Rozdział 8

24 1 0
                                    

Mimo tego że dziś jest niedziela i pewnie większość osób ma wolne od pracy to ja nie należę do tej grupy ludzi. Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo bo na prawdę nie narzekam na swoją pracę.

Przechodzę spokojnie przez ulicę bo ruch jest zdecydowanie mniejszy niż zwykle. Wchodzę do środka i zdejmuje moje okulary przeciwsłoneczne. Dzisiaj jest zaskakująco ładna pogoda. Jest na prawdę ciepło a na niebie praktycznie nie ma chmur dzięki czemu słońce rozświetla miasto. Zawsze w niedzielę jest o wiele mniejszy ruch w firmie bo połowa osób nie przychodzi do pracy. Po prostu nie są tego dnia potrzebni.

Wychodzę z windy a moje obcasy głośno stukają o podłogę. Wchodzę do biura i ku mojemu zdziwieniu nie ma jeszcze Nathana. Zawsze przychodzi wcześniej niż ja dlatego aż tak bardzo mnie to dziwi.

Rozglądam się po obydwu biurkach szukając białej teczki ale nigdzie jej nie dostrzegam. Może ktoś zapomniałam jej przynieść. Albo się gdzieś zawieruszyła. Najlepiej będzie jak pójdę z tym do szefa. Od razu kieruję się do jego gabinetu nie mijając praktycznie nikogo po drodze.

Dzień dobry Szefie. - mówię wchodząc do niego - Wiesz może gdzie jest moja teczka?

Megan? - zapytał zaskoczony - Co ty tu robisz?

No jak to co? - zapytałam zdziwiona - Przyszłam do pracy.

Dziś macie wolne. - westchnął - Przecież wysłałem Ci smas.

Od razu wyjęłam z kieszeni telefon żeby zobaczyć wiadomość której najwyraźniej jakimś cudem nie odczytałam. Ku mojemu zdziwieniu nie mam żadnego smsa od szefa.

Nie dostałam żadnej wiadomości. - odparłam patrząc na niego

Może coś źle kliknąłem. - powiedział spokojnie - Wybacz, mój błąd.

Nic nie szkodzi Szefie. - lekko się uśmiechnęłam - Powiedz mi tylko czemu mamy dziś wolne?

Nie dostałem dziś żadnego nowego zlecenia. - odparł trochę przejęty

Może powstała jakaś konkurencja? Może ktoś kradnie nam klientów? - zaczęłam szukać jakiegoś wytłumaczenia

Wszystko jest możliwe. - westchnął - Podzwonię po znajomych i może czegoś się dowiem.

W takim razie powodzenia Szefie. - powiedziałam i wyszłam z gabinetu

Odkąd pracuje w tej firmie nigdy nie było takiej sytuacji. Zawsze mieliśmy dużo zgłoszeń i sporo pracy. A teraz jest tylko coraz gorzej. Albo zgłoszenia są banalnie proste albo nie ma ich w ogóle.

Wróciłam do biura po swoje rzeczy i szybko zjechałam windą na dół. Dzisiejsza pogoda sprawia że aż dziwnie się czuje. Nie jestem przyzwyczajona do takiej jasności i takiego ciepła w tym mieście. Skoro dziś mam cały wolny dzień to wiem dokładnie gdzie pójdę. Po drodze zaszłam do domu żeby wymienić torbę na mniejszą torebkę. Połowa rzeczy które zazwyczaj zabieram do pracy jest mi teraz po prostu nie potrzebna.

Szybkim krokiem ruszyłam przez miasto obserwując przy tym ludzi. Im coraz bardziej oddalałam się od domu tym coraz mniej ludzi mijałam po drodze. Nagle gdy doszłam do lasu poczułam jakby ktoś mnie śledził lub obserwował. Odwróciłam się i uważnie przejrzałam okolicę. Nie dostrzegłam nikogo ani nic podejrzanego.

Pewnym krokiem weszłam do lasu ruszając w jego głąb. Cały czas moje przeczucie mówi mi że ktoś idzie za mną. Nagle gwałtownie się zatrzymałam i sekundę po tym usłyszałam ciche pęknięcie gałęzi. Spojrzałam na swoje buty. Nie mam pod nimi żadnej gałęzi. Teraz już jestem prawie pewna że ktoś mnie śledzi. Jak gdyby nigdy nic ruszyłam dalej dochodząc aż do końca lasu gdzie znajduje się urwisko.

Schowałam się za rogiem wciskając się w skałę tak żeby nikt nie był w stanie mnie zobaczyć. Zaczęłam spokojnie i cicho oddychać szykując się do ataku. Gdy w końcu zauważyłam skradającego się człowieka gwałtownie wyskoczyłam zza rogu kopiąc go mocno w nogę dzięki czemu upadł na kolana. Stanęłam za nim i szybko założyłam mu dźwignie na szyję lekko go przy tym podduszając. Dopiero teraz poznałam kto to jest. To pieprzony Nathan.

Czemu mnie śledziłeś? - warknęłam mu do ucha

Może dlatego że cały czas mnie okradasz? - powiedział złośliwe

Po chwili go puściłam a on od razu stanął przede mną i odgarnął włosy z twarzy.

Niech w końcu do ciebie dotrze że to nie ja biorę twoje cholerne rzeczy. - zadarłam głowę do góry

Mogłabyś się przynajmniej przyznać. - powiedział powoli

Nie będę się przyznawać do czegoś czego nie zrobiłam. - wrednie się zaśmiałam - Tak właściwie to po co miałabym to robić twoim zdaniem?

Może po to żeby wykończyć mnie psychicznie i żeby nie musieć ze mną pracować? - odparł pewnie

Gdyby aż tak bardzo mi na tym zależało to wymyśliłabym coś o wiele lepszego niż kradzież. - skrzyżowałam ręce na piersi

Powinienem cię zrzucić z tego klifu za kłamanie. - powiedział groźnie

I tak byś tego nie zrobił. - zakpiłam z niego

Skąd ta pewność? - zapytał robiąc krok w moją stronę

Bo jesteś mięczakiem. - podkreśliłam ostatnie słowo

Nagle szybko i gwałtownie złapał mnie w tali mocno wbijając dłonie w moją skórę. W tej samej sekundzie znalazłam się plecami do stromego spadku. Odruchowo dłońmi objęłam jego ręce a on jeszcze bardziej pochylił mnie do tyłu i lekko się nade mną nachylił. Trzyma mnie z taką lekkością i swobodą jakbym ważyła tyle co piórko. Gdyby tylko puścił moją talię od razu spadłabym z klifu na sam dół zabijając się przy tym.

Nadal jesteś taka pewna siebie? - zapytał unosząc minimalnie jedną brew

Oczywiście że tak. - lekko się uśmiechnęłam

Jeden mój ruch i zginiesz na miejscu. - wycedził przez zęby

W takim razie zrób to. - powiedziałam patrząc prosto w jego zimne oczy

Mocno zacisnął szczękę aż żyła na jego szyi zaczęła pulsować. Nawet na sekundę nie poluzował uścisku na mojej talii. Wiem że mnie nie puści. Po prostu to wiem i dlatego się nie boję. W końcu po chwili przyciągnął mnie do siebie dzięki czemu stanęłam prosto łapiąc równowagę. Szybko mnie puścił i odszedł na bezpieczną odległość.

Jesteś nienormalna. - rzucił w moją stronę

Wiem to już od dawna. - zaśmiałam się

Nic więcej nie mówiąc obrócił się na pięcie i ruszył do lasu w stronę ulicy.

Wiem że niektórzy mogą uważać mnie za nienormalną lub chorą psychicznie osobę. Ale tak na prawdę nigdy mi nie zależało i nadal mi nie zależy na tym żeby być całkowicie normalna. Nie lubię nudy i monotonii. Wolę rozrywkę, adrenalinę a czasami nawet bliskie spotkanie ze śmiercią. Tak jak to dzisiejsze. Gdy jego dłonie jeszcze chwilę temu mocno wbijały się w moją skórę a moje ciało wisiało nad przepaścią właśnie wtedy czułam adrenalinę którą uwielbiam. Może to też jest jeden z tych powodów przez które jestem sama. Ale nawet mi to odpowiada. Nie chcę angażować się w jakieś bliskie relacje z innymi ludźmi.

Po chwili całkowicie się uspokoiłam i usiadłam na skałach podziwiając krajobraz. Znam to miejsce całkiem nieźle bo czasami je odwiedzam. Ale cały czas uważam że jest tutaj na prawdę pięknie.

Z jednej strony ryzykujesz w tym miejscu swoim życiem. Każde potknięcie lub każdy niewłaściwy ruch może prowadzić do spadnięcia z klifu i zakończenia życia. Ale z drugiej strony tutaj czujesz że żyjesz i patrzysz na życie z innej perspektywy. Wielka i nie kończącą się przestrzeń praktycznie zmusza mózg do innego, niczym nie ograniczonego myślenia i patrzenia na świat.

I hate youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz