Napisałam to jeszcze zanim zaczęłam cokolwiek publikować na wattpadzie. Mój bestie, Michał, wymyślił mi challenge dla pisarzy, polegający na pisaniu określonej liczby one-shotów na podstawie piosenek. Jakoś tak numer dwunasty pasował do tematyki tej książki, więc pomyślałam, że go tu wstawię. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.😘Los Angeles
1981- Gińcie, skurwiele!- względną ciszę w garażu należącym do państwa Bass przerwał szaleńczy krzyk ich osiemnastoletniego syna, Thomasa, biegającego po niewielkiej przestrzeni z zapalniczką zippo i puszką lakieru do włosów Farrah Fawcett. Palił olbrzymie karaczany, wałęsające się leniwie po wyłożonej starą wykładziną podłodze, pozostawiając lepkie, zczerniałe place. Wbrew pozorom, Tommy nie był pod wpływem żadnych środków odurzających, czy też alkoholu. On, podobnie jak jego najlepszy przyjaciel Nikki Sixx - leżący na rozpadającej się kanapie i patrzący leniwie na conajmniej niestandardowe poczynania najmłodszego ziomka z zespołu - byli najzwyczajniej w świecie parą chorych pojebów na sterydach. Nie potrzebowali żadnych ulepszaczy, co nie znaczy, że ich nie lubili. Często do nieustającej imprezy Terror Twins dołączał się Vince Neil - blondyn pochodzenia meksykańskiego, niepokojąco podobny do Davida Lee Rotha. Vince siedział właśnie na podłodze, uważnie śledząc treść najnowszego Hustlera, nie ekscytowało go już zachowanie Tommy'ego.
Mick Mars, najstarszy i najnormalniejszy z czwórki psycholi, drzemał w kącie na przeciw wokalisty, przypominając heavymetalową mumię.
Ten wieczór zapowiadał się podobnie, jak każdy inny, dopóki nie skończył się Nightrain. Nikki, którego tolerancja na przeróżne szkodliwe substancje była najwyższa, znalazł w starej kanapie kilkanaście dolarów w drobniakach, postanowił zlitować się nad ekipą i wywlókł szalejącego Tommy'ego na eskapadę do monopolowego po więcej gorzały. Perkusista rozbijał puste butelki o swoją głowę, a Mickowi skakało ciśnienie na widok takich przejawów debilizmu i niewiele brakowało do wybuchu.•••
Sekcja rytmiczna rewolucyjnego zespołu przemierzała długą, pustą drogę, prowadzącą do domu państwa Lee, ściskając torby pełne butelek. Dostali je za darmo, tak jak szesnastoletnią ekspedientkę stojącą za ladą. Słodkie bajery Tommy'ego i intensywnie zielone oczy Nikkiego zrobiły swoje.
Zajmowali się rozmową i wygłupami, chcąc odwrócić swoją uwagę od przyjemnie ciążących butelek wódki. Vince i Mick nie darowaliby im, gdyby wychlali wszystko po drodze.
Nagle Tommy potknął się i mało brakowało, a poleciałby na twarz.- Kurwa!-krzyknął perkusista, przyciskając do siebie opiekuńczo torby, niczym troskliwa matka swoje dzieci. Nikki roześmiał się złośliwie. Wzrok przyjaciół powoli przesunął się na zaśmiecony chodnik. Tuż przy nich leżał czerwony, chudy facet z ogromnymi rogami. Miał żółte oczy, zakrzywiony nos, ciemne, krótkie włosy, zarost i najwyraźniej zgubił gdzieś koszulkę. Nie żeby chłopaki wyglądali lepiej - fakt, że Tommy podbierał ciuchy młodszej siostrze mówił sam za siebie - ale jednak ich skóra wciąż miała w miarę ludzki odcień.
- Ale dziwny ten żul - stwierdził Lee.
- Ej, ale widziałeś go wcześniej, nie? Bo mi się tak wydaje, że pojawił się, jak...
- ...Jak Copperfiedl?
- Nie, kurwa. Jak ten... No, diabeł z piekła! - nagle w zielonych oczach basisty coś błysnęło - Zajebisty temat na piosenkę! Muszę to zapisać! -postawił torby na chodniku, wyciągnął z kieszeni kurtki zmięty, poplamiony alkoholem, wymiocinami i kokainą notatnik, połamany długopis i zapisał w nim kilka słów.- Zajebioza, stary! - stwierdził Tommy.
To będzie hit, czuł to.
Żul-diabeł powoli podniósł się do siadu, jego chytre, żółte oczka prześlizgnęły się po chłopakach i ich zakupach.- Poratujecie, chłopaki? - spytał zadziwiająco miło.
- Jasne, Diabeł! - Nikki skończył pisać i szarpnięciem postawił szatana na nogi - Bo jesteś diabłem, nie?