Rozdział 51

24 1 0
                                        

Już od kilkunastu długich minut siedzę w samochodzie i po raz setny obmyślam plan działania.

Zaparkowałam za drzewami i dość daleko od magazynu w którym przetrzymują Nathana. Nie chcę żeby ktokolwiek mnie zobaczył. Dzięki lornetce widzę co dzieje się na zewnątrz. Budynek jest na prawdę ogromny a przy wejściu stoi dwóch ochroniarzy. Niedaleko stoją trzy samochody które prawdopodobnie należą do nich.

Nagle ochroniarze chyba dostali jakieś polecenie bo szybko wbiegli do środka pozostawiając wejście kompletnie bez żadnej ochrony.

Teraz jest moja szansa.

Upewniłam się czy aby na pewno mam wszystko co potrzebne i szybko wyszłam z samochodu.

Jest już dość późno przez co słońce zaczyna powoli zachodzić.

Bezszelestnie ruszyłam przed siebie uważając przy każdym kroku aby się nie potknąć ani nie wywalić.

W końcu doszłam do trzech takich samych, czarnych samochodów. Na wszelki wypadek jednym z moich noży poprzebijałam opony w każdym samochodzie.

Powoli ruszyłam do wejścia cały czas uważnie się rozglądając.

Gdy w końcu doszłam do drzwi w mojej głowie pojawiły się różne myśli.

Co jeśli jest już za późno? Co jeśli nie zdołam mu pomóc?

Wzięłam kilka głębokich wdechów i lekko uspokoiłam walące serce.

W pełnej gotowości po cichu otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka.

W magazynie panuje półmrok a co najdziwniejsze nie słyszę żadnych hałasów albo odgłosów.

Cały budynek ma dość skomplikowane rozmieszczenie przez co czuje się mniej pewnie.

Na przeciwko mnie jest długi korytarz a od niego odchodzą różne drzwi, zakręty, zaułki i nie wiadomo co jeszcze.

Nie mam pojęcia gdzie może być Nathan.

Wyjęłam z paska broń rażącą prądem i po woli oraz po cichu ruszyłam przed siebie.

Nagle usłyszałam w oddali czyjeś krzyki przez co serce zaczęło mi szybciej i mocniej bić.

Mimo wszystko nie zatrzymałam się nawet na sekundę żeby nie marnować czasu.

Chwilę później usłyszałam ciężkie kroki zbliżające się w moją stronę.

Przyjęłam pozycje gotową do oddania strzałów a krew w żyłach zaczęła mi buzować.

Sekundę później ktoś mocno złapał mnie za rękę i wciągnął w ciemny zaułek. Chciałam wydać z siebie jakikolwiek odgłos ale wielka dłoń mocno zacisnęła się na moich ustach.

Zaczęłam się histerycznie szarpać i próbowałam kopnąć mojego oprawcę.

To ja. - wyszeptał mi nagle do ucha

To Nathan.

W tej samej chwili przestałam się szarpać a po moim policzku popłynęła łza szczęścia i ulgi.

Przestałam na chwilę oddychać gdy kroki stały się coraz głośniejsze i bliższe.

Na szczęście dwóch mężczyzn przebiegło koło nas nawet nic nie zauważając.

W końcu Nathan zabrał dłoń z mojej twarzy przez co zaczęłam swobodniej oddychać.

Co ty tu robisz? - zapytał szeptem

Przyszłam po ciebie. - wyszeptałam i uniosłam głowę żeby na niego spojrzeć

Wygląda na prawdę źle. Widać że jest zmęczony, wycieńczony i cały obolały.

I hate youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz