Rozdział 3

36 3 0
                                        

Ten przeklęty budzik dzwoni już od parunastu sekund. W końcu po omacu sięgam ręka w stronę telefonu i wyłączam irytujący dźwięk. Jest 7 rano. Zdecydowanie za wcześnie na wstawanie ale niestety za dwie godziny muszę być w pracy. A wolę się nie spóźnić bo i tak szef znosi już dużo moich wybryków.

Po chwili leniwie zwlekam się z łóżka i ruszam prosto do łazienki. Biorę szybki prysznic myjąc przy tym włosy. Owijam się ręcznikami i nie marnując czasu biorę się za makijaż. Trochę podkładu, pudru i rozświetlacza to taki standard. Potem zawsze zastanawiam się co zrobić z oczami i ustami. Dziś stawiam na fioletowe mocne kreski, wytuszowane rzęsy i szminkę w podobnym odcieniu. Lubię każdego dnia mieć inny makijaż. Dzięki temu w jakiś sposób wyrażam siebie. Teraz czas się ubrać. Z tym już jest mniejszy problem bo moja szafa jest wyposażona praktycznie tylko w czarne ubrania. Po chwili wybieram czarne dżinsy z wysokim stanem a do tego czarny top na ramiączka. Szybko suszę moje czarne włosy które odziedziczyłam po mamie i jakoś je układam.

Zjadam śniadanie i zauważam że jest już po godzinie 8. Łapie torbę i telefon, zakładam jeansową kurtkę oraz moje ukochane czarne buty na obcasie. Na szczęście chodzenie na obcasach to dla mnie żaden problem. Mogę w nich robić praktycznie wszystko dzięki czemu mogę je cały czas nosić i czuć się pewniej. Jednak kilka dodatkowych centymetrów wzrostu potrafi dużo zdziałać.

Wychodzę z domu i od razu zauważam duży ruch. Mimo tego że jest jeszcze wcześnie to ulice tętnią życiem i oczywiście hałasem. Przechodzę przez ulicę i wchodzę do kawiarni w której zawsze kupuje kawę. Ku mojemu zdziwieniu w środku nie ma tłumu.

Co podać? - pyta pani zza lady

Dużą czarną kawę poproszę. - odpowiadam znając już swoje zamówienie na pamięć

Na miejscu czy na wynos? - dopytuje kobieta

Na wynos. - odparłam przykładając kartę do czytnika żeby zapłacić

Kobieta poszła przygotowywać kawę a ja dla zabicia czasu zaczęłam grzebać w internecie.

To na prawdę ty? - usłyszałam nagle obcy głos

Uniosłam wzrok żeby na niego spojrzeć. Przede mną stoi mężczyzna prawdopodobnie mniej więcej w moim wieku, ma na sobie ciemny garnitur, gęste ciemne włosy, jest dość wysoki i jak na mój gust nawet przystojny. Ale za nic go nie kojarzę.

Czy my się znamy? - zapytałam zmieszana

Jestem Nick. - uśmiechnął się - Chodziliśmy razem do szkoły.

Teraz już pamiętam. - lekko się uśmiechnęłam - Po prostu cię nie poznałam.

Ja poznałem cię po twoich niepowtarzalnie czarnych włosach. - poprawił nerwowo garnitur - Mieszkasz w domu na przeciwko?

Tak. - odparłam niepewnie - Skąd wiesz?

Widziałem jak z niego wychodziłaś. - odpowiedział

Kawa dla pani. - nagle usłyszałam głos ekspedientki

Odwróciłam się i szybko chwyciłam kubek. Spojrzałam na zegarek i zdecydowanie muszę się pospieszyć.

Słuchaj Nick. - wypowiedziałam jego imię dopiero po chwili jak je sobie przypomniałam - Musze lecieć do pracy.

Pewnie, już cię nie zatrzymuje. Jakby co to wiem gdzie cię szukać. - powiedział z entuzjazmem

Wymusiłam na mojej twarzy uśmiech i pospiesznie wyszłam z kawiarni ruszając w stronę pracy i pijąc kawę.

Cudownie po prostu cudownie. Skąd ten cały Nick się w ogóle tutaj wziął? Już dawno temu postanowiłam zapomnieć o czasach w których chodziłam do szkoły. Niestety nie wspominam ich dobrze. Zawsze czułam się odrzucona i niepasująca do reszty rówieśników. A teraz nagle zjawia się on i wszystkie wspomnienia wracają. Ale muszę przyznać że wygląda jak zupełnie inny człowiek. Kilka lat temu ani trochę nie był w moim typie. Teraz oprócz jego idiotycznego uśmiechu jest całkiem przystojny.

W końcu docieram do pracy i jak najszybciej wchodzę do windy a następnie idę korytarzem do biura. Już na samym wejściu robię się wkurzona bo pierwsze co zauważam to rzeczy Nathana na moim biurku.

Mógłbyś mi powiedzieć co robi twoja cholerna torba na moim biurku? - pytam z jadem w głosie

Patrzę na mężczyznę i na jego brak reakcji. Siedzi przy swoim biurku i czyta jakieś papiery które prawdopodobnie dotyczą naszej dzisiejszej pracy.

Pewnie po prostu na nim leży. - odparł po dłuższej chwili

Co za dupek. Westchnęłam wkurzona, wzięłam jego torbę która nie wiadomo czemu jest bardzo ciężka i z impetem rzuciłam ją na jego biurko.

Niech twoje rzeczy leżą na twoim biurku. - wycedziłam przez zęby patrząc na niego

Odłożył papiery, odgarnął jasne włosy z twarzy i pierwszy raz spojrzał mi prosto w oczy. Dopiero teraz z bliska widzę kolor jego tęczówek. Są niebieskie. Ale nie tak po prostu niebieskie. Są ślicznie błękitne. Jak wakacyjne czyste niebo. Wydają się zimne jak lód tak samo jak odcień jego cery i włosów.

Moje rzeczy będą leżały tam gdzie je położę. - powiedział spokojnym tonem

Już miałam coś powiedzieć albo w najgorszym przypadku mu przywalić ale nagle drzwi się otworzyły.

Co wy tu jeszcze robicie? - zapytał szef patrząc na nas

Już jedziemy Szefie. - zapewniłam go

Wzięłam teczkę z biurka i zaczęłam czytać jaka sprawa nas dzisiaj czeka. Kolejny handlarz. Cudownie. Chyba nudniej być nie może. Ten dzień już od samego rana to jakaś porażka.

_______________________________________

Nie musiałaś go tak straszyć. - powiedział Nathan jak wróciliśmy do biura po skończonej akcji

Nie musiałam ale mogłam. - odparłam siadając na fotelu

Nie wiem o co mu chodzi. Wyolbrzymia i przeżywa jak jakiś sztywniak. Tylko lekko postraszyłam bronią naszego nudnego handlarz. Przynajmniej było śmiesznie. Przecież nie zrobiłabym mu krzywdy. Nie mam problemu z krzywdzeniem ludzi lub zadawaniem im bólu ale robię to tylko tym którzy na to zasługują. A on akurat na to nie zasługiwał. Myślę że więzienie to dla niego wystarczającą kara.

Właściwie to jak mam do ciebie mówić? - zapytałam nagle - Nathan? Jones? Partnerze? Mięczaku? Siwowłosy? - zaczęłam żartobliwie wymieniać ksywki które wpadły mi do głowy

Najlepiej jakbyś w ogóle do mnie nie mówiła. - odparł ciężko

Jak tam sobie chcesz. - wyjrzałam za okno - Po prostu na bieżąco będę wymyślała pasujące do ciebie przezwiska.

Nawet nie próbuj. - wycedził przez zęby

Nie bądź śmieszny. - zakpiłam - Do jutra. - powiedziałam wychodząc - Sztywniaku. - dodałam złośliwie

Szybko wyszłam z budynku i od razu ruszyłam w stronę domu. Nigdy nie jeżdżę do pracy samochodem mimo tego że go mam. Uważam że to po prostu bez sensu bo mam do pracy na prawdę blisko. Poza tym poranny spacer zawsze trochę mnie rozbudza. Nie licząc oczywiście kawy która jest w tym przypadku najbardziej pomocna.

W idealnym momencie doszłam do domu bo właśnie zaczęło kropić. W tym rejonie to standard. Rzadko kiedy jest pełne słońce i wysoka temperatura. Trzeba po prostu przyzwyczaić się do życia w szarości i wilgotności. Jak zwykle robię sobie coś do jedzenia i siadam na kanapie w salonie. Rozglądam się dookoła i stwierdzam że zdecydowanie przydałoby by się posprzątać w całym domu. Nie lubię sprzątać ale też nie lubię mieć bałaganu. Mimo wszystko raz na jakiś czas muszę ogarnąć mieszkanie i chyba właśnie dziś jest ten dzień.

I hate youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz