Mick: Kupowałaś kartonowe pudełka na kolejne dokumenty, zaśmiecające biuro twojego ojca. Całe zakupy przebiegły normalnie i bez przeszkód. Postanowiłaś odwiedzić również drogerię, ponieważ skończył ci się Twój ulubiony kosmetyk. Bardzo się zdziwiłaś na widok ubranego na czarno mężczyzny, zapełniającego po same brzegi swoje dwa koszyki puszkami lakieru do włosów i innych produktów do stylizacji. Zaintrygowana, postanowiłaś go spytać, czy na pewno wszystko w porządku.
Vince: Załatwiłaś sobie po znajomości praktyki w szpitalu. Pracowałaś tam wieczorami, przyswajając kolejne cenne informacje potrzebne do wykonywania Twojego wymarzonego zawodu. Nie było to jakoś szczególnie ciekawe, ale nie narzekałaś. Dwa tygodnie po rozpoczęciu przez Ciebie stażu pojawił się niewielki problem na oddziale psychiatrycznym. Licząc na zobaczenie czegoś innego, niż koszów pełnych odpadów medycznych, podążyłaś za ochroniarzem mającym zająć się sprawą. Zobaczyłaś jakąś blond, opaloną dziewczynę w stanowczo zbyt krzykliwym jak na Twoje upodobania makijażu, biegającą po korytarzu i śmiejącą się, jak opętana. Po chwili dołączyła się do niej inna, wysoka brunetka w czerwonych, lateksowych kozaczkach. Dopiero, gdy brunetka poleciała na twarz przez obcasy, a z jej uszminkowanych ust zaczęły wydobywać się wiązanki, jakich nie powstydziłby się najgorszy bandzior zorientowałaś się, że to faceci.
Tommy: Twoja najlepsza przyjaciółka wzięła sobie za punkt honoru, że nauczy Cię prowadzić samochód. Szło Ci nawet nieźle, egzamin teoretyczny zdałaś za czwartym podejściem i teraz pozostało tylko doszlifowanie praktyki. Jeździłyście po niemal pustych przedmieściach Los Angeles, śpiewając wraz z radiem i wygłupiając się. Twoja bestie tak entuzjastycznie tańczyła na swoim siedzeniu do Black Dog, że przypadkowo uderzyła Cię dłonią w twarz. Straciłaś panowanie nad kierownicą, odruchowo nacisnęłaś hamulec, ale i tak poczułaś, że uderzyłaś w coś mniejszego od samochodu. Przez warstwę szoku dotarło do ciebie głośne, męskie "KURWA!". Przed waszą żółtą hondą civic stał zmartwiały ze strachu chłopak mniej więcej w twoim wieku. Miał długie, ciemnobrązowe włosy i błękitne oczy. Wpatrywał się w coś pod kołami auta. Wyskoczyłyście z samochodu, spanikowane i przerażone. Było o wiele gorzej, kiedy dostrzegłyście zakrwawione rudobrązowe futerko jamnika, którego potrąciłaś.
Nikki: Jake Lee, gitarzysta twojego ojca dostał gazem pieprzowym po oczach. Miał iść tylko po papierosy do kiosku na rogu, a wyszło jak zwykle. Jako, że Sharon była zajęta ogarnianiem Ozzy'ego, ty musiałaś zająć się Jakem. Przemywałaś mężczyźnie podrażnione oczy pod kranem w męskiej toalecie, przy okazji słuchając, jak pewna nastolatka imieniem Courtney okradła go z drobniaków i wcześniej zakupionych fajek. Starałaś się powstrzymać od ryknięcia śmiechem do tego stopnia, że Twoja twarz przypominała kolorem pomidora. Nagle drzwi toalety otworzyły się, do środka wpadł wysoki brunet w damskich ciuszkach, zaczął dziko wrzeszczeć, praktycznie wyrywając swoje natapirowane włosy z głowy. Kiedy wreszcie przestał się drzeć, oparł czoło o zimną, szarą od brudu ścianę i westchnął ciężko. Początkowo sądziłaś, że płacze. Nie wiedziałaś, co robić. Kiedy w miarę się uspokoił, dotarło do niego, iż nie jest sam. Na widok Jake'a i Twój zrobił wyjątkowo tępą minę.