61. ...Harry nie jest, jak chociażby Eleanor.

1.2K 123 28
                                    

Hazz stanął rozebrany przed lustrem i przyjrzał się sobie krytycznym wzrokiem. Czy był atrakcyjny? Odgarnął wilgotne loczki do tyłu, zauważając, jak długie już urosły. Choć nie chciał ich jeszcze ścinać, podobały mu się takie. A szczególnie moment, kiedy Lou bawił się nimi, kręcił na palcu, plótł warkoczyki, czy po prostu przeczesywał. Pochylił się trochę, by móc z bliska przyjrzeć się swojej twarzy, która zdawała się stracić swój blask, wyblaknąć, jakby długo nie spał... Co właściwie nie jest kłamstwem, gdyż od ostatniego incydentu Tomlinsona nie potrafił w nocy zmrużyć oka bez tabletek, za to w dni słaniał się na nogach. Właściwie Tommo później zdradził mu, że do niczego poza pocałunkami nie doszło i H naprawdę pragnął w to wierzyć. Przecież, dlaczego miałby kłamać? Ostrożnie przejechał długimi palcami po szyi, ulubionym miejscu starszego do pieszczot. Choć może chłopak lubił sobie żartować, iż to dlatego, że tylko tam dosięga... Zacisnął dłoń na brzuchu, krzywiąc się lekko na ten ból. Wreszcie zaczynał gubić ten niewielki tłuszczyk, może wciąż będąc pozbawionym mięśni, ale zawsze coś. Przebiegł opuszkami po żebrach i wyraźnie wyczuł ich fakturę, linię. Prawdopodobnie powinien więcej jeść, ale jakoś nie miał apetytu. Zazdrościł szatynowi tych mięśni oraz idealnego tyłka, kiedy jego był tak płaski... Naprawdę powinien w końcu zapisać się na siłownię. Co miał do zaoferowania mężczyźnie, będąc tylko wychudzonym dzieciakiem? Właściwie słyszał od niego codziennie masę komplementów, lecz skoro naprawdę tak mu się podobał, to dlaczego wdawał się we flirt z innymi? Dlaczego jego nie chciał? Hazz coraz częściej myślał o tym, że byłby w stanie się mu oddać, byleby mężczyzna w końcu odwzajemnił jego uczucie. Styles tak bardzo potrzebował miłości, że to aż bolało.

Oparł czoło o zimną taflę lustra, zamykając oczy. Nie mógł więcej na to patrzeć, na ten żałosny obraz swojej osoby. Miał wrażenie, że żył nie swoim życiem, że stał się kimś zupełnie innym, niż zawsze chciał być, że nie zasługuje na to wszystko. Zapragnął znowu znaleźć się w miejscu z września, kiedy to spotkał Louisa i powiedzieć sobie, żeby uciekł od tego człowieka i nie odwracał się. Choć dzięki temu Liam spotkał Zayna... Chociaż tym się pocieszał. Tak naprawdę już nawet na sławie mu nie zależało, gdzieś po drodze stracił ten zapał, a był dopiero na początku swojej kariery. Wszystko szło nie po jego myśli, nawet nie zauważył kiedy zgubił swój optymizm, dni zdawały się zlewać w jedno, pędząc szybciej, niż jego serce przy Louisie, a wolność, jakiej pragnął, zaczynała się rozmazywać na tle kolejnych ograniczeń nakładanych na niego. Zawsze musiał być idealny, piękny, mądry, odpowiadać zgodnie z oczekiwaniami tłumu... Miał ochotę tym rzygać. Pewnie potrafił śpiewać, ale nie miał psychiki do tego zawodu. Dziennikarze często zadawali mu tak absurdalne pytania, że pozostawało mu zastanawiać się, czy nie jest w ukrytej kamerze, a fani atakowali go zewsząd nie patrząc na nic. Oczywiście rozumiał - chcieli porozmawiać, przytulić go i inne tego typu rzeczy... w porządku, to było nawet urocze. Problem pojawiał się, kiedy piszczęli na jego widok z odległości kilkunastu metrów albo robili mało dyskretne zdjęcia z ukrycia, sprawiając, iż cały czas czuł się obserwowany. To wszystko wyglądało lepiej w jego marzeniach, a rzeczywistość okazała się być niezłą suką.

Wbił mocno paznokcie w uda, aż jego usta opuścił cichy syk. Ból stał się ostatnio dla niego jedyną formą ratunku, kiedy to myśli zaczynały galopować w złym kierunku i musiał się szybko z tego obudzić. Kiedy delikatny prąd przebiegał po jego ciele, skupiał się tylko na nim, a wraz z otrząśnięciem się z tego, uświadomiał też sobie w jak kiepskim był stanie. Wziął głęboki wdech i sięgnął po swoje ubrania. Powinien się zbierać, przecież wieczorem czekał go wielki dzień, pierwszy tak duży koncert... Jeśli i to okaże się klapą, pójdzie w ślady brata, tyle że on od razu pakując w żyłę złoty strzał. Może naprawdę nie sięgnąłby po tak drastyczne kroki, ale ta myśl na moment poprawiła mu humor.

Gotowy poszedł do kuchni, gdzie na stole czekało już na niego śniadanie. Zaskoczony spojrzał na Louisa, który posłał mu promienny uśmiech. Tomlinson zawsze wyglądał idealnie, rozświetlając jego dni niczym małe, prywatne słoneczko. H mógł się zgubić w swoim życiu, wątpić w słuszność miłości względem tego mężczyzny, ale później on robił coś, co sprawiało, że miękło mu serce.

- Oh, dziękuję! Nic nie spaliłeś?

Tommo zaśmiał się cicho i objął go mocno od tyłu. Potarmosił loczki chłopaka - bo, umówmy się, każda okazja jest na to dobra - a na szyi złożył delikatny pocałunek. Wiedział, że nie powinien, przecież chciał odepchnąć wszystkie głębokie uczucia skierowane w stronę bruneta, ale nie potrafił się powstrzymać.

- Nie. Starałem się.

- Kochany jesteś.

Szatyn z uśmiechem usiadł naprzeciwko i sięgnął po kubek z herbatą. Hazz wyglądał naprawdę słodko z samego rana, kiedy jeszcze był wyraźnie zaspany, pocierał oczka piąstką i co chwilę ziewał. Był czymś, co chciał oglądać każdego dnia, codziennością, za którą będzie tęsknił w czasie trasy przyjaciół.

- Dzisiaj nie możesz się przemęczać, czeka cię wielki dzień!

Na twarzy Stylesa zagościł ogromny uśmiech na myśl o pierwszym koncercie z trasy. Pierwszy przystanek Manchester, więc już rano musieli wyjeżdżać. Może chociaż to będzie jakąś przyjemnością pośród ciągłych trudów związanych z karierą. Zdecydował, że jeśli nawet to nie będzie przynosiło mu dostatecznie dużo radości, rzuca wszystko, nie patrząc na nic. Miał już dostatecznie dużo pieniędzy, żeby wyjechać, pójść na studia i zacząć wszystko od nowa.

- Myślisz, że mnie polubią?

- Na pewno! Ja będę stał w pierwszym rzędzie w sekcji VIP jako twój największy fan. Wszyscy będą tobą zauroczeni.

- A... A ty? Też jesteś...? - spytał nieśmiało, mając na myśli coś więcej, niż tylko muzykę.

- Ja jestem od pierwszego wejrzenia - wyznał. I może on też skrycie myślał o jego całokształcie. Może naprawdę poczuł coś więcej od dnia, kiedy ujrzał najpiękniejszy uśmiech na świecie? Może częściowo cieszył się, że będą długo osobno, co pomoże mu się odkochać. Może bał się tego uczucia bardziej od wszystkiego innego na świecie. Może nie chciał skończyć ze złamanym sercem, jak zawsze kiedy się angażował w poważny związek. Choć może też coraz częściej nachodziły go myśli, że przecież Harry nie jest, jak chociażby Eleanor. Bo może H choć bywał irytująco dziecinny, potrafił jednym słowem, czy gestem sprawić, że Tomlinson czuł się szczęśliwszy. - Spakowany?

Rumieniec wpełznął na policzki loczka i skinął głową.

- Tak. Wczoraj byłem z Kendall oraz Niallem na zakupach i mam kilka nowych ubrań na scenę!

- I nie pochwaliłeś się?

Brunet uśmiechnął się zadowolony z siebie, wzruszając ramionami.

- Będziesz musiał poczekać, jak reszta.

Tommo westchnął cierpiętniczo i oparł głowę na dłoni.

- Ja się tak dla ciebie staram i ostatecznie wciąż jestem zrównywany do poziomu zwykłego fana.

- No nie wiem... Tylko z tobą się całuję... - szepnął, przygryzając wargę. Czuł gorąc na twarzy, ale mimo wszystko był dumny z siebie, kiedy wzrok ukochanego spoczął na jego ustach. Jeśli jego charakter nie przyciągnął Louisa, to może znajdzie inne sposoby...

Two Worlds. One Heart || Larry&ZiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz