89. Nie rozumiesz, że mogę być chory?!

1.2K 105 25
                                    

Za kilka tygodni mieli świętować swoją rocznicę, Liam przez ten czas widział ciało partnera już tyle razy, że nie był w stanie tego zliczyć, jednak za każdym razem, kiedy dotykał tę miękką, gładką skórę, przypominającą w dotyku najdelikatniejszy aksamit, poznając na nowo i nowo każdy fragment ciała, najmniejszą krzywiznę, bliznę, pieprzyk, zachwycał się nim na nowo. Mógłby do końca życia adorować jego piękno, a nigdy by mu to się nie znudziło. Szczególnie, kiedy mężczyzna leżał wtulony w jego bok, tak bardzo rozanielony i rozluźniony. Choć może po prostu teraz odczuwał wszystko intensywniej, każdy jego nieco drżący oddech na swojej skórze, wywołujący gęsią skórkę, każde muśnięcie dłoni na nagim brzuchu, niczym dotyk płatków kwiatów, ciepło jakim emanował... Uśmiechnął się lekko, kiedy te ciemne, czekoladowe oczy spojrzały na niego, lśniąc w ten magiczny sposób.

- Pragnę uwiecznić ten moment. Tę chwilę, kiedy wyglądasz na spełnionego i szczęśliwego, jakbyś właśnie wstąpił do nieba - szepnął i krótko go pocałował. Dla tego widoku mógł zrezygnować z tej całej sesji.

- Jeśli ty tam będziesz, mógłbym nawet zejść do piekła. Choć mam nadzieję, że Allah będzie dla nas łaskawy - wypamrotał sennie brunet i bardziej się wtulił w ukochanego. Na łóżku byłoby wygodniej, ale podłoga też nie była najgorsza.

Payne pocałował go w czółko, palcem obrysowując tatuaż róży na ramieniu partnera. Miał ich wiele, lecz wciąż to właśnie ten był jego ulubionym. Stanowił swego rodzaju podpis, jego dumę. Jak mężczyźnie mogło przejść przez gardło, że go nie chce? Pochylił się nad ukochanym, by zaraz zacząć składać na jego twarzy drobne pocałunki, co wywołało u piosenkarza cichy chichot. Malik, mimo senności, ułożył dłonie na policzkach szatyna, łącząc ich usta w jedno, a nogę przerzucił przez jego ciało. Była to raczej czuła, delikatna pieszczota, mająca na celu wyrazić całą ich głęboką miłość oraz oddanie. Muśnięcia warg nie wywoływały zawrotów głowy, a jedynie przyjemnie koiły, natomiast dłoń sunąca po jego boku zamiast rozpalać, delikatnie rozgrzewała, czyniąc tę chwilę bardziej delikatną, miłosną. Czas stał się absurdalnym zwrotem, którego znaczenia nijak nie potrafił zrozumieć, równocześnie mógł być sekundą, jak i całą większością, a każdy nerw przyjemnie mrowił, jakby szepcząc kolejno coraz to inne wyznania miłości, których żadne słowa nie potrafiły wyrazić.

Lecz nagle, gwałtownie został wyrwany z tego magicznego świata, kiedy Liam odsunął się od niego z wyraźnym strachem w oczach.

- Liam...?

- Ja... My... Oh, Boże... - szepnął szatyn i ukrył twarz w dłoniach. Jak mógł być tak głupi i nieodpowiedzialny?! To wszystko wydarzyło się pod wpływem chwili; w jednej sekundzie całował Zayna, a w drugiej już przyciskał go do ściany kochając się z nim szybko, gwałtownie, jakby jutra miało nie być, kompletnie zapominając o... - My nie... Nie zabezpieczaliśmy się...

Malik zmarszczył brwi i położył dłoń na ramieniu partnera. Nie rozumiał zachowania mężczyzny. Owszem za każdym razem pilnował, żeby korzystać z prezerwatyw, ale jego zdaniem nie było to, aż tak konieczne. W porządku, z losowymi ludźmi w klubie wolał stosować, lecz w tym przypadku...? Wręcz preferował bez, kiedy wyraźnie czuł całym sobą bliskość drugiego ciała. Złożył delikatny pocałunek na jego skroni i uśmiechnął się lekko.

- Nie martw się, nie zajdę w ciążę - zaśmiał się cicho.

- Nie rozumiesz, że mogę być chory?!

Brunet pobladł, kiedy uświadomił sobie powagę tych słów. Był w związku z narkomanem, dlaczego tak łatwo wyparł ze swojej świadomości tak istotny szczegół? Cholera jasna! Przecież Liam powinien się przebadać i w razie czego podjąć się leczenia! Nie wiedział za dużo na temat AIDS, ale wystarczająco, żeby zacząć się martwić. Jak bardzo był głupi, że nie brał tego w ogóle pod uwagę?!

- Hej, spokojnie. Zrobimy badania, dobrze?

- Przepraszam - załkał cicho i skulił się, raz po raz powtarzając to słowo.

Zayn nigdy nie sądził, że dane mu będzie oglądać ukochanego w takim stanie. Owszem, kiedy był na głodzie, stawał się jego najsłabszą wersją, lecz w tamtym momencie wyglądał na tak niewiarygodnie kruchego, jakby najmniejszy podmuch wiatru był w stanie sprawić, iż rozleci się w drobny mak, a Malik bał się, że nie potrafiłby pozbierać tych wszystkich ziarenek zanim nie rozpierzchłyby się po całym świecie. Ostrożnie objął mężczyznę i przyciągnął go do siebie, obejmując mocno, starając się w ten sposób przekazać mu swoją siłę.

- Powinieneś ze mną zerwać - wymamrotał Liam. - Zawsze wszystko ostatecznie muszę spieprzyć. Ja i moje uzależnienie. Nie zasługuję na ciebie.

- Przestań! Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i nie żałuję ani w jednym procencie, że cię poznałem i pokochałem. Jeśli jesteś chory, weźmiemy się za leczenie, można to spowolnić, tak? Może całkiem wyzdrowiejesz, właściwie nie wiem, jak to działa, ale...

- Nie. Tego nie da się wyleczyć. Jeśli mam AIDS... Cóż, to będzie ze mną do usranej śmierci.

Malik ucałował drżące wargi partnera i pogłaskał go po policzku.

- A może nie zaraziłeś się?

- To musiałby być jakiś pieprzony cud! - krzyknął szatyn i odsunął się od ukochanego. - Jestem ćpunem! Brałem w brudnych, opuszczonych domach, publicznych toaletach na dworcu, w różnych uliczkach, gdzie nikt normalny się nie zapuszcza! Często używałem czystych strzykawek, ale ile razy dla oszczędności korzystałem kilkakrotnie z tej samej, czy pożyczyłem od innych narkomanów, żeby... Jak duży jest procent szansy, że będę zdrowy?

- Na pewno nie zerowy. A nawet jeśli... Naprawdę sądzisz, że mógłbym cię zostawić? Po tym wszystkim? Kocham cię, nie rozumiesz?! Kiedy znikałeś na kilka dni, żeby brać to gówno, kiedy leżałeś w pokoju obok błagając o kolejną dawkę, kiedy wyzywałeś mnie od najgorszych, kiedy nie było cię w domu zbyt długo i bałem się, że znowu bierzesz... Kiedy wypłakałem przez ciebie litry łez... Pragnąłem z tobą zerwać. Ale później uświadamiałem sobie, iż kocham cię ponad wszystko i nie jestem w stanie tego zrobić. Jesteś wszystkim, czego potrzebuję i nie potrafię bez ciebie żyć. I nie oczekuj ode mnie, że zrezygnuję z ciebie z powodu jakiegoś tam głupiego wirusa, tak? Oh, daj spokój!

- Cały czas gadasz o mnie. To się mniej liczy, ja się mniej liczę. Ale mogłem zarazić cię... Rozumiesz powagę sytuacji?

Zayn skinął głową i usiadł okrakiem na udach partnera. Ułożył dłonie na policzkach szatyna, uśmiechając się przy tym delikatne i krótko go pocałował. Jak nie o Harry'ego, to o niego się martwił, a prawie nigdy o siebie. A Zayn może miał wrażenie, że o wiele za dużo i za łatwo wybaczał mu, jednak kochał Liama z całym jego bagażem problemów i nie potrafił z tego zrezygnować. Może był głupi, jednak do tej pory nie żałował i nie zapowiadało się na zmianę.

- Jutro idziemy robić testy i wszystkiego się dowiemy, tak?

Payne spojrzał na niego z łzami w oczach i szepnął:

- Tak strasznie cię przepraszam, ale w tym momencie pragnę jedynie się naćpać, żeby zapomnieć o krzywdzie, jaką ci wyrządziłem.

- Nie rób tego, jeśli chcesz mieć szansę odkupić je wszystkie.

Liam skinął głową i mocniej objął partnera. Czuł, jak po policzkach płyną mu gorące łzy, a strach ściskał mu serce. Lecz musiał walczyć z pragnieniem. Musiał. Jeśli teraz straciłby Zayna, straciłby wszystko.

Two Worlds. One Heart || Larry&ZiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz