Najwyraźniej fakt, iż Zayn nienawidził niespodzianek nie miał żadnego znaczenia dla Liama, który już od samego rana zachowywał się bardzo tajemniczo i ciągle gdzieś dzwonił, wychodził, powtarzając, iż Malik ma się niczym nie przejmować. Oczywiście, przecież to nie tak, że dzisiaj gra swój pierwszy koncert od dłuższego czasu i potrzebuje dużo wsparcia emocjonalnego. W normalnych okolicznościach mógłby na niego nakrzyczeć za to ale był zbyt zmęczony, żeby to zrobić.
Wraz z zbliżającym się wieczorem, stres bruneta tylko się powiększał. Liam obiecał mu pojawić się na koncercie, lecz wciąż nigdzie nie było go widać. Przez moment przyszło mu do głowy, że Payne mógł pójść ćpać i sam nie był pewny, co bolało go bardziej - jego brak zaufania, czy wysokie prawdopodobieństwo, iż tak się właśnie stało. Ale przecież szatyn nie wyglądał, jakby był na głodzie, już coraz lepiej się czuł, coraz rzadziej miewał kryzys...
Piosenkarz czuł, jak trzęsą mu się ręce i sięgnął do kurtki po tabletki. Musiał je szybko wziąć, zanim na nowo opuszczą go siły. Westchnął cicho, widząc, że już się kończą. Chyba najwyższa pora wybrać się znowu po receptę...
- Kochanie, to nie jest dobry pomysł - mruknął Liam i objął mężczyznę od tyłu.
- Oh! - Malik zaskoczony odwrócił się w jego ramionach. - Dawno przyszedłeś?
- Dosłownie przed chwilą.
Malik skinął głową i wtulił się w mężczyznę. Fakt, był zły za ignorowanie go, ale nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Zamruczał cicho, kiedy poczuł, jak głaszcze go po plecach. Zdecydowanie za łatwo mu ulegał, lecz sposób w jaki go obejmował, jakby trzymał w ramionach cenny skarb, wobec którego nie może użyć za dużo siły, bo się połamie, ale też musi użyć jej wystarczająco dużo, aby był bezpieczny, sprawiał, że brunet czuł się jak w domu.
- Powinieneś być wcześniej - mruknął piosenkarz i odsunął się. - Gdzie byłeś?
Payne uśmiechnął się szeroko i podszedł do stolika, gdzie leżał bukiet różowych róż. Brunet uchylił usta, wpatrując się w ukochanego oraz piękne kwiaty, które zaraz znalazły się w jego rękach. W sekundę zapomniał o jakiejkolwiek złości, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Ukrył nos w płatkach, rozkoszując się słodkim zapachem, jaki roztaczały, coraz bardziej zmiękczając jego serce.
- Dziękuję... Są piękne.
- Były w kwiaciarni. Teraz, kiedy cię widzę, straciły swój urok.
Malik jęknął zawstydzony i zasłonił twarz kwiatami. Takie teksty powinny być nielegalne.
- Dlaczego mi to robisz?
- To wszystko dla tych rumieńców - odparł Liam i pocałował mężczyznę w czółko. - Nie weźmiesz?
- Hm?
- Tabletek.
Brunet westchnął cicho i odłożył róże na bok. To nie tak, że chciał, ale znał swój organizm i już zaczynał kiepsko się czuć, nawet przed próbą, a co dopiero będzie się działo na samym koncercie? Szatyn, jakby dostrzegając jego nietęgą minę, uniósł go trochę nad ziemię i posadził na stoliku, samemu stając pomiędzy jego nogami. Złożył krótki pocałunek na ustach ukochanego, a po chwili wahania jeszcze kilka, dla pewności.
- Zee, proszę. Chociaż spróbuj teraz, kiedy jedyną widownią będę ja oraz ci wszyscy dźwiękowcy, oświetleniowcy i inni, którzy będą zajęci swoją pracą. To tylko ja, tak? A ty jesteś bardzo zdolnym mężczyzną, który nie ma się czego bać i chcę usłyszeć ciebie, mężczyznę mojego życia, a nie kogoś po lekach uspokajających, tak?
Zayn westchnął cicho, bawiąc się palcami ukochanego. Starał się takiego udawać, ale w głębi serca był bardzo zagubiony i przestraszony życiem. Lecz, gdy podniósł wzrok na te ciepłe, brązowe oczy, zdawać by się mogło, że odnalazł w nich to, czego sam w sobie nie potrafił. Wpatrywały się w niego, jakby był najwspanialszym człowiekiem na świecie i Zayn chciał zatonąć w tym spojrzeniu, uwierzyć w jego prawdziwość.
- Możemy... Um... Spróbować. Ale tylko na próbę. I jeśli nie dam rady...
- To będę obok - wtrącił się - trzymając mocno za rękę i powtarzając, jak bardzo cię kocham.
- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? Nie możesz być prawdziwy, to pewnie moja schizofrenia stworzyła mi idealnego partnera.
- Nie sądziłem, że gustujesz w bladych, słabych narkomanach.
- Przestań. Już nie bierzesz i nigdy nie będziesz, tak?
Na moment Liam nieco się zawahał, wciąż mając w głowie wspomnienie torebeczki z kakainą, wciąż leżącej zakopanej w jego rzeczach. Oczywiście było to strasznie nieodpowiedzialne, lecz nie miał wystarczająco dużo siły, żeby ją wyrzucić, ani tym bardziej odwagi by się przyznać do tego, co zrobił. I nieraz chciał ją wykorzystać, jednak im dłużej mijał czas, po rozmowach z Camillą, spotkaniach NA oraz wsparciu zarówno Hazzy jak i Zayna, powoli ta myśl go opuszczała. Musiał być silny.
- Tak.
Brunet cmoknął ukochanego w policzek i pociągnął go na scenę póki jeszcze się nie rozmyślił. Z doświadczenia wiedział, że im dłużej cokolwiek przeciągał, tym mniejsza była szansa, że to uczyni. A będzie go słuchać tylko Liam, tylko dla niego będzie śpiewać.
I tak też było, całą próbę, a później większość koncertu - na który niestety nie był w stanie wyjść na czysto i sięgnął po tabletki na moment przed pełnym znużeniem - wpatrywał się w ukochanego. Oczywiście, poświęcał uwagę również fanom, jednak tak naprawdę liczył się tylko Payne, którego może nie widział tak wyraźnie, jak by tego chciał, lecz czuł jego obecność, wsparcie, miłość. Może też był trochę z siebie dumny, że chociaż opóźnił potrzebę zażywania leków. Prawdopodobnie faktycznie to była najwyższa pora, żeby zacząć walczyć ze swoimi lękami oraz słabościami, zamiast je tylko usypiać. Chyba powinien porozmawiać ze swoją terapeutką.
Liam nie bez przyczyny był nieobecny prawie cały dzień. Wiedział, że był to wielki dzień dla Zayna i dlatego zorganizował małą niespodziankę na koniec dnia. Był pewny, że pójdzie mu wspaniale, jak zawsze, musieli to uczcić. Początkowo myślał o jakiejś romantycznej kolacji, lecz to było tak nudne i oczywiste, że szybko zaniechał swych planów. A raczej lekko je zmodyfikował na rzecz pikniku, koca oraz ich miejsca na skarpie z widokiem na Londyn. To zdecydowanie bardziej do niego przemawiało. A widok lśniących oczu bruneta, wpatrzonego w panoramę miasta już skąpanego w mroku, a zarazem pokrytego milionem światełek, niczym skradzionych z nieba gwiazd, przekonał go do słuszności swoich planów. A kosz wypełniony owocami, ciastkami oraz winem tylko idealnie wszystko dopełnił. Szybko rozłożył wszystko pod czujnym wzrokiem ukochanego i posłał mu szeroki uśmiech.
- Boże, sprawiasz, że mam ochotę jeszcze dzisiaj pobiec do urzędu i wziąć z tobą ślub - powiedział Malik, może naprawdę mając to na myśli.
Szatyn zaśmiał się cicho i poprowadził go na koc. Piosenkarza trochę zranił brał odpowiedzi, dlatego ledwo oparł się o pierś mężczyzny, a szepnął cicho:
- A ty nie chcesz?
Usta Payne'a opuściło ciche westchnienie. Zły moment. Po omacku sięgnął po wino, chcąc jakkolwiek odwlec odpowiedź. Niestety nie minęła minuta, kiedy butelka znalazła się w jego rękach, a brunet wciąż czekał.
- Bardzo - mruknął. - Ale boję się, co przyniesie przyszłość i nie chciałbym cię unieszczęśliwić. Nie ufam samemu sobie.
- A ja tobie tak.
- Dlatego to ja jestem ten rozsądny.
Zee westchnął cicho i mocniej wtulił się w ukochanego. Może naprawdę to o wiele za wcześnie na takie rozmowy? Przecież za niedługo będą dopiero świętować rocznicę... Ale czuł się przy nim naprawdę szczęśliwy, spełniony i nie wiedział, co by bez niego zrobił. Chyba czasami bywał zbyt emocjonalny, za łatwo ulegał porywom serca, ignorując głos rozsądku. Lecz jeśli poprowadziło go to do Liama, było warto wszystkiego.
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Um.. Yeah.. Przepraszamy za przerwę i ten rozdział. Po prostu, kiedy zdrowie nie dopisuje, wena też się nie uaktywnia..
CZYTASZ
Two Worlds. One Heart || Larry&Ziam
FanficHarry od samego początku miał pod górkę. Pieniędzy zawsze było za mało, matka nawet nie próbowała udawać, że nie był wpadką, a ojciec zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wychowany w świecie, gdzie dominował alkohol, seks i narkotyki, aż trudno uwie...