, a już zaczęła mi lecieć krew. Na dodatek krzep z rany zrobił się żółty, a powinien być brązowy.

Tak w ogóle wczoraj i przedwczoraj, nie zrobiłam kompletnie nic. Jedynie ubolewałam nad wszystkim co się da i leżałam trzęsąc się zarówno z zimna i głodu. No ale tak jak mówiłam, dzisiaj jest już dobrze.

Puk, puk!

Walił ktoś w drzwi. - zaniepokoiłam się. - Czy to znowu jakieś jego fanki...

Szybko zbiegłam na dół i biorąc kij, zbliżyłam się do drzwi.

- Koniec tego. - ktoś powiedział i po prostu je kopnął, otwierając je.

- AAAAA!  - wystraszyłam się, podskakując.

W drzwiach był nie jak kto inny, a Dawid.

- Ile. Razy. Będziesz. Mnie. Jeszcze. Straszył. - mówiłam poirytowana.

- Uff... Już myślałem. - powiedział coś do siebie. - A gdzie ty byłaś?

- A pukałeś?

- Tak? Chyba z 50 razy!!!

Tajemnica | D.K.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz