~SAINA~
Cienie zostawiły nas w spokoju do końca nocy. Podejrzewałam, że wrócą następnego wieczoru... ze zdowojoną siłą. Co oznaczało, że musimy przejść jak najwięcej. Pustkowie było beznadziejne, jeśli chodziło o obronę. Żadnych kryjówek, tylko szara, bezbrzeżna skała. Do Twierdzy było bardzo daleko. Było ją widać tylko gdy nie było mgły, a wtedy i tak było jedynie czarnym ziarenkiem piasku ponad szarą skałą. Płakać się chciało od wizji tego, przez co jest nam przejść. Szliśmy w ciszy. Wszyscy byli pod wrażeniem wczorajszych wydarzeń. A ja chyba najbardziej. Byłam pewna, że jestem dla Setha tylko przyjaciółką. Teraz pewność zastąpiły obawy, że on się we mnie zadużył. Nie chciałam niszczyć przyjaźni ani łamać mu serca. Nie mogliśmy być razem. Powinien o tym wiedzieć. Nie było żadnej możliwości na to, aby nasz związek mógł istnieć. Ale jak mu to wyjaśnić, jak zatrzymać jego uczucia na zakochaniu? Można było się odkochać. Ale nie wyrzec się miłości. Mam nadzieję, że nie kocha mnie naprawdę, bo inaczej nasza przyjaźń już nie istniała, a razem być też nie mogliśmy. Ciszę przerwał Trask:
-Saina, to jak wczoraj śpiewałaś.... w życiu nie słyszałem niczego tak pięknego. Jak ty to robisz?
-Dziękuję, w sumie to wystarczy, że zaśpiewam, a wiatr od razu odpowiada. Nie ma na to rady, to jakby skutek uboczny śpiewu.
-A jaki cudowny.
Roześmiałam się i podziękowałam. Zerknęłam na Setha, wyczuł spojrzenie i odpowiedział pełnym ciepła i łagodności hipnotyzującym spojrzeniem czarnych oczu. Próbowałam rozszyfrować o czym myśli, co czuje. Nie byłam w stanie. W takich chwilach nie byłam pewna co do niego czuję. A może dla mnie też nie był tylko przyjacielem? Musiałam nad tym pomyśleć. Tu miałam dużo czasu na rozważanie. Oderwałam oczy od przystojnego bruneta, skierowałam wzrok na naszyjnik. Od wczoraj niósł go Paprot. Zrobił się siny. Jego oczy poruszały się niespokojnie.
-Daj mi go.
Spojrzał na mnie histerycznym wzrokiem.
-Paprot DAJ MI GO. Położyłam jeszcze większy nacisk na te słowa. Jednorożec zawahał się. Spojrzał z wyrzutem na srebrny amulet demonów.
-PAPROT DAJ MI NASZYJNIK.
-... ww.... w.. weź go.
Ledwo wymawiał te słowa. To było nienormalne, ktoś tak silny i dobry toczył walkę z samym sobą. Między dobrem, a złem. Pobiegłam do niego. Próbowałam wyrwać to ścierwo z jego dłoni.
-PUŚĆ, PAPROT BLAGAM. PAPROT. Próbowałam wszystkiego. Siła mogąca wyrwać dąb z ziemi nie dała rady otworzyć mu palców. Chwyciłam go za głowę.
-SPÓJRZ MI W OCZY, PAPROT. SPÓJRZ MI W OCZY!!! PAPROT.
Powoli spojrzał na mnie. Jego oczy zamiast srebrzyste były czarne.
-PAPROT BŁAGAM. NIE DAJ SIĘ.
Zalałam się łzami, nawet nie wiem kiedy wybuchła wielka burza.
-PAPROT PROSZĘ, JESTEŚ DOBRY. WALCZ, PRZEZWYCIĘŻYJ TO.
Potrząsnęłam nim. Spojrzałam na innych, gdzie oni byli? O mój Boże muszę przestać. Wszyscy próbowali do mnie dobrnąć przez wichurę i grad, który leciał z nieba. Nie byłam w stanie się uspokoić. Mój przyjaciel właśnie zmieniał się w potwora. Nagle otoczyły mnie silne ramiona. Porwały mnie do tyłu. Obróciły ku sobie i nagle znalazłam się w objęciach Setha. Rozpłakałam się w jego ramionach, z ust wydobył mi się głośny lament.
-Puść mnie, musimy mu pomóc.
-Uspokuj się! Kendra musi do niego dotrzeć. Spokojnie. Saina proszę.
Podniósł moją głowę do swojej. Oparł nasze nosy o siebie. Spojrzałam mu w oczy, a on wkleił mnie w niego jeszcze bardziej. Byliśmy jednością. To dało mi swego rodzaju spokój. Ta nieopisana bliskość ciał i dusz. Dreszcz ciepła przeszedł mi po plecach. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nie czułam się tak dobrze od... od... nigdy się tak nie czułam. Odchyliłam się lekko, jego twarz przepełniała troska i szczęście. Teraz miałam pewność. Kochał mnie. Pozostawał problem czy ja odwzajemniałam to uczucie. Nim się obejrzałam wokół zapanował spokój i zaświeciło słońce. PAPROT. Z wielką niechęcią odepchnęłam się od Setha. Pobiegłam do Paprota. Teraz kucał i się śmiał, wyglądał przerażająco. Przeraziłam się. Chmury zasnuły niebo. Seth wspominał o Kendrze. Miał rację. Miłość. Tylko to tu działało.
-KENDRA!!!!!
Obejrzałam się za nią. Zobaczyłam ją idącą w moją stronę. Pobiegłam do niej i bez słowa przerzuciłam ją przez ramię. Przeleciałam 100 metrów z nią na plecach, lądując tak, żeby spadła prosto na Paprota. Jednorożec spojrzał na nią i jakby doznał olśnienia. Zapłakana dziewczyna wycisnęła pocałunek na jego ustach. Przez chwilę nic się nie działo. Byłam na skraju załamania nerwowego, gdy Paprot zamrugał i otworzył normalne już oczy. Uśmiechnął się, po jego poliku spłynęła łza. Pocałował swoją ukochaną.
-Dziękuję.
Wyrwał między pocałunkami. Tulili się do siebie i szeptali uspokajająco. Właśnie. Gdzie mój uspokajacz? Odwróciłam się. Stał tuż za mną. Wstałam i przytuliłam go.
-Dziękuję.
Spojrzał na mnie. Położył dłonie na bokach mojej głowy. W mojej głowie rosła obawa, że mnie pocałuje. Ale serce biło mocniej. Zawahał się i przesunął lekko ręce. Chciał coś powiedzieć. "Kocham Cię"??? Zamiast tego uśmiechnął się i znów mnie objął. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Rozum kazał go odrzucić, lecz serce..... serce ubóstwiało go całą duszą.

CZYTASZ
Saina Watterson
RandomTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D