2. Broken heart

9.4K 235 56
                                    

- Przykro mi – powiedział Steve, patrząc na ciebie smutno.
- Koniec? Naprawdę? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? – zapytałaś lekko zachrypniętym głosem, bo zbierało ci się na płacz.
- Wybacz, ale właśnie dlatego nie możemy być razem. Narażam cię, a nie darowałbym sobie, gdyby przeze mnie coś ci się stało... Przepraszam. Wybacz, T.I.
- Właśnie tym ranisz mnie najbardziej – załkałaś. – Kocham cię, Steve, jak możesz tego nie widzieć?
- Skarbie... – dotknął twojego policzka, lecz szybko odskoczyłaś.
- Zostaw mnie! – warknęłaś zła i odwróciłaś się na pięcie. – Żegnaj! – puściłaś się biegiem, choć miałaś świadomość, że gdyby tylko chciał, z łatwością by cię dogonił. Nie zrobił tego...
Zaszyłaś się u siebie w mieszkaniu, nie reagując na natarczywe dzwonienie swojej komórki. Aktualnie miałas ich wszystkich w głębokim poważaniu. Nie obchodził cię Asgard, Avengers, czy HYDRA. Miałaś tylko ochotę płakać, a ten rozrywający serce ból zajadać kolejnymi porcjami lodów z dużą ilością bitej śmietany.
Okazało się jednak, że los w nosie miał twoje prośby, bowiem zesłał ci na kark jakiegoś natarczywca, który zaczął się dobijać do twoich drzwi. Początkowo nie reagowałaś, ignorując natręta, lecz gdy intensywność pukania się zwiększyła, ruszyłaś wściekła do drzwi.
- Czego? – otworzyłaś je z impetem. Na korytarzu stał Bucky.
- Cześć – powiedział beztrosko z tym swoim zniewalającym uśmiechem. – Pożyczyłabyś mi „Obcego"?
- Nie mam. Pożyczyłam kumpeli... Poza tym, serio? Dobijasz mi się do drzwi, bo chcesz film ode mnie?
- Tak wyszło – wzruszył ramionami i spojrzał na ciebie uważniej. – T.I. czy ty płakałaś?
- Nie! – chlipnęłaś, odwracając wzrok.
- Właśnie widzę. CO się stało?
- Nic, idź już sobie...
- Mowy nie ma! – bezczelnie władował ci się do mieszkania i zamknął drzwi. – No? Co się stało?
- Książkę czytałam, to wszystko – skłamałaś szybko.
- Jasne. T.I.... Przecież mnie możesz powiedzieć wszystko – objął cię czule, tak po przyjacielsku i zaczął gładzić po włosach.
- Steve – załkałaś mu w ramię. – Zerwał ze mną!
Wyraźnie wyczułaś, jak zdrętwiał na moment, lecz już chwilę później okręcił cię twoim ulubionym kocem i usadził przed telewizorem.
- Co ty robisz? – zapytałaś zaskoczona.
- Zamierzam cię pocieszyć... Gdzie masz jakieś lody? – ruszył w stronę twojej kuchni.
- Zjadłam wszystkie, zanim przyszedłeś.
- Nie szkodzi -z kuchni dobiegł cię jego beztroski ton. – Wymyślimy coś innego!
Po chwili wrócił do ciebie z twoją największą miską całą wypełnioną popcornem.
- No to teraz opowiadaj ze szczegółami. Dlaczego ten osioł z tobą zerwał? – zapytał, z impetem siadając obok ciebie.
- Powiedział, że za bardzo mnie naraża – chlipnęłaś, dobierając się do popcornu.
- Jakby do tej pory tego nie robił, nie? – mruknął. – Ale wiesz, co? Walić go! Znajdziesz sobie innego chłopaka. A nie taką cnotkę jak on!
- Myślałam raczej, że przyznasz mu rację – odparłaś potężnie zaskoczona. – Przecież jesteście przyjaciółmi!
- No i co z tego? Steve czasami zachowuje się idiotycznie i nie mam zamiaru tego ukrywać – wzruszył ramionami, podżerając popcorn garściami. Czasami naprawdę zastanawiałaś się, czy facet nie ma jakiegoś solitera, czy coś... – Poza tym, fakt, narażał cię, nie powiem, ale gdyby zaczął racjonalniej myśleć, załatwiłby ci niezłą kryjówkę.
- Racjonalniej myśleć? – prychnęłaś. – A to da się jeszcze bardziej?
- Faktycznie – zachichotał. – Ale wiesz, jaki jest Steve.
- Tak, niestety wiem. Chodzący profesjonalizm, perfekcja, cnota i patriotyzm, sia jego jucha!
- Czekaj, czekaj... Cnota mówisz? Czy to znaczy, że wy jeszcze nie?... – poruszył sugestywnie brwiami. W tym momencie spojrzałaś na niego bardzo krytycznie.
- Sądzisz, że będąc z facetem w związku przez dwa lata, ani razu nie poszłam z nim do łóżka? – odparłaś szorstko.
- Bo ja wiem?... To osioł, mógł o tym nie pomyśleć.
- Osłem to on nazywa ciebie – przypomniałaś mu.
- To tytuł przechodni – zaśmiał się.
Zawtórowałaś mu, ale zaraz spoważniałaś.
- Masz rację, nigdy nie poszliśmy do łóżka. Przynajmniej nie w tym sensie – wyszeptałaś, odwracając wzrok zawstydzona.
- No mówię, że osioł! – mruknął, obejmując cię czule. – Ale naprawdę się już nim nie przejmuj. Było minęło, trudno. Życie toczy się dalej, T.I.
- Łatwo ci mówić – bąknęłaś.
- Tak, teraz jest mi łatwo. Doskonale poznałem różne aspekty śmierci i wiem, że ci przyjaciele, których mam teraz i tak kiedyś odejdą, bo przez pieprzoną HYDRĘ stałem się wybrykiem natury – powiedział spokojnie. Spojrzałaś na niego smutno.
- Przepraszam, Bucky. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. – było ci głupio i najchętniej to utopiłabyś się w łyżeczce od herbaty!
- Nie przejmuj się. Miałem trochę czasu, by się z tym pogodzić – odparł niemal pogodnie. – Obejrzymy jakiś film?
- Jeśli chcesz – wyszeptałaś spod swojego koca, bo wciąż było ci strasznie głupio. Uśmiechnął się i cmoknąwszy cię zdawkowo w czubek głowy, ruszył na przegląd twoich niekoniecznie legalnych kopii filmów.
Dwadzieścia minut później oboje popłakiwaliście ze śmiechu, oglądając „Kac Vegas" i podżerając wszystkie dostępne w twojej kuchni przekąski. Bucky obejmował cię lekko swoim zdrowym ramieniem i na bogów!, byłaś wtedy gotowa zerwać z Kapitanem raz jeszcze, by tylko ten zwariowany do granic możliwości seksiak cię przytulał. Nie miałaś zamiaru wydobywać się z jego objęć.
Niestety, kiedy film się skończył, znów zaczęłaś ryczeć. James zniósł bohatersko twoją nagłą zmianę nastroju, podając ci tylko kolejne chusteczki i zapewniając cię szeptem, że wszystko się ułoży. W końcu chlipnęłaś ostatni raz i odkleiłaś się od niego.
- Wybacz, zamoczyłam ci koszulkę – mruknęłaś zawstydzona.
- Nie szkodzi – pogładził cię po włosach. – Lepiej ci już? – spojrzał na ciebie czule, a ty kiwnęłaś głową. – To dobrze. Bo nie lubię, jak się smucisz, T.I. – mruknął.
- Dziękuję, że tu byłeś, no i że nie uznałeś mnie za histeryczkę.
Zanim odpowiedział, parsknął szczerym śmiechem i zamknął cię w swoich ramionach.
- Nigdy nie nazwałbym cię histeryczką, T.I... Jesteś najlepszą dziewczyną, jaką miałeś okazję i szczęście poznać.
- Dziękuję – bąknęłaś zaskoczona jego wyznaniem.
- Nie musisz mi dziękować. Po prostu obiecaj, że już do niego nie wrócisz.
- Dlaczego?
- Bo ten kretyn na ciebie nie zasługuje, nie potrafiąc docenić tego, jak wyjątkowa jesteś... Jeśli uważa, że lepiej mu będzie bez ciebie, niż przy twoim boku, to muszę szczerze powiedzieć, że jest totalnym kretynem.
Uśmiechnęłaś się do niego ciut niepewnie. Puścił ci oczko i zrobił coś, czego w życiu byś się po nim nie spodziewała: Pocałował cię. Krótko, ale z uczuciem.
- A to co? – uśmiechnęłaś się nieco zażenowana.
- Pocałunek – odparł z tym swoim kołtuńskim uśmiechem. – T.I., wiem, że to może nie najlepszy moment, ale ja już dłużej nie mogę udawać, że nic dla mnie nie znaczysz... Znaczysz i to naprawdę wiele. Wiem, że nie jestem jakimś super facetem i mam konkretnie spapraną przeszłość i niezbyt dobrą przez to opinię, ale przysięgam, że cię nie skrzywdzę. Obiecuję ci to. Daj mi tylko szansę, a zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa – spojrzał ci w oczy w taki sposób, że zmiękły ci kolana i uwierzyłaś mu w sekundę. Zresztą Buck zawsze był szczery. Wiedziałaś o tym doskonale.
- Bucky – wyszeptałaś, patrząc mu w te jego niebieskie, przenikliwe ślepia. – Ja...
- Zrozumiem, jeśli nie chcesz – mruknął i chciał coś jeszcze dodać, ale zamknęłaś mu usta czułym pocałunkiem. Objął cię w talii i oddał pocałunek z takim uczuciem, że aż zakręciło ci się w głowie... Steve nigdy tak na ciebie nie działał.

Rano obudziło was dość stanowcze pukanie do drzwi. Niechętnie otworzyłaś jedno oko, bo wcale nie miałaś ochoty wydobywać się z silnych ramion Jamesa, ale w końcu powlekłaś się otworzyć. Gdy to zrobiłaś, stanęłaś jak wmurowana. Na korytarzu stał Steve z ogromnym bukietem twoich ulubionych kwiatów.
- Cześć – powiedział nieśmiało i podał ci bukiet. – Dla ciebie... Z przeprosinami. Zachowałem się jak totalny idiota – mruknął, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. – Nigdy nie powinienem był cię zostawiać, T.I. Wybaczysz mi? – zrobił minę zbitego psa. – Zrozumiałem, że mi naprawdę na tobie zależy.
- Dość późno do tego doszedłeś – powiedział nagle Bucky, podchodząc do ciebie i obejmując cię czule. Był w samych spodniach. Steve spojrzał na ciebie zaskoczony.
- Więc teraz jesteś z nim? – zapytał szorstko. Przytaknęłaś w milczeniu.
- Owszem, a ty lepiej już stąd idź, Steve – powiedział Bucky twardo.
To, co wydarzyło się już w sekundę potem, oglądałaś jakby przez mgłę, kuląc się w kącie swojej kuchni. Steve rzucił się bowiem na swojego przyjaciela i rozgorzała między nimi walka, z której tobie udało się jakoś wyjść cało, jako że już pół godziny później twoje przytulne mieszkanko wyglądało jak po przejściu huraganu. I choć Steve był niebywale wściekły na Jamesa, tym razem musiał uznać jego przewagę i po prostu się poddać.
Poza tym wyglądał tak okropnie, że po długiej wymianie zdań z Barnesem, zabrałaś Kapitana do szpitala, gdzie się nim profesjonalnie zajęli. I choć bolało cię to, jak smutno patrzył na ciebie wtuloną w ramiona Bucka, wiedziałaś, że swoje szczęście znajdziesz tylko przy boku byłego Zimowego Żołnierza.

Marvel one shots |ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz