16. Zgadzam się na twoją przeprowadzkę...

1.8K 135 78
                                    

Harry nigdy tak dobrze nie spał. Może obudził się z bólem głowy, ale w porównaniu z niesamowicie miękką poduszką oraz dużą ilością miejsca... Chwila. Loczek szybko zerwał się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju, w którym się znalazł. Ze sporego okna padały na niego promienie słoneczne, a zewsząd biła niesamowita wręcz cisza. Nikt nie nie kłócił, wyzywał, czy obijał. Jedynie niewyraźnie do jego uszu dolatywały szumy uliczne. Sypialnia była spora, czysta i zdecydowanie nie przypominała jego. Przerażony spojrzał pod kołdrę, ale wciąż miał na sobie bokserki. Czyli chyba nie stracił pierwszego razu po pijaku...? Załamałby się.

Kiedy minął pierwszy szok, podniósł się z łóżka. Syknął cicho, czując tępy ból głowy, ale starał się zignorować ten fakt. Niemal od razu uśmiechnął się z ulgą, widząc zdjęcie Louisa i jakiś dwóch dziewczyn. Wszyscy szeroko się uśmiechali, a chłopak mógł dostrzec między nimi wyraźne podobieństwo. Jednocześnie odetchnął z ulgą, będąc świadom, gdzie się znalazł. To tylko Tomlinson, nic mu nie grozi. Lecz gdzie jest szatyn, skoro to była wyraźnie jego sypialnia? Ubrał szybko spodnie znalezione na podłodze, a następnie wyruszył na poszukiwania starszego. Dosyć szybko odnalazł mężczyznę w sypialni obok, zakopanego w kołdrze, tak że wystawała mu jedynie ciemna czupryna. Uśmiechnął się rozczulony i cicho zamknął drzwi. Nie chciał jeszcze budzić mężczyzny, skoro mógł lepiej spożytkować ten czas. A w pierwszej kolejności udał się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Ogromna wanna była nader kusząca, ale nie czuł się do końca komfortowo korzystając z wszystkiego w domu mężczyzny bez jego wiedzy i zgody. Nawet jeśli najprawdopodobniej by się zgodził. Odetchnął cicho, czując przyjemne gorąco spływające po jego szczupłym ciele. Wokół jego roznosił się zapach żelu pod prysznic szatyna i Hazz może trochę był zadowolony z faktu, iż sam będzie podobnie pachniał. Jeszcze tylko rozczesał wilgotne loczki, umył palcem zęby i znowu mógł przypominać człowieka. Jednak wciąż źle się czuł, więc od razu odszukał apteczkę mężczyzny by móc wziąć tabletkę przeciwbólową. Naprawdę swobodnie i komfortowo się tam czuł, mógłby się przyzwyczaić do takiej codzienności. Musiał się szybko przyłożyć do swojej kariery, by móc wyrwać się ze swojego rodzinnego domu i zacząć żyć, jak Tomlinson. Właśnie - Louis. Pewnie jest głodny... Brunet szybko udał się do kuchni, zaraz głośno prychając na widok pustych półek. Oczywiście... Harry szybko przeliczył pieniądze w portfelu, zabrał mężczyźnie klucze i pobiegł do sklepu...

Louis zmarszczył brwi, czując delikatne głaskanie na policzku. Zakopał się bardziej pod kołdrę z cichym jękiem protestu, a nad sobą usłyszał cichy śmiech. Co jest...? Niepewnie wychylił się zza swojej tarczy i spojrzał na złośliwca, który przeszkodził mu w pięknym śnie. Niepewnie uchylił powieki, niemal od razu rozszerzając je jeszcze bardziej na widok najpiękniejszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek widział. Ciemne sprężynki miękko układały się wokół jego głowy, a światło promieni słonecznych idealne padało na jego głowę, tworząc delikatną aureolę. Uśmiechał się przyjaźnie, mrużąc przy tym swoje zielone oczy, połyskujące radośnie, jakby żadne zmartwienia nigdy go nie nawiedzały.

- Jesteś aniołem? - szepnął nieco zachrypniętym głosem.

Styles parsknął śmiechem i pokręcił głową. Wziął tacę z posiłkiem mężczyzny by móc mu pokazać, co przyrządził.

- Jak spałeś, to zrobiłem nam coś do jedzenia. Niestety nie jest to pełne angielskie śniadanie, ale starałem się! Mamy jajko sadzone, tosty, pomidory, bekon, parówki... No i herbata, a dla ciebie tabletki gdyby nie tylko mnie dopadł kac po wczorajszym.

- Definitywnie anioł.

Harry zarumienił się lekko i poczekał, aż mężczyzna usiądzie oparty o poduszki, by móc mu podać tacę. Szybko obszedł łóżko z drugiej strony, by w takiej samej pozycji również przystąpić do posiłku. Louis niepewnie spróbował, co też młodszy przygotował, a z jego ust automatycznie wyrwał się cichy pomruk. Brunet uśmiechnął się, widząc zadowolenie na twarzy Tomlinsona i nieśmiało spytał:

- Smakuje?

- Bardzo! Chyba jednak zgadzam się na twoją przeprowadzkę, jeśli codziennie będziesz mi przyrządzać takie śniadania.

- Co?

Louis przełknął kęs tosta i wzruszył ramionami.

- Mówiłeś wczoraj, że nie chcesz wracać do domu i wolisz zamieszkać u mnie.

Młodszy znowu spłonął rumieńcem, niepewnie przenosząc wzrok na kubek z herbatą wiśniową. Bo może była to prawda...

- Przepraszam. Dużo bredziłem?

Tommo udał wielkie zastanowienie, jeszcze bardziej stresując chłopaka. W końcu zaśmiał się cicho, będąc sobie wdzięcznym, że pamiętał większość. Szczególnie miękkość warg Stylesa...

- Właściwie poza przepraszaniem chodnika za upadnięcie na niego, to nie zachowywałeś się gorzej, niż ostatnio.

Loczek zawstydzony ukrył twarz w dłoniach, mamrocząc, iż więcej nie pije. Szatyn objął chłopaka i przyciągał do siebie, a chłopak od razu wtulił się w starszego.

- To było całkiem urocze. Nie przejmuj się.

- Mhm...

- I, Harry, chciałem spytać wczoraj, ale chyba lepiej, żebyś odpowiedział na trzeźwo... Co się dzieje u ciebie w domu?

Styles westchnął cicho, myślami znowu wracając do swojego życia. Liam pewnie się bardzo martwi, powinien do niego napisać. Ale tak dobrze się czuł w ramionach Louisa...  Jeszcze chwilę. Zamruczał cicho, czując dłoń przyjaciela w swoich włosach. Bo tak, chyba już tak mógł go nazywać. Znali się bardzo krótko, a mimo to bardzo się przywiązał. Wiele dla niego znaczył.

- Jaka jest twoja matka? - spytał.

- Była cudowna. Zawsze o nas dbała, nauczyła szacunku dla innych i nigdy nie przestawała się uśmiechać. To właśnie ten uśmiech pamiętam najbardziej. Nawet, kiedy leżała w szpitalu, kiedy ją bolało, wciąż starała się być dla nas silna. Nie pozwalała nam się załamać. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem.

- Oh... Na pewno była wspaniałym człowiekiem. To widać po tym, jakiego dobrego wychowała syna.

Lou uśmiechnął się lekko i pocałował młodszego w czoło. Już długo starał się nie płakać za nią, ale nagle łzy same utworzyły się w kącikach jego oczu.

- Dziękuję.

- I ciesz się, że taką miałeś. Pytasz, co u mnie? Moja lepiej, żeby mnie nie zauważała. Żeby dalej leżała nawalona do nieprzytomności w swoim pokoju. Bo kiedy się obudzi, zaczyna krzyczeć na mnie z pretensjami o to, jak wyglądam, że nie ma jedzenia, nic nie potrafię, jestem jej porażką wychowawczą. I wiesz, co jest najśmieszniejsze? To Liam się mną zajmował od dnia moich narodzin, nie ona. Ona dalej paliła, piła oraz pieprzyła się za pieniądzę by znowu pić i palić. Do czego mam chcieć wracać, Lou? Mieszkam w melinie, ojca nie znam, matka traktuje mnie jak intruza i tylko brat sprawia, że jeszcze się nie stoczyłem.

- Cholera... A jakaś opieka społeczna?

- Żebym trafił do bidula? W końcu zarobię na siebie i wyrwę się stamtąd. Oczywiście z Liamem.

Louis pogłaskał chłopaka po policzku i spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się delikatnie, sprawiając, że loczkowi miękło serce. Zapragnął pocałować starszego, ale nie wiedział, czy ten by chciał, a odtrącenia z jego strony by nie przeżył.

- Jesteś bardzo silny, Harry. Na pewno ci się uda i pewnego dnia będziesz mieszkać w willi z miłością swojego życia obok, dzieciństwo traktując jako swoją nieciekawą przeszłość, która więcej nie powróci.

- Dziękuję...

I dlaczego Styles wyobraził sobie właśnie Tomlinsona trzymającego go za rękę...?



Two Worlds. One Heart || Larry&ZiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz