Rozdział 4

23 2 0
                                    

Szybkim krokiem wchodzę do windy. Nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Próbuję nerwowo wygrzebać go z dużej torby w której mam dosłownie wszystko. Po chwili w końcu go mam. Na wyświetlaczu widnieje słowo "Szef". Jedyne co przychodzi mi na myśl to to że się spóźniłam. Szybko patrzę na zegarek i wypuszczam powietrze z ulgą. Jest chwilę przed 9 rano więc na pewno zdążę na czas. W końcu odbieram dzwoniący telefon.

Słucham Szefie. - mówię od razu

Przyjdź prosto do mojego gabinetu. - powiedział jak zwykle spokojnie

Okey. - wyszłam z windy - Już idę.

Rozłączam się i ruszam przed siebie. Nie mam pojęcia o co może chodzić ale zaraz się dowiem. Wchodzę do jego gabinetu i od razu zauważam że nie jest sam. Na krześle na przeciwko biurka siedzi Nathan. Jak zwykle ma gburowatą minę i nawet na mnie nie spojrzał.

O co chodzi? - pytam podejrzliwie

Usiądź proszę. - szef pokazał mi miejsce obok tego gbura

Niechętnie siadam na krześle cały czas obserwując obydwu mężczyzn.

Więc chodzi o to że Nathanowi zniknęła karta którą posiada każdy pracownik. - powiedział szef

Staram się powstrzymać śmiech. Serio? Dorosłemu mężczyźnie zginęła karta i od razu leci z tym do szefa. To nie moja wina że nie potrafi trzymać swoich rzeczy przy sobie.

A co ja mam z tym wspólnego? - pytam zmieszana

Uważam że to Ty mi ją ukradłaś. - powiedział Nathan patrząc przed siebie

To niedorzeczne. - zaśmiałam się - Po co mi twoja cholerna karta skoro mam swoją?

Nie wiem. - odparł bez namiętnie - Ty mi powiedz.

Jesteś jeszcze głupszy niż sądziłam. - westchnęłam - Trzymaj swoje rzeczy przy sobie to nie będziesz ich gubił.

Więc nie wzięłaś tej karty? - wtrącił się szef

Oczywiście że nie. - odparłam oburzona - Mam inne rzeczy do roboty a nie branie jakiejś głupiej karty.

Poproszę ochroniarzy żeby poszukali twojej karty. - powiedział do Nathana

Jeśli to już wszystko to pozwolisz Szefie że już pójdę żeby zająć się bardziej pożytecznymi rzeczami. - posłałam mu wkurzone spojrzenie

Oczywiście możesz już iść. - odparł spokojnie

Szybko wyszłam na korytarz kątem oka patrząc na jego jasne włosy. Ja mu jeszcze pokaże. Nikt nie będzie mnie oskarżał o kradzież bez żadnych podstaw i dowodów.

Wchodzę do mojego biura i od razu łapie teczkę leżącą na jego biurku. Kogo my dziś tutaj mamy? Serio? Złodziej? Ta praca na prawdę robi się coraz nudniejsza. Przed pojawieniem się Nathana była o wiele ciekawsza. Najwyraźniej to typ człowieka który swoją nudę przenosi na innych ludzi i różne zdarzenia. Niech jak najszybciej stąd zniknie bo długo z nim nie wytrzymam.

_______________________________________

Właśnie wróciliśmy z akcji. Było nudniej niż myślałam że będzie. Złodziej nawet się nie opierał. Tak jakby wiedział że po niego przyjdziemy. Tak jakby się na to przygotował. Zero zabawy i zero adrenaliny.

Szłam przez korytarz w zamyśleniu aż nagle ktoś na mnie wpadł. Uniosłam lekko głowę i zauważyłam mężczyznę którego prawdopodobnie powinnam znać bo pewnie tutaj pracuje. Jednak w ogóle nie kojarzę jego twarzy. Pewnie jest informatykiem czy kimś podobnym. Rzadko spotykam tych ludźmi bo oni zazwyczaj siedzą w oddzielnym pomieszczeniu i całe dnie robią coś przy monitorach.

Uważaj jak chodzisz. - powiedziałam wkurzona

Mężczyzna zrobił głupią minę jakby nie wiedział co ma powiedzieć i szybko mnie wyminął nie mówiąc ani słowa. Boże co za ludzie. Po chwili weszłam do mojego biura żeby zabrać swoje rzeczy. Nathan jak zwykle w milczeniu siedzi przy biurku i chyba przegląda jakieś dokumenty. Podchodzę do swojego mebla i zaczynam pakować rzeczy do torebki.

Nagle Nathan zerwał się z krzesła i gwałtownie podszedł do mnie od tyłu. Nie zważając na nic dotknął mojego tyłka i wyciągnął coś z tylnej kieszeni moich dżinsów.

Zabieraj łapy. - wycedziłam przez zęby odwracając się do niego przodem

Wiedziałem. - powiedział jakby sam do siebie

Nagle uniósł dłoń trzymając w niej kartkę. Nie to nie może być prawda. Wyrwałam mu kartę żeby się upewnić. Fuck. Tak to jego karta. Co prawda na każdej karcie nasze imię i nazwisko jest zaszyfrowane ale już dawno złamałam ten szyfr i umiem odczytać do kogo należy dana karta. Nie wiem jakim cudem znalazła się w kieszeni moich spodni.

Przysięgam że to nie ja ją ukradłam. - powiedziałam nic nie rozumiejąc

Mimo tego że mam obcasy Nathan nadal jest o wiele wyższy ode mnie. Uniosłam głowę żeby spojrzeć na jego twarz. Tak jak myślałam. Nie ma w niej żadnej emocji. Jego zimne oczy nawet na mnie nie patrzą.

Jeśli jeszcze raz coś takiego się powtórzy to zgłoszę to Szefowi. - wycedził przez zęby

Gwałtownie wyrwał mi kartę i szybko wyszedł z pomieszczenia łapiąc po drodze swoją torbę.

Stoję nadal w tym samym miejscu zaszokowana. Wiem że nie wzięłam tej karty ale mimo wszystko jakimś cholernym cudem znalazła się u mnie. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Wiem że teraz w oczach Nathana jestem złodziejką i kłamczuchą. Mimo wszystko nie przyznam się do tego ani go za to nie przeproszę bo po prostu zwyczajnie tego nie zrobiłam. Co za powalona akcja.

W końcu po chwili wychodzę z budynku i idę do domu. Chłodne powietrze otula moją skórę. Biorę kilka głębokich wdechów i staram się odgonić myśli o tym co się dziś wydarzyło.

Pomocy! Pomocy! - nagle słyszę krzyki jakiejś kobiety

Patrzę na drugą stronę ulicy z której dochodzą odgłosy i aż nie wierzę własnym oczom. Jakiś mężczyzna próbuje wyrwać kobiecie torebkę. Nie wiedziałam że złodzieje w dzisiejszych czasach robią takie żałosne rzeczy. Kobieta nie daje za wygraną i mocno trzyma torbę próbując ją wyszarpać. Wiele ludzi omija to zdarzenie łukiem jakby przynajmniej bali się jej pomóc. Okey dość tego. Przebiegam przez ulicę i gwałtownie popycham mężczyznę który upada na chodnik. Wyrywam mu torebkę i podaje ją kobiecie.

Chce pani zadzwonić na policję? - pytam dla upewnienia

Nie, nie trzeba. - odpowiada zdenerwowana

Odwracam się do złodzieja który zdążył już wstać i łapie go mocno za koszulkę przybliżając się do niego. Jest mniej więcej takiego wzrostu jak ja więc żeby spojrzeć mu w oczy to nie muszę patrzeć w górę.

Następnym razem wymyśl coś mniej żałosnego. - mówię spokojnym tonem

Puszczam go a on sam potyka się o swoje nogi. Boże co za amator. Z przestraszoną miną odwraca się i znika za rogiem ulicy.

Coś się pani stało? - pytam patrząc na kobietę

Nie, nie. - uśmiechnęła się lekko - Dziękuję pani bardzo za pomoc.

Żaden problem. - posyłała jej lekki uśmiech i ruszyłam przed siebie

Czuję na sobie wzrok ludzi którzy obserwowali całe zdarzenie. Nie pojmuje czemu nikt nie podszedł i nie pomógł tej kobiecie. Czasami na prawdę nie rozumiem ludzi i ich różnych zachowań. Przynajmniej miałam małą rozrywkę.

I hate youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz