Mick: To był jeden z tych dni, kiedy od momentu otworzenia oczu rano wiesz, że będzie ciężko, źle i chujowo. I nie możesz absolutnie nic z tym zrobić. Mimo wszystko postanowiłaś zwlec się z łóżka i zmierzyć z tym dniem. Rano czas uciekał niemiłosiernie, nie mogłaś znaleźć żadnych potrzebnych rzeczy i spaliłaś toster. Willow i Maddox spóźnili się do szkoły, w dodatku byli bez śniadania. W drodze do pracy stworzył się ogromny korek, przez co Ty również się spóźniłaś. Problemy w Whisky piętrzyły się niemiłosiernie: w garderobie pękła rura i całe pomieszczenie zalało, Faster Pussycat odwołali sobotni koncert, na który miały przyjść tłumy, a basista L.A. Guns postanowił rozwalić sobie nos o kontuar i zachlapać wszystko krwią. Wszyscy najwyraźniej sądzili, że dzisiejsze niepowodzenia to Twoja wina i dawali Ci to do zrozumienia. Nic dziwnego, że gdy wróciłaś do domu, byłaś wykończona i pozbawiona chęci do życia (jeszcze bardziej, niż zwykle). Dopiero, gdy zaczęłaś gotować obiad dotarło do Ciebie, że zapomniałaś odebrać dzieci ze szkoły. Czując się jak idiotka przejechałaś całą drogę na pełnym gazie po swoje latorośle. Całą drogę powrotną dawali Ci do zrozumienia, że myśleli, iż o nich zapomnieliście i ich nie kochacie. Bez przerwy przepraszałaś. Gdy wróciłaś do domu Mick już tam był, w irytująco dobrym nastroju wyrzucał spalony sos do spaghetti do śmietnika, nucąc pod nosem. Nie wyłączyłaś kuchenki. Na szczęście Twój mąż wszystkim się zajął, uspokoił dzieci, zamówił pizzę i wyłączył zraszacze przeciwpożarowe, po czym wytarł podłogę z wody. Kiedy wasze potomstwo objadało się kalorycznym, włoskim jedzeniem, oglądając telewizję, Ty nie wytrzymałaś i ryczałaś zawzięcie w czarną koszulkę Micka z wielkim napisem "HIPPIE KILLER", starając się opowiedzieć mu o dzisiejszym koszmarnym dniu. Wysłuchał Cię w spokoju, przytulając do siebie. Na końcu uznał, że nie powinnaś się zamartwiać, bo przecież mogło być o wiele gorzej. Gdy wreszcie się od niego odkleiłaś, w miarę uspokojona, Mick wyciągnął czekoladę, którą kupił specjalnie dla was i schował przed dziećmi. Zlitował się nad Tobą i pozwolił Ci pożreć wszystko, nawet nie patrząc w stronę tabliczki. Następnie praktycznie rozkazał Ci wziąć relaksującą kąpiel, podczas gdy on będzie ogarniać Mini Marsów. Gdy dzieci już spały, dalej z Tobą rozmawiał, nie chcąc, byś zniechęcała się do życia w takim stopniu, jak on. Trochę Ci pomogło, ale i tak chciałaś się do niego przytulać. Nawet gdy zaczęłaś zachowywać się, jak koala na eukaliptusie, nie miał absolutnie nic przeciwko.
Vince: Byłaś cholernie dobrym chirurgiem i wiedziałaś o tym. Pacjenci Cię lubili, jak na razie nie udało Ci się nikogo stracić na stole operacyjnym. Niestety, pozostali pracownicy szpitala, szczególnie inni chirurdzy (przeważnie płci męskiej) nie traktowali Cię poważnie, głównie ze względu na Twój związek z Vince'm. Przyzwyczaiłaś się, wiedziałaś że po prostu Ci zazdroszczą i chcą Ci dopiec, by pozbyć się konkurencji. Nie dawałaś się, miałaś gdzieś co inni myślą o Twoim małżeństwie-oni czytali o Twoim mężu w gazetach, Ty z nim mieszkałaś, wychowywałaś dzieci i wiedziałaś, jaki jest naprawdę. Starałaś się ignorować złośliwe przytyki licząc, że kiedyś im się znudzi. Nie znudziło się. Pewnego dnia ordynator musiał iść na urlop zdrowotny, więc przyszło Ci się zmierzyć z jego zastępcą. Facet od pierwszego dnia się Ciebie czepiał, aż pewnego dnia postanowił wysłać Cię przymusowo na urlop, że niby nie wykorzystałaś swoich przydziałowych dwóch tygodni. Oczywiście, jak na miłą, potulną kobietę przystało, następnego dnia przyszłaś do pracy. Gdy zastępca się zorientował, nie był zadowolony. Ty na jego widok również. Posprzeczaliście się, czego efektem był jego złamany nos i Twoja lekko opuchnięta ręka, a także utrata posady. Kiedy wróciłaś wcześniej do domu, zastałaś tylko Vince'a. Początkowo nie chciałaś mu o niczym powiedzieć, jednak w końcu się poddałaś. Blondyn stwierdził, że dupkowi się należało, jesteś jeszcze większym badassem niż myślał na początku, a tak w ogóle to przecież nie musisz pracować. Mimo iż Ty byłaś załamana stratą pracy, on się cieszył. Stwierdził, że dzięki temu będziesz miała mniej stresu, spędzicie więcej czasu razem (bo to się w ogóle nie wyklucza...), a ten cały szpital na Ciebie nie zasługuje. Początkowo takie teksty Cię irytowały, lecz po chwili postanowiłaś przyznać mu rację. Vince uznał, że taką okazję trzeba uczcić, więc zabrał Cię do kina, na kolację, a wieczorem na jakiś koncert. Następnego ranka wysilił się i zrobił Ci śniadanie do łóżka, budząc Cię słowami "Najlepszego Pierwszego Dnia Bezrobocia, Kochanie!". Cieszyłaś się, jak głupia.