~KENDRA~
Zerknęłam na Setha. Coś widocznie było nie tak. Od paru tygodni był bardzo przygaszony. Biła od niego jakby... niechęć do samego siebie? Ostatni raz widziałam go w takim stanie, gdy otworzył okno w Noc Kupały. Chociaż nie. Teraz jest gorzej. Wtedy chociaż była w nim jakaś determinacja. Jakiś plan uratowania sytuacji. Za to teraz wyglądał i zachowywał się jak wyrzęta ścierka. Musiałam z nim pogadać. I to poważnie. Swoją drogą odkąd on i Saina wrócili, ona też wydawała się inna. W sumie też już parę tygodni było coś nie tak, ale nie zwróciłam na to uwagi. Od początku wyprawy była dość markotna. Dobry humor miała tylko jedynie podczas nocy, gdy cienie ją zaatakowały. Co było dość dziwne. Jak można cieszyć się z czegoś takiego? Ale odkąd wrócili było z nią jeszcze gorzej niż z Sethem... musiałam coś zrobić. I zrobię to, ale nie sama. Tanu lub Paprot. Któryś z nich powinien porozmawiać ze mną z nimi. Westchnęłam, czy ja zawsze muszę naprawiać błędy innych?
~TANU~
Patrząc na Saine i Setha byłem pewien, że między nimi do czegoś doszło. Na myśl przychodził mi tylko stary wiersz:
I znowu sobie powtarzam pytanie,
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
(Adam Mickiewicz,"Niepewność")Już kiedyś o tym myślałem. Oni pasowali do siebie idealnie. I myślę, że nadszedł czas, że zrozumieli, że się kochają. Lecz coś ich powstrzymuje. Były we mnie dwie strony, walczące o przyjaźń i miłość między nimi. Ja już nie mogłem tego znieść. Musiałem się dowiedzieć co jest między nimi. Koniecznie. Spojrzałem na Kendre, dziewczyna biegnąc posyłała zaniepokojone spojrzenie Sethowi. Już wiedziałem z kim rozmawiać w tej sprawie. Kendra posłała mi uśmiechnięte spojrzenie. Chyba zrozumiała to samo co ja. Uśmiechnąłem się pod nosem, jak dobrze ludzie rozumieją się bez słów.
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
-Tanu? -usłyszałem szept za plecami.
-Kto? -wyrzuciłem z siebie niespójnie; byłem w połowie śpiący.
-Kendra, mam wrażenie, że rozumiemy się co do Sainy i Setha. Ymmm... porozmawiamy z nimi?- spytała niepewnie, jakby nie do końca wiedziała czy myślę to samo.
-Tak, musimy z nimi pogadać. Pozostaje pytanie kiedy?
-Dziś? Albo może jutro? Nie wiem, chciałabym to zrobić na osobności, a w naszej sytuacji to dość trudne.- zawachała się dziewczyna. Westchnąłem, chciałem spać. Ale dziś był dobry wieczór na rozmowę. Trudno, wyśpię się jutro. Z wielką niechęcią wstałem.
-Obudzę Saine, ty budź brata- skinęła głową i podeszła do Setha. Ja zbliżyłem się do Sainy. Byłem pewien, że już nie śpi, za to jak ma w okropnym zwyczaju, gapi się na mnie spod przymkniętych powiek i udaje sen.
-Wstawaj- szepnąłem. Przez chwilę nadal się nie ruszała, potem podniosła jedną brew i skrzywiła się. -Skąd wiedziałeś, że nie śpię? -spytała z wyrzutem.
-Już ja Cię znam- wyszczerzyłem się do niej. Odprowadziłem ja do Kendry i Setha, czekających już na nas jakieś 10 metrów od ogniska i reszty. Saina znów podniosła brew i to tak, żebym tylko ja to widział. Posłała mi zaniepokojone spojrzenie. Jakby pytała Tanu? Wtf? Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi. Ona chyba zrozumiała, co się szykuje. Tym razem widać było, że z trudem nad sobą panuje. Nagle zawładnęła nią jakaś panika. Pokręciła głową ledwo zauważalnie. Jej paniczny i rozbiegany wzrok wzbudził moje podejrzenia i kolejny przypływ troski. Złapałem ją uspokajająco za rękę. Pogładziłem kciukiem po wierzchu delikatnej dłoni. Co się działo? Musiało dojść do czegoś poważnego między nimi. Już tylko metr. Saina nagle puściła moją rękę i opanowała się. Jej twarz była teraz bez wyrazu, wzrok był powolny i spokojny, oddychała równo i głęboko. Już się nie trzęsła. Samo doświadczenie widzenia jej w strachu było dla mnie czymś niemożliwym, ona nigdy się nie bała. Nigdy. A teraz: zbliżenie się do swojego przyjaciela, sprawiało dreszcze i wstępny atak paniki. Jeśli ona się bała, ja byłem przerażony samym jej stanem. Chciałem usiąść koło Kendry, ale teraz musiałem być blisko przyjaciółki. Siedziałem naprzeciwko Kendry, Saina siedziała między mną, a dziewczyną. Zaklinacz usiadł naprzeciw Niebieskookiej, po mojej lewej. Siedząc w takim krzyżyku, zrobiło się lekko niezręcznie. Seth w końcu przerwał ciszę: -O co chodzi?- na te słowa wymieniliśmy spojrzenia z Kendrą. Skinęła na mnie głową. Cholera. I co miałem mówić? Odchrząknąłem. Postanowiłem prosto z mostu: -No właśnie. O co chodzi? Od paru tygodni jesteście nie do zniesienia. A od paru dni mam wrażenie, że zaraz będziecie walczyć. O co chodzi? Co się stało, że już nie ma między wami tego, co było kiedyś? -posłałem stanowcze spojrzenie zażartej dwójce. Saina nadal grała swoją rolę, była spokojna i mocna. Zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiejąc o czym mówię. Seth za to zniżył głowę i grzebał suchym patykiem w szarej skale. Cholera.
-Przestańcie. Koniec natychmiast. Saina nie udawaj, że nic się nie dzieje. Seth ogarnij się, to nie przedszkole - Saina porzuciła nędzną rólkę. Seth posłał nam smutne spojrzenie.
-Nie wiem... nie rozumiem co się dzieje. To to miejsce. Mamy zero prywatności, nikt nie ma humoru. A ten naszyjnik nawraca nas przeciw sobie- patrzyłem na Saine. Chciałem wiedzieć czy to prawda. Piękność pokiwała głową bez wachania. Nie była też zbyt ochocza przy tym ruchu. Nie kłamała. Na 40%. Potrafiła ukryć uczucia jak nikt. Teraz uwolniła z siebie trochę smutku. Wyglądała na w 100 procentach autentyczną. Ale ja jej nie wierzyłem. To co widziałem gdy tu szliśmy przekonało mnie na wieki w tym, że chodzi o coś większego. Ale rozumiałem, że chce coś ukryć. A jeśli chce, to na pewno ma powód. A ja ją wesprę. Pozostawał problem jak przekonać Kendre o tym, że to co mówi Seth to prawda. Okej Tanugoata. Wkraczasz do gry. Zacząłem kiwać głową. Kendra spojrzała na mnie. Odwzajemniłem jej wzrok i pokiwałem znów głową, mrugając raz oczami. Gdy jasnowłosa odwróciła ode mnie wzrok, spojrzałem porozumiewawczo na Saine. Mrugnęła oczami. Seth patrzył ciągle w ziemię. Saina załkała i załamanym głosem wydukała:
-Nie wiem czemu tak jest. Ja... ja robię i zachowuję się tak jak nie chcę. Nie wiem co się ze mną dzieje- wzruszyła ramionami.
-Nie rozumiem. Ale to jest silniejsze ode mnie. Czasem nie jestem w stanie z tym walczyć. Chcę utrzymać nas w przyjaźni tak bardzo, ale nie potrafię. Pozwoliła upłynąć jeszcze paru łzom. Potem otarła je i spuściła głowę. Cudownie zagrała. Z jednym ale. "Chcę utrzymać nas w przyjaźni tak bardzo, ale nie potrafię." Czyżbym wyczuwał podtekst? Ukrytą wiadomość dla Setha? "Chcę utrzymać nas w przyjaźni, nie chcę nic wiecej, ale nie potrafię i dlatego musimy się od siebie oddalić"??? Chyba tak. Nie chciałem już dłużej tego ciągnąć.
-Ok, skoro już wiemy o co chodzi, może dajmy sobie spokój na ten wieczór. Proponuję udanie się spać. A tobie- spojrzałem na przyjaciółkę- postaram się pomóc. Chodź, spróbujemy zapanować nad twoim zachowaniem- spojrzałem na nią pocieszająco. Skinęła głową w odpowiedzi. Seth i Kendra położyli się spać. My chodziliśmy w tę i we w te, czekając aż zasną.
~SAINA~
Usiadłam naprzeciwko Tanu. Złapał mnie za ręce. Podniósł brew, czekając aż zacznę. Opowiedziałam mu o wszystkim. O moim uczuciu, o tym co zrobiłam i powiedziałam. O tym co on zrobił i powiedział. Na koniec powiedziałam o moich obawach i o tym, czemu go odtrącam. Tanu im dłużej słuchał, tym bardziej się przejmował. Gdy skończyłam, przytulił mnie.
-Jesteś wielka i bardzo silna. Tylko ty dałaś radę zrobić coś takiego. Zrobiłaś słusznie. Masz rację we wszystkim-mówił. Uspokoiłam się. Dobrze było mieć w kimś poparcie i to z siebie wyrzucić nareszcie.
-Kocham Cię bracie.
-A ja Ciebie siostrzyczko. Nie martw się już więcej. Nie jesteś już sama. Pomogę ci ze wszystkim- pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem. Był cudowny. Potem położyliśmy się spać. Ja już spokojniejsza i pewniejsza. On nareszcie oświecony i lekko smutny.
CZYTASZ
Saina Watterson
RandomTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D