Wojna i Pokój

330 20 3
                                        

~SETH~
Pizda
-Bum
Sukinsyn
-Bum
Huj
-Bum
Jebany podbieracz
-Bum- po raz kolejny kuchenny nóż wbił się w drzwi mojej łazienki.
-Żeby mu dupa zarosła.
-Bum- odpowiedziały mi drzwi. Wyjąłem nóż z ciemnego drewna ze złością i oddaliłem się na koniec pokoju. Chciałem znów wykonać rzut, gdy mój wzrok padł na leżącą na biurku metalową figurkę byka. Chwyciłem ją oburącz i z całej siły cisnąłem nią w drzwi, drąc się na całe gardło w niezrozumiałym bełkocie. Figurka wbiła się całą głową w drzwi i zaklinowała się na grubszym karku.
-Ugh!!!
Wymierzyłem prawy sierpowy prosto w drzwi koło głowy byka. Moja pięść przecisnęła się na drugą stronę, a byk wpadł do łazienki. Wyjąłem zaklinowaną dłoń niezważając na wbijające się mi w skórę drzazgi. Usiadłem na łóżku. Rozejrzałem się wokół. Wszystko wyglądało normalnie oprócz drzwi do łazienki. Musiałem rozładować gniew, który kulił się we mnie od wczorajszego wieczora, gdy zobaczyłem jak Saina znika z Pierrem w swoim pokoju. Nienawidziłem tego gnoja. Myśl, że Saina jest z nim, stawiała go na miejscu mojego wroga nr 1. Z drugiej strony go polubiłem. Był równym gościem, choć cholernie wkurwiał mnie jego brak pewności siebie. Był taki nieporadny jeśli chodzi o stosunki z kobietami, że aż żal mi się robiło jak zachowywał się względem Sainy. Wcale się nie dziwiłem, że nie znalazł żadnej 'odpowiedniej kobiety'. Kobiet z klasą była masa, tylko, że on stanowczo nie miał tyle odwagi, żeby do nich zagadać.
-Żałosne- parsknąłem.
A najgorsze było to, że musiałem się z nim zaprzyjaźnić, przynajmniej chwilowo. Przeczesałem włosy ręką. Przydaloby się pójść do fryzjera. A w sumie... czemu?
Z głupawym uśmieszkiem na ustach chwyciłem sztylet. Usiadłem przed lustrem przy biurku. Zacząłem obcinać włosy o około 2 cm. Po chwili skończyłem pracę. No, no. Nie było tak źle. W sumie było całkiem nieźle. Westchnąłem. Przydałoby się zrobić coś z tymi drzwiami. Po pierwsze, ciężko byłoby wyjaśnić, w jaki sposób zrobiła się w nich nierówna, ogromniasta dziura. Poza tym miały też duże, paskowane wgłębienia, w miejscach, w których wbił się nóż do masła.
A może powinienem zrobić tak jak mówił mi Tanu? Może powinienem dac jej iść dalej? I sam pójść dalej? Nie chciałem. Nie chciałem iść dalej bez niej. Po jej odejściu się załamałem. Odgrodziłem się od świata i niby próbowałem się "wyleczyć". Tyle, że antybiotykiem na tę chorobę jest Ona. I nie dałem rady. Nie dałem rady się z wyleczyć z tego bólu. Jedynie go zakryłem. Imprezami, piciem, paleniem. Nudami i chamstwem. Przez rok byłem największym hujem na świecie. Wróciłem, gdy ona wróciła, pędzony chorobliwą nadzieją na nową szansę. Lecz nie. Nie dało się. Nie mogłem. Zrozumiałem, że tak naprawdę między nami może istnieć jedynie wszystko albo nic. Szczera przyjaźń nie wchodziła w grę, obojętność także. Nienawiść albo miłość. Co tak naprawdę oznaczało to samo. Przeciwieństwem miłości jest obojętność, a nie nienawiść, tak jak niektórzy błędnie twierdzą. Rzuciłem się na łóżko. Czemu życie musi być takie trudne? I jak do cholery miałem ruszyć naprzód? Westchnąłem. Chciałem znów z nią porozmawiać. Chciałem zachować pozory przyjaźni między nami. Chociaż coś. Nie mogłem i nie umiałem zapomnieć, ale umiałem żyć okłamując siebie samego. Już tak żyłem. Wiele lat. Może i teraz to będzie lepsze dla nas obojga. Może dzięki temu znajdę kogoś, kto choć po części będzie dla mnie tak ważny jak Saina?
Tak. To był jedyny sposób pójścia naprzód. Wstałem i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je i skierowałem się do pokoju Pierra, w którym Saina miała się stawić o 10. Była 9:50, gdy wszedłem i przywitałem się z Paprotem. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że nie miałem na sobie nic oprócz luźnych, szarych dresów, w których spałem....

~SAINA~
Obudziłam się. Była 9:56. Cholera. Miałam być o 10 w pokoju Pierra. Jak się tam dostać. To byłoby dość podejrzane, gdybym wyszła. Zwłaszcza, że Pierre już nie spał. Co robić. Wstałam z jękiem. Skierowałam się do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Szczelnie zamknęłam zamek. Łazienka miała na szczęście okno. Było niestety dość małych wymiarów. Mówiąc wprost, musiałabym bardzo się wygiąć, żeby się przez nie przecisnąć. Musiałam się spieszyć. Okno było wymiarów 30×50 cm. Znajdowało sie tuż przy suficie. Stanęłam na kiblu. Weszłam na półkę nad nim. Podskoczyłam i złapałam za parapet okna. Otworzyłam je jedną ręką. Pchnęłam je na zewnątrz stopą i wyciągnęłam już nogę na zewnątrz, gdy uświadomiłam sobie, że byłam naga. KURWA. Zrezygnowana zeskoczyłam na podłogę. Czym tu się owinąć? Koło drzwi wisiały jakby zasłony. Były różowe w złote kwiatki. Zerwałam jedną z nich zdecydowanym ruchem z karnisza. Owinęłam wokół siebie śliski materiał, tworząc jakby jednoczęściowy strój kompielowy bez ramiączek. Spięłam zawiniątko wsuwką, tak żeby się nie rozplotło. Ponownie weszłam do góry i wyjęłam po kolei nogi na zewnątrz. Później powoli obróciłam się i trzymając za parapet od drugiej strony, stanęłam stopami na wąskiej półce, która ciągnęła się wokół ścian. Złapałam rękoma za drugą, wyżej położoną półkę i przesunęłam się, aż pod okno pokoju Pierra. Zabujałam się na rękach i jęcząc cicho przeniosłam się o piętro wyżej. Zobaczyłam kolejne małe okienko. Było lekko uchylone. Zapukalałam w nie. Po minucie ktoś otworzył okno. Włożyłam do środka najpierw stopę, a potem cała wpadłam do łazienki z trudem utrzymując równowagę. Przede mną stał młody blondyn. Uśmiechnęłam się do niego zdyszana.
-Dobrze trafiłam?
-Tak Pani Saino.
Parsknęłam na te słowa. Poszłam do salonu. Zastygłam widząc Setha koło Paprota. Jednorożec uśmiechnął się na mój widok.
-Macie dziś widzę jakieś problemy z ubiorem... Co to jest?
-Za.. zasłona.
Zlustrowałam Setha wzrokiem. Poczułam jak dreszcze wstrząsają moim ciałem, a nogi się pode mną uginają, gdy zobaczyłam jego nagą, opaloną klatę. Cholera, czy on musiał być taki seksowny. Moja chora psychika usiłowała mnie zmusić do rzucenia się na niego, gdy jeździłam wzrokiem po jego pięknym, ociekającym męskością ciele. Odpłynęłam zupełnie, gdy jeden z informatyków pogratulował mi skończenia misji; przez noc udało im się otworzyć sejf. Teraz zwijali sprzęt. Uścisnęłam jego rękę i również złożyłam mu gratulację, próbując oderwać się od patrzenia na Setha. Ocknęłam sie dopiero, gdy zaklinacz wziął mnie na bok. Spojrzałam w jego czarne oczy i wybiłam się z transu.
-Seth..?- chciałam się dowiedzieć o co chodzi.
-Saina.. ja.. chcę, żebyś wiedziała, że u mnie już w porządku i mam nadzieję, że u Ciebie też.... A tak naprawdę, to chcę Cię poprosić, żebyśmy wrócili do przyjaźni. Uważam, że już czas iść naprzód, a sytuacja między nami nam to unirmożliwia. Proszę Cię więc, żebyśmy choć po części wrócili do tego ci kiedyś nas łączyło.

Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałam, że chce iść naprzód. Sama też tak uważałam i jak najbardziej, chciałam, żebyśmy się nie nienawidzili. Z drugiej strony poczułam za to ukłucie bólu, słysząc, że już się uporał z bólem i tak szybko zapomniał. Bo zapomniał prawda?
-Nawet, nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to mówisz. Jestem jak najbardziej za- tak było trzeba. Musieliśmy iść dalej.
Wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnał ją, a po moim ciele rozbiegły się ciarki.
Między nami zapanował pokój, ale obydwoje wiedzieliśmy, że w naszych sercach na zawsze wybuchnęła wojna.

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz