Tak naprawdę Liam nigdy nie był na jakiejś większej imprezie. Ba! Nie był na żadnej imprezie. To jego partner był tym, który chodził z przyjaciółmi do klubów, barów, a zanim zamieszkali razem urządzał domówki. Payne zdecydowanie preferował ciszę, film, jakąś dobrą książkę, a już na pewno o wiele mniejsze towarzystwo. Patrząc na fakt, iż mężczyzna stronił od alkoholu, pijane towarzystwo wydawało się być jeszcze gorszym posunięciem. I nawet nie o to chodzi, że szatyn miał coś przeciwko wysokoprocentowym trunkom - jeśli ktoś pił z głową to w porządku. Po prostu sam nie przepadał za tym smakiem oraz zapachem i nie odczuwał potrzeby zmieniania tego. Problem stanowił ich stan. Kiedy jesteś jedną z osób pod wpływem, nie masz takiego wrażenia, lecz gdy decydujesz się na abstynencję, dostrzegasz go, jak bardzo inni są głośni, niezręczni, irytujący. Nagle zaczynają fałszować wszystkie znane im piosenki, zataczać się, wydawać dziwne odgłosy, opowiadać żarty, które są zrozumiałe chyba tylko dla tych zaprzyjaźnionych z alkoholem oraz puszczają im wszelkie hamulce.
Ale to był Liam i dla miłości swojego życia był gotów się poświęcić na małą celebrację nowego singla Zayna. Taką na dosłownie kilkanaście osób. Tylko jakoś dziwnym trafem zaczęli się oni niemożliwie szybko mnożyć, a szatyn zaczynał żałować, że nie poszedł na bardzo długi spacer, czy gdzieś...
Malik za to bawił się wyśmienicie, na imprezach czując się jak ryba w wodzie. Oczywiście szybko dostrzegł mało optymistyczne nastawienie do tego wszystkiego Payne'a, dlatego co chwilę chodził do niego, żeby nie czuł się samotny i obdarowywał buziakami na pocieszenie, czy też organizował mu zajęcia, jak przygotowanie kilku drinków, kiedy mina Liama była iście cierpiętnicza.
- Kochanie, rozchmurz się - mruknął brunet, siadając bokiem na kolanach partnera.
Dłoń mężczyzny od razu spoczeła na jego udzie, a na usta zakradł się szeroki uśmiech. Mimo wszystko wiedział, że Zaynowi się podoba, więc niestety musiał się poświęcić. Dla niego wszystko.
- Aż tak bardzo się nudzisz? - spytał Zee z zawodem w głosie.
- Troszkę tak, ale może spróbuję poszukać sobie jakiegoś w miarę trzeźwego towarzystwa. - Właściwie chciał pogadać ze Stylesem, lecz braciszek szybko wkręcił się w wir zabawy i chyba ostatnio widział go na parkiecie z jakimś mężczyzną z długimi włosami. Nie był, aż taki zły, żeby im przeszkadzać.
- Mam nadzieję, że nie przystojniejsze ode mnie?
- Nawet moja wyobraźnia nie jest w stanie ujrzeć piękniejszej osoby od ciebie, więc gdzie wśród tego tłumu mógłby się ktoś taki schować?
Piosenkarz naprawdę kochał komplementy partnera. Zawsze bez przygotowania i najmniejszego zająknięcia potrafił sprawić, że mężczyźnie miękły kolana i czuł się najprzystojniejszym człowiekiem na ziemi. A jeśli dodamy do tego tę miłość oraz oddanie w jego dużych, ciemnych oczach, już nic innego nie było mu trzeba.
- Musisz mnie zawstydzać na każdym kroku?
- Nie. Muszę ci przypominać, jak wiele dla mnie znaczycz na każdym kroku.
- Co ja z tobą mam - westchnął Zee i pocałował krótko partnera. Całe życie czekał na kogoś takiego i codziennie dziękował siłom wyższym za jego miłość. - Może chciałbyś zatańczyć?
- Z przyjemnością.
To była najgorsza impreza w życiu Louisa. Fakt, grała dobra muzyka, była masa ludzi, alkohol lał się litrami - sam już nie był pewny, ile wypił - poznał parę interesujących osób... A jednocześnie nie potrafił odwrócić wzroku od Hazzy i Mitcha. Miał nadzieję pogadać z loczkiem, zatańczyć, właściwie aktualnie najbardziej pragnął zatracić się w jego ustach, lecz wszystkie jego plany niwelował ten podrzędny hipis, cały czas krążący wokół jego chłopca. Na cholerę Styles go ze sobą zabierał?!
CZYTASZ
Two Worlds. One Heart || Larry&Ziam
FanfictionHarry od samego początku miał pod górkę. Pieniędzy zawsze było za mało, matka nawet nie próbowała udawać, że nie był wpadką, a ojciec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wychowany w świecie, gdzie dominował alkohol, seks i narkotyki, aż trudno uwie...