Zauroczenie

272 19 0
                                    

~SAINA~

Płynęłam łodzią. Przez moczary. Nade mną stała budowla. Chiński pałac. A nad nim świeciły gwiazdy. Wyjątkowo były złote. A między nimi na czarnym niebie porozrzucane były barwniki. Niebo było piękniejsze niż kiedykolwiek. Ten widok bardzo mnie poruszył, że praktycznie płakałam. Usłyszałam cichą melodyjkę mojej ulubionej piosenki. O tak.... jeszcze ta piosenka. To wszystko układało się w jedną z najlepszych chwil w moim życiu. Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam jak coś się zbliża. Było już prawie przy moim ramieniu. Poderwałam się obracając na wznak i skoczyłam na napastnika unieruchomiając mu ręce. Rzuciłam się z nim na podłogę nadal trzymając w kamiennym uścisku jego ręce. Jedną nogą uciskałam nogi chroniąc się przed kopniakami, drugą trzymałam na krtani napastnika lekko go podduszając. Dopiero wtedy otworzyłam oczy. I spojrzałam prosto na młodego chłopaka, szatyna o piwnych oczach. Nie był umięśniony ani uzbrojony, co nie znaczyło, że nie był groźny. Zwiększyłam nacisk:

-Kto Cię przysłał?

Chłopak gapił się na mnie zamurowany. Myślami przywołałam sztylet. Usiadłam błyskawicznie okrakiem na mężczyźnie uwalniając ręce, nogi zamurowałam mu powietrzem. Jedną ręką chwyciłam go za włosy, drugą-prawą- przełożyłam sztylet do jego tętnicy.

-Mów ptaszku. Chyba, że chcesz stracić życie.

-Ja ja ja... proszę Pani... Ja.. mnie Pan Warren przysłał... yhy... proszę mnie nie zabijać, naprawdę nie kłamię, nie jestem wyszkolony do walki, całe życie siedzę za biurkiem, proszę... Ja tu robię tylko cholerny raport z misji... -wylewał z siebie młodzieniec. To by się zgadzało, ale to może być też zabójca, doskonale poinformowany i nic mi tego nie udowodni, że jest tym za kogo się podaje. Bez słowa poderwałam go do góry co skomentował cichym piskiem. Obrociłam go zamykając go w kapsułce z powietrza. Nie mógł się ruszać bez mojej zgody. Słysząc kolejny potok słów, zamknęłam mu usta uśmiechając się pod nosem. Zdjęłam piżamę, założyłam bikini. Narzuciłam obcisłą czarną sukienkę na strój kompielowy. W razie gdyby okazał się naszym człowiekiem mogę od razu pójść na basen i "spotkać się" z Pierrem. Założyłam jeszcze wysokie szpilki, tak żeby zrobić wrażenie na biirokratach i informatykach Rycerzy. Podobał mi się ten teatrzyk. I lubiłam uchodzić powszechnie za seksowną i piękną. Ale też mądrą. Objęłam chłopca ręką po przyjacielsku i zaczęłam ruszać jego nogami. Wyglądał zupełnie naturalnie. Wymusiłam na jego twarzy uśmiech i zatrzymałam jego chytre oczy, które wklejały się w mój dekolt i pośladki, gdy zamykałam pokój. Teraz patrzył się w drzwi. Odwróciłam się i spoliczkowałam masą powietrza. Żeby w obliczu śmierci myśleć o ruchaniu trzeba być naprawdę obrzydliwym typem. Poszliśmy do windy i zjechaliśmy wprost do pokoju gdzie wszyscy Rycerze bawili się i jedli śniadanie. Gdy winda się otworzyła, wszyscy zamarli. Weszłam powoli, wyciągając seksownie nogi. Kierowałam nogami chłopaka, tak że szedł powolnie za mną.

-Warren to nasz człowiek? -spytałam przyjaciela, to on kierował tą misją. Trask miał "inne rzeczy" na głowie.

-Tak, to Seth- potwierdził. Przeszedł mnie dreszcz, lecz nie dałam po sobie nic poznać. Musiałam zostać silna. Puściłam chłopca z muru powietrza, oczekując, że utrzyma się na nogach. On za to zwalił się na podłogę jak wór ziemniaków. Pochyliłam się i podałam mu rękę. Chwycił ją z wachaniem, a ja pomogłam mu wstać. Tu dowiedziałam się, że gdy mój budzik nie zadziałał i nie wstałam, wysłał do mojego pokoju chłopaka, żeby mnie obudził. I dobrze, to łóżko było takie wygodne, że mogłabym spać w nim 24 godziny.  Spojrzałam imennikowi mojej miłości w oczy i znów podałam mu rękę.

-Bardzo przepraszam za tę sytuację. Jestem przyzwyczajona do stałej czujności, ale to żadne usprawiedliwienie... -posłałam mu uśmiech.- Jestem Saina.

-Seth... naprawdę proszę nie przepraszać... nic się nie stało- odwzajemnił mój uśmiech. Chyba już doszedł do siebie. Warren potarł dłonie.

-W takim razie, jeśli już wszystko jasne: pora zaczynać.

Wręczył mi hotelowy ręcznik.

-Ruszaj na basen, Seth i Paprot poszli tam pół godziny temu.

Przeszły mnie ciarki. Seth. SETH? Nie proszę nie, nie, nie, nie.

-Seth...? -spytałam ściągając brwi.

-Sorenson.
KUUUUUUUUUUUUUUURWA MAĆ. Odetchnęłam głęboko.

-O. Nie wiedziałam, że tu jest.

Brunet wzruszył ramionami.

-Trask chciał mieć tylko najbardziej zaufanych ludzi w tej robocie.
Już ja się nim zajmę. Zajebie gnoja na miejscu jak tylko wrócimy z misji. Obiecuję, że nie usiądzie i nie pocałuje nikogo przez miesiąc.

-To zrozumiałe... ok, w takim razie zaraz tam idę. Skoczę jeszcze po coś do pokoju. Za dwadzieścia minut możecie włączyć kamery na basenie, założę też mikrofon i słuchawkę jakby co. W razie problemów mówcie- starałam się być pewna siebie, powstrzymując chęć wybiegnięcia stąd i rozwalenia wszystkiego. Odwróciłam się na pięcie i powoli skierowałam się do windy. Gdy tylko drzwi się zamknęły, oparłam się ciężko o ścianę. Nie mogłam dać po sobie nic poznać bo w windzie też był podgląd. Wyszłam z windy i przeszłam do pokoju. Dopiero gdy zamknęłam drzwi na klucz, osunęłam się po ścianie. Powoli z moich oczu spłonęło parę łez. Poradzisz sobie. Cholera poradzisz. Jesteś najsilniejszą osobą na Ziemi, dasz radę. Już gorsze rzeczy znosiłaś- przywracałam się do porządku. Wstałam z wachaniem. Podeszłam do umywalki. Otarłam łzy. Umyłam twarz. Spryskałam się perfumami. Ułożyłam i rozczesałam poczochrane przed chwilą włosy. Zdecydowałam zdjąć z siebie sukienkę i zastąpić ją dużą błękitną chustą. Założyłam sandały na szpilkach, czarny kapelusz z odrobinę krótszym rondem i okulary przeciwsłoneczne. Wyszłam z pokoju celowo zapominając kremu z filtrem. Zapukałam do Kendry i razem poszłyśmy na basen. Przed wyjściem na zewnątrz zatrzymałam Kendrę i poprosiłam, żeby poszła po coś do picia. Sama wyszłam na jasną posadzkę, ciągnącą się wzdłuż basenu....

Zaraz następny; )

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz