Liam objął bruneta, wzrok mając utkwiony w pięknym widoku przed sobą - panoramie Londynu. Pierwszy raz kogokolwiek zaprosił na randkę, więc czuł się bardzo zestresowany, ale dla tego uśmiechu było warto. Nawet jeśli nie było to chociażby w połowie tak dobre, jak organizowane przez piosenkarza, jednak starał się. Przyniósł tanie wino, kieliszki, jakieś czekoladki... I zabrał Malika w pewne piękne miejsce, które odkrył kilka miesięcy temu, wędrując godzinami bez wytchnienia, byleby być jak najdalej od domu. Nigdy nie widział piękniejszego zachodu słońca, niżeli tamtego dnia. Aż zapragnął żyć. A czy mógł być tak samolubnym i nie podzielić na tym widokiem z Zaynem? Był świadom, że przywiązanie, jako rosło u niego, prawdopodobnie wynikało z faktu, iż nie miał za dużo znajomych, ale nie zamierzał się z tego wycofywać. Tak długo, jak brunet będzie go chciał mimo wielu wad oraz słabości.
Malik oparł głowę na ramieniu mężczyzny, w jednej ręce trzymając papierosa, a drugiej kieliszek z winem. Z każdym dniem był coraz bardziej oczarowany szatynem i może bał się, że zostanie ze złamanym sercem, ale nikt nigdy nie dbał o niego tak bardzo, jak Liam i może naprawdę chciał mu zaufać. O ile już tego nie zrobił. Bardzo się spieszył, lecz to się działo mimo jego woli. W pewnym momencie po prostu przestał z tym walczyć i, mimo obaw, pozwolił losowi pokierować jego życiem, niezależnie od tego, jak długo będzie mógł się cieszyć bliskością mężczyzny.
A randka wydawała mu się idealna. Na moment zapomniał o niekiedy przytłaczającej sławie, fanach, codzienności, lękach... był po prostu Zaynem Malikiem, bez tej złotej, sztucznej otoczki.
Słońce miało się coraz bliżej ku zachodowi, tworząc niemal magiczny pejzaż. Budynki oraz ulice przykrywała powoli pierzynka ciemności, otulając miasto do snu. Czy może raczej osłaniając je przed wzrokiem słońca, żeby nie zobaczyło tych demonów wychodzących z ludzi po zmroku. Na pożegnanie machało promykami, pozostawiając na niebie najpiękniejsze dzieło, jakie Zayn kiedykolwiek widział - sztuka stworzona przez naturę, piękne przejścia na niebie niczym miękkie pociągnięcia pędzlem z chmur z czerwonych, różowych oraz żółtych farb. Im ciemniejsze kolory wyżej, tym więcej gwiazd pojawiało się, jakby na pożegnanie sypnięto brokat, czy konfetti.
- Nie chcę jeszcze wracać. Mógłbym tutaj zostać na zawsze - mruknął cicho.
- W pewnym momencie będziemy musieli wrócić do rzeczywistości.
- Wolałbym nie.
Liam zaskoczony spojrzał na bruneta. Zawsze sądził, że brunet kocha swoje życie. A nie było tak. Malik już za często czuł się, jak śmieć, wyrzuta papka, na którą nikt nie chciał nawet patrzeć. Bywały dni, kiedy na widok swojego odbicia w lustrze zbierało mu się na wymioty. Jak ktoś mógł go uważać za swojego idola, kiedy on nawet nie umiał utrzymać przy sobie na dłużej więcej, niż jedną osobę - Louisa. Kiedy każdego po kolei wyzywał, nawet nie mając już nad tym kontroli. Kiedy musiał brać silne leki uspokajające przed każdym wyjściem na scenę. Kiedy płakał w poduszkę nocami, mając dość swojego życia. Kiedy pragnął choć odrobinę prywatności, ale na każdym kroku spotykał fanów, czy dziennikarzy, który próbują często nieświadomie zniszczyć mu życie. Kiedy marzy tylko o tym by znowu stać się anonimowym człowiekiem w tłumie bez tej presji - bądź zawsze piękny, mów mądrze, nie popełniaj głupot, podobaj się ludziom, bądź w dobrej formie, pięknie śpiewaj, nagrywaj szybko kolejne hity...
Jednak prawda jest taka, że nie oddałby tego za żadne pieniądze świata. Tego uczucia, kiedy stał na scenie, śpiewał dla milionów, czy nawet dla tylko jednej osoby i przez ten krótki moment stawał się wolny.
- Wbrew pozorom, życie sławnego piosenkarza nie jest usłane różami
- Jest.
Brunet spojrzał zaskoczony na mężczyznę. Skąd od miał widzieć, jak wygląda jego życie, myśli...
- Ale, jak każda róża ma piękne delikatne płatki, tak i kolce na łodydze - dodał Liam.
Malik uchylił delikatnie usta, nie spodziewając się takich metafor z ust mężczyzny. Chcąc nie chcąc uśmiechnął się lekko i przybliżył do mężczyzny.
- Gdyby tylko dało się obciąć te ciernie.
- Wtedy nie byłaby kompletna. One nie tylko utrudniają, ale też chronią. Po prostu trzeba wiedzieć, jak chwycić łodyżkę, aby się nie skaleczyć.
- Na szczęście ty to wiesz - szepnął, nieśmiało chwytając Liama za rękę.
Szatyn ścisnął jego dłoń, pragnąc w ten sposób przekazać mu trochę siły. Chciał dla niego, jak najlepiej, choć nie potrafił mu pomóc.
- Jeśli kiedykolwiek zabraknie ci sił, będę obok. Pamiętaj.
Piosenkarz nie chciał zamartwiać szatyna, ale może zawiniła atmosfera, czarne myśli nadchodzące go od rana, czy bliskość mężczyzny, lecz po jego policzkach powoli zaczęły łzy. Im bardziej chciał przestać, tym więcej się ich pojawiało. Bał się odezwać, pewny, iż w pewnym momencie załamie mu się głos, a on naprawdę nie potrafił wyjaśnić, dlaczego płacze. Jednak Liam o dziwo nijak tego nie skomentował, choć przecież musiał zauważyć. Szczególnie, kiedy kilka kropli spadło mu na dłoń. Mimo to Payne jedynie objął go mocniej, jakby pokazując mu w ten sposób, iż jest przy nim. A Zayn był mu za to szczerze wdzięczny. Czasami po prostu potrzebował odrobiny miłości i wsparcia bez zbędnych słów. Bo cóż powiedzieć w takiej sytuacji?
- Może chciałbyś zatańczyć?
Malik zdezorientowany spojrzał na ukochanego. Przecież nie grała żadna muzyka! Zaskoczony patrzył, jak mężczyzna wstał i z lekkim ukłonem wyciągnął w jego stronę rękę.
- Mogę prosić?
Brunet zaśmiał się cicho i zszedł z maski samochodu. Ujął dłoń szatyna, czując przyjemne ciepło w sercu. Potrzebował go w swoim życiu - swojej ostoi spokoju, nirwany, bezpieczniej przystani. Wtulił się w ciało Payne'a, powoli się z nim kołysząc do cichej melodii, którą mężczyzna nucił. Miał wrażenie, że był idealny w każdym calu i nie potrafił znaleźć większych wad. Może poza jedną - uzależnieniem. Ale przecież kiedyś z tego wyjdzie, Zayn mu w tym pomoże. Sam nierzadko palił, czy nawet wciągał, więc nie było mu to obce. Lecz wiedział, że bardzo niszczące, a nie chciał by ten się stoczył. Oraz żeby miał powody do brania narkotyków. Chciał, żeby był zdrowy, bezpieczny... i jego. Spojrzał w te czekoladowe oczy, patrzące na niego z tak wielką czułością; nie sposób było w nich znaleźć choć grama zła. Delikatnie go pocałował, delektując się przyjemną, romantyczną atmosferą. Było idealne. Tym razem znowu po jego policzkach spłynęły pojedyncze, gorące łzy, lecz tym razem nie były one wypełnione rozpaczą, a radością i miłością, jaką czuł do Liama. I może powtarzał sobie cały czas, że za bardzo się śpieszy, ale przy nim nie potrafił przekonać samego siebie, iż to nie jest ten jedyny. Przecież gdzie na świecie pozna kogoś o choć trochę tak dobrym sercu? Kogoś kto będzie go rozumiał i wspierał w taki sposób? Przy kim będzie się czuł tak bezpiecznie?
Przepadł dla niego, czuł, że zaczyna tonąć w tej otchłani miłości. Był pewny, iż ta historia nie może mieć szczęśliwego zakończenia - on na nie nie zasługiwał. Lecz mimo wszystko nie zamierzał płynąć ku powierzchni, pozwalając tym mackom ściągać go jeszcze bardziej w dół, w coraz mroczniejsze zakamarki...
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Komentarze pod poprzednim rozdziałem, to złoto xd
Ej, ogarniacie, że w poprzednim fanfiku obiecałam komuś przekonać H do przyjazdu do Polski? Nie ma za co kochani xx
![](https://img.wattpad.com/cover/203175223-288-k955947.jpg)
CZYTASZ
Two Worlds. One Heart || Larry&Ziam
FanficHarry od samego początku miał pod górkę. Pieniędzy zawsze było za mało, matka nawet nie próbowała udawać, że nie był wpadką, a ojciec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wychowany w świecie, gdzie dominował alkohol, seks i narkotyki, aż trudno uwie...