Dziś była pełnia. To znaczyło, że za trzy dni wyruszymy na wyprawę. Pełnia zawsze była dla mnie ukojeniem. Podczas tej nocy, raz na 28 dni wszystkie żywe istoty powiązane z magią pokazywały swoje prawdziwe oblicze. Ich zmysły zaostrzały się, intuicja przejmowała władzę, moce były większe. Pełnia oczyszczała głowę z myśli na jedną noc i naprowadzała na dobre postępowanie, szersze spojrzenie. Podsuwała rozwiązania na wszystko. Ludzie byli na to zamknięci. Nie czuli tego, nie umieli się poddać tej mocy. Reszta jednak jak najbardziej. Było koło północy gdy wyszłam z domu. Poszłam do lasu. Był dla mnie jak dom. Piękny, rześki, spokojny, a zarazem niebezpieczny. Tam było czuć prawdziwą naturę. Zapach roślin, zwierząt i powietrza. Czasem świeżego prawie jak w górach. Potoki lśniące srebrzystym blaskiem. Liście i igły niemalże stykające się z pięknymi diamentami wysoko na firmamencie. Polany pełne życia i radości. Poczucie spokoju i zgodności z naturą. Tu mogłam odpocząć. Tu mogłam myśleć i oddychać.
Szłam spokojnie, dość szybko. Dotykałam każdej rośliny po drodze nasycając ją lekkością i wilgocią. Doszłam do najwyższego drzewa w tym lesie. Pogładziłam lekko twardy pień.
-Wieczny strażniku lasu. Daj mi dogodną drogę na twój szczyt tak abym mogła zajrzeć w niebo, jako jego bogini i strażniczka.
Drzewo poruszyło gałęziami, zmieniło kierunek igieł tak żeby nie wbiły mi się w skórę. Podniosłam nogę jak najwyżej, sięgając jednocześnie rękami do pierwszych konarów. Gałęzi były jak szczeble drabiny. Tak prosto i szybko wchodziło się na sam szczyt. Czerpałam radość z wysiłku fizycznego i bliskości z naturą. Stawiałam stopy jak najdelikatniej, tak aby ledwo muskać drzewo i nie sprawić mu bólu. Wkrótce znalazłam się na czubku. Spojrzałam w niebo. Było tak czyste i piękne. Wiele osób mówiło mi, że jestem piękna. Dla mnie jednak jedynym, najczystszym i niepowtarzalnym, pięknem było niebo nocą. Te gwiazdy niby piękne diamenty na cudownym wszechogarniającym materiale. Który tworzył wszystko. Cały kosmos, jakiekolwiek, najmniejsze życie było jego częścią. Wyglądał jak ocean usiany świecącymi statkami. To było piękno, to był dom wszystkich stworzeń. Spojrzałam w księżyc. Jasny i czysty.
-Księżycu, mój opiekunie. Zbliża się trudna chwila. Wielka próba miłości i wytrwałości. Powiedź losem tak, abym przetrwała ten ciemny czas w świetle. Zapewnij mądrość i wiarę moim towarzyszom. Nie daj nikomu zginąć. Oni muszą przetrwać. A jeśli będziesz musiał wybierać między ich życiem, a moim: zabierz moje. Kocham ich wszystkich najbardziej na świecie i proszę Cię o siłę i stanowczość przy niedopuszczeniu ich do Pustkowia. Nie pozwól mojemu przyjacielowi otoczyć się cieniami, wesprzyj jego i mnie swą mocą w pokonywaniu zła. Dziękuję ci Panie Losu za wysłuchanie mych próśb. Spełnij je proszę.
Nie wierzyłam w żadnego boga. Ale byłam pewna, że księżyc odgrywał jakąś rolę w moim życiu. I nawet jeśli nie miał myśli czy władzy nad niczym, czasem potrzebowałam wyżalić się komuś, i pobłagać o łut szczęścia. To mi pomagało. Spędziłam na szczycie drzewa dużo czasu. W końcu straciłam jego poczucie. Oddychałam naturą i świeżością pełną piersią. Oczyściłam głowę ze zbędnych myśli i gdy czułam, że już opuściły mnie wszystkie troski, zeszłam powoli na ziemię. Podziękowałam drzewu przekazując mu wodę i substancje odżywcze. Wolnym spacerem wróciłam do domu. Czułam się szczęśliwa. Położyłam się w łóżku. Nagle poczułam dotyk obcej świadomości. To był Paprot.
Gdzie byłaś?
W lesie, dziś pełnia jak zapewne wiesz.
A tak.
O co chodzi?
Ymmm....
No dalej, to długa noc, a chciałabym pospać choć trochę.
Boję się wyprawy. Co my zrobimy?
Poprostu ich nie dopuścimy do wejścia na Pustkowie.
Nie uważasz, że Trask nie ryzykowałby niepotrzebnie? Po co wysłał nas aż tyle? Musi mieć jakiś powód.
Skoro tak czemu nie napisał tego w liście?
Nie wiem. Może nie chciał, albo wziął to za nieistotne.
Takich rzeczy się nie pomija. Musi o coś chodzić.
Zapewne, zmierzam do tego, że bardzo możliwe, że nie da się nic zrobić. Że nie możemy ich nie dopuścić.
Jak? To musi być możliwe.
Nie wiesz tego. A jeśli jest jakaś przepowiednia, coś co każe robić tak, a nie inaczej?
Wtedy byśmy o tym pamiętali, byliśmy przy śmierci tego demona. Na pewno bym zapamietała jej słowa. Chyba, że..... nie to nie możliwe.Tak to jak najbardziej możliwe.
Ale.... nie.Ona rzuciła przepowiednię, a raczej nakaz. Musiała podać dużą grupę ludzi, wiedziała, że im więcej tym łatwiej się poddadzą cienią. I rzuciła klątwę, obejmującą wszystkich zebranych przy niej w chwili śmierci.
Niepozwalającą pamiętać przepowiedni.
TakCzemu o tym nie pomyśleliśmy wcześniej. Cholera.
Od początku dręczyło mnie to, że Trask wysłał nas tyle. To byłoby nierozsądne. A gdyby napisał o tym w liście, zapomnielibyśmy o tym, bo nie możemy pamiętać.
To wszystko wyjaśnia. Dobrze, że o tym wiemy, i że ona nie umiała tak dobrze czarować.
Racja.Inaczej wogóle nie byłbyś w stanie tego wymyślić. Jesteś genialny, wiesz?
Nie przesadzaj.
Nie przesadzam.
Dobra, teraz musimy pomyśleć co zrobimy.
Teraz.... teraz nie damy im umrzeć i zniszczymy to cholerstwo choćby nie wiem co.
Łatwo powiedzieć.
Trudniej wykonać. Dokończyłam i tym samym skończyłam naszą rozmowę. Mieliśmy przesrane. I to konkretnie.

CZYTASZ
Saina Watterson
RandomTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D