Miłość=światło=dobro?... .

387 24 3
                                    

~SETH~

Wróciła. Weszła z potworem. Zamarłem. Myślałem, że już więcej jej nie zobaczę. A ona wróciła. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i całować do końca życia. I prawie bym to zrobił, gdyby nie wspomnienie chwili przed jej odejściem. Jej dotyk... jej wzrok.. emanował smutkiem i delikatnością. Ale czemu mnie nie pocałowała? I czemu akurat ze mną się pożegnała? Miałem prawie pewność, że zrozumiała co do niej czuję. Ale chciała, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Nic więcej dla niej nie znaczyłem. Przypomniałem sobie zdanie wypowiedziane przez nią dawno pewnej nocy: " Chce utrzymać nas w przyjaźni tak bardzo, ale nie potrafię". To było dla mnie gorsze niż dźgnięcie sztyletem. Jakby mówiła "Wiem co czujesz, i chciałabym żeby było jak dawniej, ale nie może. Twoje uczucie wszystko psuje, a ja Cię nie kocham". To tak bardzo bolało. Nieodwzajemniona miłość tej jedynej. Tak bardzo ją kochałem. Była dla mnie wszystkim. I miałem ochotę powiedzieć jej to w każdej sekundzie mojego życia. Ale nie było po co... ona już to wiedziała. I mnie odrzuciła. Powstrzymałem łzy po raz kolejny. Zacisnąłem zęby. Musiałem iść naprzód. Dalej. Nie maż się, nie teraz. Obiecuję ci, że po powrocie możesz jeść lody i oglądać Woodiego Allena i być największą bezksą i ciapą świata. Ale póki jesteś tu, jesteś silny. Zepnij dupe i zajmij się robotą- mówił wewnętrzny głos. Zgodziłem się z nim i podniosłem miecz z polerowanej posadzki. Saina popatrzyła po wszystkich.

-Przepraszam... wróciło stare wspomnienie i nie wytrzymałam... Kendra pomogła mi wrócić do siebie. Musimy być silni. Pamiętajcie o tych, których kochacie. O tych dobrych chwilach. O pozytywach waszego życia. Z tą myślą. Z tym szczęściem w sercu, chodźmy i zróbmy to, po co tu przyszliśmy- natchnęła nas do walki. Pomogłem wstać wszystkim i poszliśmy dalej. Przemierzaliśmy kolejne i kolejne korytarze. Nagle znów natknęliśmy się na mgłę. Wyłoniły się z niej niezliczone kruki i wysokie maszkary, uzbrojone w olbrzymie dwuręczne miecze. Wyjąłem miecz z pochwy i zaatakowałem demony. Za moim przykładem poszli wszyscy. Saina walczyła wielkim toporem. Zadziwiała mnie po raz kolejny, władając nim jak leciutkim kijkiem, podczas gdy ważył z dwie tony. Odbijałem i zadawałem kolejne i kolejne ciosy, tak jak mnie nauczyła. Wykonywałem szybkie uniki, pracując wciąż nogami, nie zapominając ani na chwilę o jej naukach i wspólnych godzinach spedzonych na treningach. Przepełniłem serce i umysł miłością i dobrem, tak jak prosiła przed bojem. Myślałem o miłości do niej, ale nie o bólu o jaki mnie przyprawiała. Myślałem o tym cudownym uczuciu, tym cieple rozbiegającym się po moim ciele, gdy nasze ręce się stykały. O tym jak rozweselała mnie najmniejszym uśmiechem. Jak jej widok wymywał ze mnie wszystkie smutki. Jak jej głos układał się w najpiękniejszą melodię świata w moich uszach. O jej oczach, piękniejszych od czegokolwiek co istnieje. O jej zrozumieniu, mądrości i dobroci. I tak nieziemskim pięknie. Była dla mnie światem i radością. Bez niej nic nie miało sensu. Dzięki niej miałem po co wstawać codziennie z łóżka. To dla niej żyłem. Bo bez niej ja sam nie miałem sensu. Ona mnie ratowała. Ona mnie dopełniała. To dzięki niej byłem szczęśliwy. Była wszystkim. Bez niej nie miałem życia. Pozwoliłem tym myślom wypełnić mnie w całości.

Nagle otaczająca nas mgła zaczęła się cofać, aż w końcu zniknęła razem z potworami. Stanęliśmy w rzędzie dysząc.

-Co... he e he y hy... co... się stało? -spytała Kendra z trudem łapiąc oddech. Paprot zmierzył ją wzrokiem, potem spojrzał na mnie dziwnie.

-Nie widziałaś?... he ehe... Seth zaczął świecić... he... he... -odpwiedział dysząc równie mocno. Wyłupiłem oczy.

- CO?

Jednorożec wyszczerzył się do mnie:

-Tak Secie Sorensonie. Przed chwilą świeciłeś jaśniej od twojej siostry.

-Ale ona nie świeci... -podważyłem słowa przyjaciela.

-Dla Ciebie nie, ty masz oczy otwarte na ciemne aury i widoki, tak jak i języki. Ja na odwrót. Dlatego ty widziałeś cofającą się mgłę, a ja rozszerzające się światło bijące od Ciebie.

-...... ok... -wierzyłem mu. To było nie do pojęcia, że widocznie moja miłość wyszła ze mnie aż tak. Że przegoniła cienie. Sam nie wiedziałem czy cieszyć się czy płakać. Kochałem ją tak bardzo..... ale ona mnie nie.

Przepraszam, że tak późno i krótko dziś. Miałam naprawdę zabiegany dzień. Ten rozdział miał być inny i dłuższy, ale w sumie dobrze się stało, że jest taki jaki jest bo skupia się na jednym i mocnym uczuciu. Zamiast być tematem pobocznym, a akcja głównym. Mam nadzieję, że wam się podoba. W najbliższych dniach spodziewajcie się potoku uczuć i AKCJI; ) będzie fajnie, obiecuję. :*
YS

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz