Zniszcz

323 23 3
                                    

~SAINA~

Olbrzymi kamienny miecz zastąpił mi drogę. Odskoczyłam z Paprotem w tył. Na szczęście Strażnik odciął mi tylko pasmo włosów. Przytwierdziałam je szybko do głowy. Paprot już doszedł do siebie po wybuchu. Wyjął miecz i razem zaatakowaliśmy bestię. Odbijałam jego ciosy raz po raz, podczas gdy Paprot atakował. W końcu zamieniliśmy się miejscami i wspięłam się po wielkoludzie. Dobrnęłam do ręki, gdy on złapał mnie dłonią i odrzucił w bok. Przeleciałam przez całą salę i uderzyłam w przeciwległą salę. Poczułam falę bólu rozpływającą się po moim ciele. Wstałam i oniemiałam widząc, jak Seth znika w paszczy jednego potwora. Przebiegłam całą salę ze łzami w oczach, manewrując między kamiennymi stopami. Już prawie dotarłam do olbrzyma, gdy usłyszałam błagalny krzyk Paprota z prawej. Odwróciłam się niechętnie. Paprot siłował się z olbrzymem, podtrzymując miecz oburącz po jego obu końcach. Pochylał się do końca wytrzymałości w tył, był na skraju poddania się. Puściłam tęskne spojrzenie szczęce stwora, który pożarł Setha. Chwyciłam topór i wyskoczyłam wysoko. Kamienny człowiek zniżył się dość mocno, ale i tak musiałam wyciągnąć ręce jak najwyżej, żeby go dosięgnąć. Udało mi się i z okrzykiem nienawiści obcięłam mu głowę. Uderzyłam  boleśnie w podłogę, ale nie zwracałam już na nic uwagi. Biegłam ile sił w nogach do Setha, jeśli jeszcze gdzieś tam był. Kendra krzyknęła do mnie. Odwróciłam się w jej stronę. Wpakowała cały kołczan w oko olbrzyma, a on jeszcze się trzymał. Do obrony został jej jedyny sztylet. Chwyciłam topór w prawą rękę i zakręciłam nim nad głową. Po chwili puściłam go z krzykiem. Ciężka broń przecięła głowę olbrzyma w pół wirując. Ten przewrócił się w bok. Zostało ich jeszcze siedem. Szybko nam szło. Ogień w pierścieniu malał za każdym pokonanym olbrzymem. Podejrzewałam, że do okręgu można było wejść dopiero po pokonaniu wszystkich. Nie tracąc więcej czasu dobiegłam do ściganego wcześniej Strażnika. Wyjęłam miecze ze świstem i zaatakowałam go. Zamierzałam obciąć mu nogi, a potem gdy się przewróci, wpakować mu miecz w oko. Walczyliśmy około pół godziny. Bardzo dobrze się bronił. Był niezwykle szybki. Walczyłam zaciekle. Musiałam zabić tego gnoja. On prawdopodobnie zabił Setha. W moim sercu wybuchła wielka burza smutku i nowego bólu. Co ja bez niego zrobię? Mogłam żyć z myślą, że gdzieś tam jest i żyje szczęśliwie z rodziną. Ale to?! Wiedza,że umarł tak młodo i bez pożegnania, a zwłaszcza tak tragiczną śmiercią, była najhorszą rzeczą z możliwych. Nigdy się nie dowiedział co czuję. Był pewien, że go nie kocham. Podczas gdy on był dla mnie wszytskim. Może jeszcze gdzieś tam żył? Może wskoczył do gardła i jakoś uniknął zgniecenia. Albo jakoś ukrył się w szczęce? Tak! Przecież była nadzieja! Na pewno! On musiał tam być. A ja musiałam go uratować. Nagle usłyszałam tępe uderzanie i w brzuchu olbrzyma pojawiła się szczelina. SETH!!!!! Błagam. Tak!! To był on! Seth. Ulga jaka narodziła się we mnie była jak kojący balsam na oparzone miejsce. SETH. Żył. Nagle wypadł na zewnątrz. Niestety w jego ślad poszedł olbrzym. Zaklinacz wstał i odbiegł. Ja stanęłam między nogami potwora i uniknęłam zgniecenia. Oparłam się o jego kolano. Głośno wypuściłam powietrze. Udało się. Hura. Rozejrzałam się. Zostały już tylko dwa olbrzymy. Wstałam i pobiegłam do najbliższego. Pomogłam Marze go pokonać, podrzucając ją. Kobieta zręcznie wbiła broń w serce stwora. Zanim zdążyłam pomóc z ostatnim, Trask powalił go, odcinając mu nogę, a potem wbijając ostrze w jego brzuch. W momencie zabicia ostatniego, płomienie wyskoczyły w górę. Poleciały aż do sklepienia, spalając je i ukazując nocne, czyste niebo. Ze wszystkich stron zawiał wiatr. Był bardzo mocny. Skierowałam go do góry. Za wiatrem przyleciały cienie i demony. Tylu naraz nie wiedziałam nigdy w życiu. Były ich tysiące. Hymf.. ba: miliony. Stłoczyły się wokół nas w kręgu. Poczułam paraliż i nieodłączny chłód. I wtedy to się zaczęło. Zaczęły nucić. A przy tym wdzierać się w głąb mnie. Przerwały moją ochronę bezproblemowo. Było ich zbyt wiele. Na nowo otworzyły wszystkie złe wspomnienia. Nie tylko związane z Sethem. Spojrzenia, słowa i czyny moich ofiar. Ostatnie słowa przyjaciół. Niewinni ludzie trawieni przez ogień, których nie mogłam uratować. Wszystkie moje błędy. Złe decyzje i porażki. Cały strach i ból jaki kiedykolwiek czułam naraz. A na koniec Seth. Seth:mój największy ból. I nie pomagały łzy. Nie pomagał krzyk. Nic nie pomagało. To wszystko. Wszystko naraz. Rzeczy, o których udało mi się zapomnieć. Oraz nowe, niedawno zasklepione rany otwarte na nowo. Czułam się gorzej niż kiedykolwiek. Gorzej niż cokolwiek. Ból obejmujący eony mojego życia. Ten ból wpijał się w moje wnętrze. I nic by mnie przed nim nie uchroniło. A bolało tak bardzo. Jedyne ukojenie niósł mały, niezasłonięty przez demony skrawek nieba. Gwiazdy. Piękne gwiazdy. Tylko one były ze mną. Tylko one mnie wspierały. Ich widok niósł jakąś radość. Jednak była ona jedynie ziarnkiem piasku w bezkresnym oceanie. Starałam spojrzeć na boki. Wszyscy zastygli tak jak ja. Oprócz Setha. On mógł się ruszać. Ale i tak leżał skulony i krzyczał. Kendra za to zastygła, ale nie płakała. Jako jedyna. Nie czuła bólu. Spojrzałam na nią błagalnie. Czemu akurat ona? Czemu nie ja? I czemu to mi przypadła wieczność? Wybuchłam kolejną falą płaczu. Nie wiem ile trwała ta męka. Dla mnie mógł minąć równie rok jak i sekunda. Czas płynął niemiłosiernie wolno i boleśnie. Po jakimś czasie melodia się zmieniła. Z obydwu stron sali wzniosły się płomienie. Paraliż odszedł. No tak demony nie mogły zranić sparaliżowanego. Dlatego odpuściły. Ale ból trwał nadal. Płomienie były coraz bliżej. Podniosłam się z podłogi, na której spędziłam moją małą wieczność. Seth. Jeśli mamy zaraz zginąć, to chcę być przez chwilę szczęśliwa. Chcę żeby on też przed śmiercią miał coś z życia. Byłam mu to winna. I sobie. Po tym jak się odradzałam, nie byłam już taka sama. Część mnie umierała. Musiałam przez długi czas uczyć się życia na nowo. Nie byłam już tą samą Sainą. Chciałam teraz być szczęśliwa. Przed śmiercią na chwilę doznać raju z nim. Szłam dręczona bólem cielesnym i umysłowym, tak głębokim, że szłam wolniej niż kiedykolwiek. Seth też szedł w moją stronę. Był szybki i pewny siebie. Płakał i patrzył mi w oczy. Zabrałam się w sobie i pobiegłam. Czułam żar z obydwu stron. Już tylko metr... Już tylko krok. Jeśli miałam umierać z przyjaciółmi to nie samotnie. Wyciągnęłam rękę w jego stronę. On w moją. Objęłam go ramieniem za kark. On przyciągnął mnie delikatnie lecz pewnie, w talii do siebie. Nasze ciała się zetknęły. Spojrzałam mu w oczy, on w moje. I w momencie gdy ogień był już przy nas, zetknęliśmy nasze usta w pocałunku. Przyciągnęłam go mocniej. On objął mnie oburącz i wcisnął mnie w siebie jeszcze bardziej. Jego usta były takie delikatne i ciepłe. Nie zauważyłam kiedy, ale ból zniknął. Dla mnie jednak już nic się nie liczyło. Kochałam go i w końcu byłam z nim blisko. Cieszyłam się tym momentem. Tą najlepszą chwilą w życiu. Pomimo bólu, pomimo tego, że zaraz umrzemy. Dla mnie liczył się tylko on....

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz