Już czas

381 26 0
                                        

~SETH~

Obudziłem się z lekkim stresem. Spojrzałem na telefon. Była 8. Wyruszaliśmy o 15. Nie chciało mi się pakować. Chciałem zostać w tym jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. W miejscu, w którym ludzie, których kochałem byli bezpieczni. Ta wyprawa była inna od wszystkich. Mieliśmy tam najmniejsze szanse powodzenia. Przejść przez Pustkowie pełne cieni...będzie trudno. A wejście do twierdzy i złączenie Naszyjnika z Szarym Kamieniem.... to graniczyło z cudem. Twierdzy strzegły monstra nie z tego świata. Saina mówiła, że mamy bardzo małe szanse. I musimy być bardzo silni i wierni światłu, aby to przetrwać. A ja jej wierzę. Boże, zrobiłbym wszystko, żeby jej tam nie było. I Kendry. One były najważniejszymi osobami w moim życiu. Nie pozwolę, żeby coś im się stało. Nigdy.

*********

-Co robisz?

-Pakuję wodę. Odpowiedziała z uśmiechem, wylewając do pustego basenu kolejną butlę wody. Zmarszczyłem brwi.

-Bierzemy ze sobą basen?

-Niee, zobaczysz. Możesz mi przynajmniej pomóc.

-Pewnie. Wziąłem butlę z wielkiego stosu na skraju trawnika.

-Ile to litrów?

-Pięć tysięcy.

-Po co aż tyle???

-To roczny zapas na 10 osób. Przełknąłem ślinę, czując lekki ucisk w gardle.

-Rok?

-Rok... jeśli szczęście nam dopisze. Posmutniała.

-Nie będzie tak źle... w końcu będzie dobre towarzystwo.

-Tak. Spojrzała mi w oczy i mrugnęła. Czasem zastanawiałem się czy nie moglibyśmy być razem. Była taka piękna. Ufałem jej i mogłem powiedzieć jej wszystko. Gdy była blisko lub w takich chwilach jak ta czułem się jakby unosiły mnie skrzydła, czułem motyle w brzuchu i to debilne uczucie o którym pisane jest we wszystkich romansidłach. Czasem miałem wrażenie, że ona odwzajemniała moje uczucia. Że kochaliśmy się nawzajem. Ale za każdym razem gdy chciałem zrobić krok w jej stronę, coś mnie powstrzymywało. Nie byłem w stanie nic zrobić, wyrzucić z siebie choćby słowa. Bałem się naprawdę tylko w takich momentach. Nie wiem czemu i czego, ale ten strach paraliżował jak nic na świecie. Już dłużej tak nie mogłem, musiałem powiedzieć jej co czuje. I kiedyś to zrobię.

Przelewaliśmy wodę i gawędziliśmy o jak najmniej istotnych rzeczach. Zbliżające się zdarzenia były zbyt przerażające, żeby o nich rozmawiać.

-Ok, skończyliśmy.

-Co teraz?

-Teraz patrz. I rzuciła mi najbardziej oszałamiający uśmiech na planecie.

Postawiła krzesło na skraju basenu. Odchyliła głowę, zanużając włosy i głowę w wodzie. Nagle coś się zmieniło, stopniowo cała woda lekko zmieniła barwę, na bardziej zróżnicowane odcienie. Po paru sekundach Saina wstała. Szła dalej i dalej, a cała woda ciągnęła się za nią. Stworzyła długie, szerokie pasmo na dwadzieścia metrów. Z początku nie rozumiałem, a potem dotknąłem tej błyszczącej materii. To były włosy, nie woda. Piękne, długie i bardzo gęste włosy.

-I jak?

-To..... WOW.

Znów się uśmiechnęła.

-Teraz nikt nie musi targać bukłaków z wodą.

-Sprytne. Nie będą ci przeszkadzać?

-Nie, zaplotę je tak, że nic nie utrudnią.

-Pomóc ci?

-Bardzo chętnie, pokażę ci jak zaplatać.

Usiedliśmy na trawie obok siebie, Saina pokazała prostą plecionkę. Przez parę minut nasze ręce stykały się, gdy uczyła mnie jak pleść. Miała tak delikatną skórę. Tak gładką i piękną. Choć tak mały dotyk przyprawiał mnie o dreszcze. Miałem ochotę przytulić ją do siebie. Trzymać ją blisko i nigdy nie opuszczać. Uczucie to przebiło się do mojej głupiej głowy dopiero po imprezie. Po tym jak tanczyliśmy razem w klubie. Byłem pewien, że to głupstwo, puste uczucie, które tylko zepsuje naszą przyjaźń. Ale nie mogłem się go wyrzec. Rosło z każdą chwilą, z każdym momentem kochałem ją coraz bardziej, licząc od chwili poznania do teraz. Była tak bliska, a jednak tak daleka. Już czas to zmienić. Już czas.

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz