66. Wątpliwości

2.2K 100 14
                                    

Tekst napisany już jakiś cas temu, właśnie odnalazłam go w czeluściach moich zeszytów ;p Opko napisane po przeczytaniu o problemach Sebastiana związanych z poczuciem własnej wartości. To przykre, że tak wspaniały człowiek, jak Seba ma takie problemy... Oby w końcu się ich pozbył, bo zasługuje na pełnię szczęścia. Zawsze i wszędzie.


- W porządku? - spojrzałaś uważnie na niego. Uśmiechnął się niepewnie, spoglądając ci w oczy. Wyglądał na tak cholernie zagubionego. Przez chwilę szukał odpowiednich słów. Ty też milczałaś.
- Jesteś pewna? - wykrztusił w końcu. Jego ochrypły głos drżał.
- Tak, Seba, byłam u lekarza — odparłaś, delikatnie łapiąc go za rękę. Westchnął, gładząc cię kciukiem po dłoni.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś.
- Przecież i tak byś się o wszystkim dowiedział. Ciąży nie da się ukryć.
- To prawda... Jak się czujesz?
-Całkiem znośnie. A ty?
- Nie wiem. Zaskoczyłaś mnie.
- Nie cieszysz się, prawda? - wyszeptałaś.
- Boję się — wyznał niespodziewanie, puszczając twoją dłoń i podchodząc do okna. - Nie wiem, co robić.
- Jeśli chcesz odejść...
- I mam cię zostawić? Jak sobie sama poradzisz? Poza tym przecież to moje dziecko.
- A chcesz go w ogóle?
- Nie wiem — przyznał cicho, niemal łamiąc ci tym serce. - Boję się, że was skrzywdzę. Że będę taki sam, jak mój ojciec — powiedział ponuro. Odwrócił się do ciebie z widocznym wahaniem. W jego oczach dostrzegłaś ból i strach.
- Nie jesteś taki, jak on, Sebby — powiedziałaś miękko, podchodząc do niego i delikatnie gładząc go po policzku. Wtulił twarz w twoją dłoń. - Jesteś dobrym człowiekiem.
- Nie jestem was wart — chrypnął, obejmując cię mocno.
- Jesteś wart każdego szczęścia, skarbie. Przecież to nie twoja wina, że twój ojciec cię lał. Ale ty nie jesteś taki. Wiem, że nigdy nie podniósłbyś ręki na dziecko.
- A co, jeśli? - poczułaś ciepło na swojej koszulce. Płakał...
- Kochanie, musisz wreszcie uwierzyć w siebie. W to, że jesteś jak najbardziej wartościowym facetem. Bo ja w to wierzę. Wiem to i widzę. Wiem, że nigdy byś nas nie skrzywdził... Ale... jeśli czujesz, że to dla ciebie zbyt wiele...
- Przecież jesteśmy małżeństwem!
- Nie mówię o rozwodzie, kochanie. O separacji. Na jakiś czas, żebyś na spokojnie to wszystko sobie poukładał. Jeśli stwierdzisz, że nie chcesz być ojcem, nie będę mieć do ciebie żadnych pretensji. Odejdę. Nie będziesz musiał płacić na dziecko, poradzę sobie.
- Lecz nie wiem, czy ja sobie bez ciebie poradzę — mruknął, siadając na podłodze. Westchnęłaś, klękając przy nim.
- Poradzisz sobie ze wszystkim, kochanie. Tylko, proszę, uwierz wreszcie w siebie.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty słyszałaś całe dzieciństwo, że jesteś do niczego...
- Nie mów tak! - warknęłaś ostro, lecz widząc jego wzrok, złagodniałaś natychmiast. - Przepraszam. Sebastian, jesteś cudownym człowiekiem, każdy ci to powie. Zobacz, do czego doszedłeś! Niewielu ludzi miało to szczęście, by wyjechać z komunistycznego kraju i zostać seksownym aktorem, który odniósł już takie sukcesy... Przykro mi słuchać tego, jak bardzo się niedoceniasz — chrypnęłaś, spuszczając wzrok, by nie dostrzegł łez, które pojawiły się w twoich oczach. Za późno. Natychmiast zamknął cię w silnym uścisku swoich umięśnionych ramion. Westchnęłaś drżąco, bojąc się tak cholernie, że wkrótce możesz to wszystko stracić.
- To ty sprawiasz, że każdego dnia chce mi się wstawać z łóżka — wymruczał, tuląc cię mocno, podczas gdy ty płakałaś coraz bardziej. - To dzięki tobie się śmieję. Jesteś moim szczęściem, T.I... Kocham cię ponad wszystko. I wiesz, jestem totalnym idiotą...
- Nie jesteś — chrypnęłaś, całując go w szyję i zostawiając na skórze mokry ślad. Twoja twarz błyszczała od łez. - Jesteś moim skarbem. Pamiętasz nasz ślub? Przysięgę? Ze sobą na dobre i na złe. Na zawsze. Nie zostawię cię, Sebby. Twoje problemy, to także moje. Obiecuję, że przez wszystko przejdziemy razem, tylko zaufaj mi... Jeśli będziesz chciał...
- Chcę — mruknął, opierając czoło o twoje i patrząc ci głęboko w oczy. - I choć tak cholernie się boję, z dumą wezmę odpowiedzialność za życie, które stworzyłem — powiedział cicho, nieśmiało kładąc ci swoją dłoń na twoim brzuchu. - Będę ojcem — zaśmiał się ochryple. W jego głosie brzmiało niedowierzanie.
- Tak, będziesz, kochanie...
- I zrobię wszystko, żeby to dziecko nigdy nie żałowało, że ma mnie za ojca.
- Zobaczysz, że nigdy nie pożałuje. Tak samo, jak ja nie żałuję, że mam cię za męża, bo wspanialszego bym sobie nie wymarzyła.
- Obiecuję, że już się na mnie nie zawiedziesz, kochanie.

Marvel one shots |ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz