Cały się trząsł, a po policzkach nieustannie płynęły łzy. Był już na skraju załamania nerwowego i nie miał wątpliwości, że jeśli czegoś nie zrobi, to może skończyć na oddziale zamkniętym. Trucizna już zdążyła zalać wszystkie jego organy, utrudniając swobodne oddychanie, aż w końcu zaczęła wylewać się z jego ust, oczodołów oraz wszystkich innych otworów, topiąc i pożerając go od wewnątrz. Czarne cienie opanowały każdy zakamarek pokoju, powoli coraz bardziej napierając na jego drżące, kruche ciało. Chciał się stąd wydostać, uciec, lecz nie był w stanie się ruszyć, a strach oraz panika odbierały mu resztki sił. Miało być lepiej. Miało!
- Harry...?
Louis zaskoczony ujrzał swojego chłopca skulonego na podłodze przy łóżku. Cały dygotał, a spomiędzy jego rozchylonych warg wydostawał się cichy szloch. Z ledwością łapał ciężkie hausty powietrza, jakby miał z tym poważne problemy. Na materacu leżała otwarta fiolka oraz tabletki, które z niej wypadły, a poduszki walały się po całym pokoju. Co tutaj się stało???
Chłopak spojrzał na Tomlinsona z czymś pustym, nieodgadnionym w oczach, jakby nie do końca należał do tego świata. Szatyn szybko do niego podszedł i przyciągnął go do swojej piersi. Styles prawie od razu zacisnął mocno pięści na bluzie starszego. Z całej siły, aż pobielały mu kostki, być można z obawą, że mężczyzna nagle zniknie, rozpłynie się w powietrzu, a Harry zostanie znowu sam na sam z mrocznymi demonami w jego głowie.
- Kochanie, co się stało? - szepnął Louis, bojąc się, że głośniejszy dźwięk mógłby przestraszyć chłopaka.
- N-nie wiem... Boję się...
- Czego, kotku? Ktoś chce cię skrzywdzić?
Młodszy bardziej wtulił się w partnera, prawie przez niego przenikając. Może tak będzie bezpieczny?
- Nie wiem... To... Nie potrafię wyjaśnić...
- Hej, spokojnie. Jestem tutaj i nikomu nie pozwolę tknąć mojego chłopca, tak? Choćby nie wiem co.
Loczek kiwnął głową, wycierając tym twarz o bluzę starszego, ale żaden się tym nie przejął. Nie w momencie, kiedy Styles był w tak wielkiej rozsypce emocjonalnej.
- Dziękuję... Ja... To tak boli... - wymamrotał, czując przeraźliwy ucisk głowy, niczym imadło, a w uszach niepokojąco dzwoniło. Nieco rozluźnił się, kiedy starszy pocałował go w skroń i westchnął cicho.
- Nie chcę tutaj być, wyjedźmy, błagam...
- Harry, wiesz, że nie możemy - odpowiedział szatyn, kołysząc drobnym ciałem.
Styles czuł się tym wszystkim tak bardzo przytłoczony i przerażony. Nie pasował do tego świata i nie mógł dłużej tutaj żyć. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Od samego początku był inny. Nie potrafił być, jak inni, dopasować się, mimo wszelkich starań. Nie chciał pić i palić, uprawiać seks z byle kim, mieszkać samemu, woląc jak najdłużej być tym dzieciakiem, uciekać przed odpowiedzialnym, dorosłym życiem. Każdy policzek od matki, krzyki, trudności z rówieśnikami, Liamem, atmosfera w domu, sprawiała, że pragnął nigdy nie dorastać. Niestety inni tego od niego wymagali, jak i różnych, określonych zachowań, co przytłaczało chłopca. Nauczył się funkcjonować w swojej codzienności, a ciągłe zmiany, stres... To było dla niego za dużo. Gdyby mógł cofnąć się w czasie... Chciał być inny, ale nie potrafił się zmienić.
- Proszę... - szepnął i spojrzał w błękitne oczy. - Bardzo. Zrób to dla mnie.
- Nie mogę tak po prostu tego wszystkiego zostawić! Mam tutaj masę zobowiązań.
- Mówiłeś, że wyjedziesz ze mną! - krzyknął zraniony chłopak. Rozumiał punkt widzenia szatyna, lecz nienawidził, kiedy coś szło nie po jego myśli. A działo się tak cały czas.
- Nie mogę i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę!
- Obiecałeś!
- Harry, ja... - chciał zaprzeczyć, ale przecież to właśnie zrobił. Jednak nie była to obietnica, którą się składa, żeby się z niej wywiązać. Ludzie wiele sobie przyrzekają, a ile z tego faktycznie jest zrealizowane? - Zrozum, że to nie jest możliwe. Dorośnij w końcu!
Harry skulił się, a do oczu napłynęły mu łzy. Louis miał rację. Tutaj była jego rodzina, przyjaciele, firma. Wyjazd niewiadomo gdzie i na jak długo był skrajnie nieodpowiedzialny. Jednak nie w przypadku Stylesa. Dlatego wyplątał się z ramion mężczyzny i szybko podszedł do szafy. A przynajmniej na tyle, ile pozwalały mu wciąż słabe i drżące nogi.
Tomlinson obserwował, jak loczek zaczął przeglądać swoje ubrania, co jakiś czas rzucając jakąś bluzę, spodnie, koszulę, czy skarpetki na materac. Przez chwilę nie rozumiał, co się dzieje, jednak kiedy zrozumiał, co brunet planuje, wyrwał mu z rąk bokserki i mocno przytulił.
- Harry, kochanie, przepraszam... Proszę, nie wyjeżdżaj, nie zostawiaj mnie. Nie jestem w stanie rzucić wszystkiego dla ciebie, nie teraz, ale za jakiś czas możemy zrobić sobie krótkie wakacje, dobrze?
Loczek westchnął cicho i objął ukochanego. Część jego serca chciała się zgodzić, jednak wiedział, czym to się skończy. Kolejnymi załamaniami nerwowymi, łzami, częstymi wizytami u psychiatry, większą ilością tabletek... To nie był jego świat.
- Lou, proszę... - szepnął młodszy nagle dziwnie spokojnym głosem. - Nie zostawię cię. Wrócę, obiecuję. To po prostu... Potrzebuję odpocząć od tego wszystkiego, przerwy. Błagam, zrozum. Wiem, że nie możesz wjechać, ale ja... Podchodzimy z dwóch różnych światów, a ja nie potrafię żyć w żadnym z nich. Najpierw muszę poznać samego siebie, wziąć głęboki wdech. Duszę się tutaj.
Louis chciał błagać chłopaka na kolanach, żeby nie odchodził. Nie rozumiał, gdzie popełnił błąd, dlaczego zawsze ostatecznie kończył sam, jednak nie miał serca ograniczać Stylesa. Jeśli tego potrzebował... Odgonił łzy i z trudem się uśmiechnął.
- Będę na ciebie czekać nawet całe życie. Tylko nie każ mi tego robić, potrzebuję cię obok.
Harry nie odpowiedział tylko ułożył dłonie na policzkach szatyna i pocałował go czule, długo, jakby to miał być ich ostatni raz. Jego usta miały słonawy posmak od wielu wylanych tego dnia łez. Pieszczota trwała całą wieczność, a żaden z nich nie zamierzał się odsunąć. Nie kiedy czuli się tak dobrze, bezpiecznie... Mogli powiedzieć tak dużo, lecz żadne słowa nie były właściwe w tym momencie. Obaj wiedzieli, że tego dnia wszystko się zmieni. Coś się kończyło i ich życie już nigdy nie będzie wyglądać tak samo. Długo walczyli o szczęście, jednak może od samego początku los stopniowo popychał ich ku tej chwili.
Tomlinson nie protestował, kiedy chłopak się pakował do plecaka, ostatecznie ledwo dając radę go, zapiąć, kiedy ukradł jedną z jego bluz, myśląc, że Louis niczego nie zauważył, kiedy pozostawił na łóżku notes ze swoimi piosenkami, w większości nigdy nie zaśpiewanymi, kiedy po raz kolejny całował go na pożegnanie, kiedy prosił go o zawiezienie na lotnisko, kiedy powiedział, żeby został w samochodzie, by nie poznał kierunku jego podróży, ani kiedy patrzył, jak postać wysokiego chłopca z gitarą oraz plecakiem znika za drzwiami...
Czekał na parkingu, aż do zmroku, zastanawiając się, czy w którymś z odlatujacych samolotów siedzi jego Harry. Długo okłamywał siebie z nadzieją, że zaraz ujrzy te długie loczki okalające szeroki uśmiech, a ich właściciel powie, że jednak nie może go zostawić. Pluł sobie w brodę, iż nie potrafił pobiec za nim i błagać na kolanach, żeby tego nie robił, lecz... Ten jeden raz musiał przestać być egoistą. Nadeszła pora by nauczyć się żyć bez jego najjaśniejszej gwiazdki. Bo choć Harry obiecał, że wróci, Louis wiedział, iż prawdopodobnie nigdy to nie nastąpi.
Ptaszek w końcu wyleciał, a on nie miał serca zatrzymać go w swoich dłoniach. Choć w sercu wciąż grała ta słodka muzyka i mężczyzna miał wrażenie, że już zawsze będzie wygrywała tempo bicia jego serca...
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Jak sądzicie, co nas czeka w następnym rozdziale?
![](https://img.wattpad.com/cover/203175223-288-k955947.jpg)
CZYTASZ
Two Worlds. One Heart || Larry&Ziam
FanfictionHarry od samego początku miał pod górkę. Pieniędzy zawsze było za mało, matka nawet nie próbowała udawać, że nie był wpadką, a ojciec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wychowany w świecie, gdzie dominował alkohol, seks i narkotyki, aż trudno uwie...