Razem

424 25 3
                                    

~SAINA~

Zanim się obejrzałam wyglądałam już z okna śmigłowca na szarorudą powierzchnię Pustkowia. Bardzo daleko, ledwie zauważalnie było widać Twierdzę Pani Demonów. Czarne mury sypały się w proch, a cały pałac promieniował złem i czernią. Coś złego i niezbadanego siedziało w tych murach. Coś potężnego. Wysiedliśmy z helikoptera na skraju szarej powłoki. O jak prosto byłoby polecieć do tej przeklętej fortecy i zniszczyć to ustrojstwo szybko i dobrze. Niestety cienie nie pozwalały latać, plątały się przy śmigłach, psując maszynę. Człowieka też by nie przepuściły. Jedyną drogą było pójście pieszo. Trask, Elise i Mara przylecieli po godzinie. Po przywitaniu Trask wyjaśnił wszystko na nowo i dodał:

-Będę z wami szczery, nie bez powodu jest nas tyle. Była przepowiednia, że Naszyjnik zniszczy pięć par kochających się jak mężczyzna z kobietą, nie jak brat z siostrą czy matka z synem. Z wszystkich wybrałem was, bo jesteście najlepsi i kochacie się. Nie muszę mówić kto jest w parze z kim. Wszyscy wiemy co czujemy. Tu zerknął na Mare.

-Cóż, ruszajmy już. Nie ma czasu do stracenia.

Byłam wstrząśnięta. Paprot z Kendrą, Trask z Marą, Tanu z Elise, Warren z Vanessą i ja z Sethem.... jak. Ja go nie kochałam. Znaczy tak jak brata ale nie inaczej. Nie byliśmy parą i nie było nam pisane nią być. Miałam ochotę rzucić się na Traska i udusić go własnymi rękoma za ten występ i stawianie mnie w takiej sytuacji. Wyrzuciłam jednak gniew z serca. Weszliśmy na Pustkowie. Tu dozwolone były tylko pozytywne myśli inaczej można było utonąć wśród cieni. Szliśmy długo w ciszy. Wszyscy ze sobą gawędzili, ja trzymałam się na uboczu. Czułam się pusta. Wyrzuta z jakichkolwiek emocji. Nie myślałam i to mi się podobało. Wolałam nie myśleć nad zaistniałą sytuacją. Bo była bez wyjścia. Lepiej było zostawić to w spokoju. I iść w ciszy przez tą szarą krainę. Szliśmy od rana aż do wieczora, robiąc jedną przerwę na posiłek. Na pytania odpowiadałam lakonicznie, nie chciałam mieszać się do rozmowy. Czułam na sobie spojrzenie zaklinacza. Ale nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Jeszcze nie. Zaszło słońce, ropaliliśmy ogień i rozłożyliśmy posłania na chropowatej ziemi. Wtedy nadeszły. Pierwszy raz ukazały nam się upiory tego miejsca. Wysokie, smukłe postacie pochłaniające każde światło i zmieniające je w noc. Krążyły nad nami i wokół nas, szepcząc w pradawnym języku demonów. Bardzo potężnym i złym języku. Nadal byłam pusta. Nie czułam nic, nie reagowałam. Inni jakby skamienieli oprócz Paprota, Kendry i Setha. Patrzyłam pustym wzrokiem na cienie. Nie bałam się, nie wiedziałam co robić. Szczerze czemu by ich nie zostawić? Czemu by ich nie zaprosić do nas. Co one nam zrobią? Nic. Nic nie robią. Tylko sobie chodzą. Czemu wieszamy na nich psy? Po co? STOP. Co ja wyprawiam. Jeden dostał mi się do głowy. Jeszcze chwila i bym dała mu się opanować. Koniec tego dobrego. Muszę coś zrobić żeby zniknęły. I chyba znałam sposób. Zamknęłam oczy. Wstałam i wzięłam głęboki oddech. Zanuciłam prostą melodię, pradawną pieśń nuconą przed każdą bitwą. Pobudzającą do walki o swoje. Wzywającą do obrony i odpędzenia zła. Śpiewałam i przez chwilę nic się nie działo. Potem jak się tego spodziewałam, zawiał wiatr i powtórzył moją melodię. Śpiewałam z nim w duecie, wyrywając ludzi z transu. Spojrzałam na nich, wszyscy patrzyli na mnie, oszołomieni. Seth płakał i uśmiechał się. Trask zmarszczyl czoło, toczył walkę z cieniem. Zaśpiewałam głośniej, próbując wygonić tą gnidę z jego mózgu. Jęknęłam lamentacyjnie. Śpiewałam głośniej i głośniej, pieśnią bez słów. W akompaniamencie wiatru. Nagle Trask się obudził. Udało mu się. Śpiewałam dalej. Zmieniłam ton na niższy i mocniejszy. Wywołałam błyskawicę, chwyciłam jej koniec i oświetlając sobie drogę w mroku, szłam naprzód. Cienie cofały się dalej i dalej. Mój tryumf był krótki. Zaczęły napierać. Mój śpiew już ich nie odpychał. Były już parę metrów ode mnie gdy nagle znów się cofnęły. Koło mnie pojawił się Seth z pochodnią w dłoni. Nagle krzyknął w języku cieni: Wracajcie do cienia, zmory Pustkowia. Wracajcie skąd przyszłyście, bo wasza moc tu nie sięga. Tu panuje światło i miłość. Wracajcie i więcej się tu nie pokazujcie plugawe stwory.

Chwycił mnie za rękę. Cienie odleciały. Razem udało nam się je pokonać.

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz