Próba dojrzałości

581 31 2
                                    

Była 6:00, wstałam, ubrałam się i zeszlam na śniadanie. Dziś miała się odbyć pierwsza lekcja z Sainą. Byłam lekko podenerwowana. Ale nie z powodu spotkania z nią, polubiłam ją, robiła na mnie wrażenie dobrego człowieka. Bałam się o Setha. Ten idiota mógł wszystko zepsuć. Mógł ją rozwścieczyć i zrobić sobie krzywdę. Nawet jeśli dziś będzie w miarę ogarnięty, raczej nie zrozumie, że to nie zabawa. Był za młody, zbyt podekscytowany. Mam nadzieję, że Saina znajdzie na niego sposób.

    Wyszłam na dwór, w umówione miejsce. Tajemnicza wojowniczka już tam stała. Jej proste ubrania zastąpiła wymyślna zbroja z łusek. Przed nią na trawie leżały w parach: miecze, włócznie, łuki i noże.

-Cześć! Zawołała.

-Hej.

-Seth wstał? Zapytała z lekką obawą.

-Tak, jak tylko go obudziłam zerwał się z łóżka i pobiegł się ogarnąć.

-To dobrze, mam nadzieję, że niedługo do nas dołączy.... widzę, że założyłaś obcisłe i wygodne rzeczy. To dobrze. Uśmiechnęła się lekko.-Nie mówiłam jak macie się ubrać.

-Pomyślałam, że skoro masz uczyć nas walczyć to powinnam się ubrać na sportowo. A luźne rzeczy mogą się plątać wokół nóg i rąk.

-Lubię ludzi, którzy umieją wyciągać wnioski.

-A ja szczerych. Popatrzyłyśmy sobie w oczy, jej były ciepłe i łagodne. Ja próbowałam też przepełnić moje wesołością i przyjaznością. Nadchodziły ciężkie chwile, potrzebowaliśmy prawdziwych przyjaciół. I dobrych wojowników. A jej na pewno można było zaufać i polegać na niej. Chciałam zacząć nowy temat, kiedy przyszedł Seth. Właściwie to raczej przyleciał. Praktycznie skakał zamiast iść. Saina parsknęła. -Spokojnie, zaraz zrobimy rozgrzewkę, nie musisz skakać.

-Ja nie skacze.

-Nieeeee, wcale. Odpowiedziałam.

-No dobra cieszę się. Ale nie skaczę.

-Hahaha, dobra zaczynajmy, bo zaraz zrobi się gorąco i będziemy pływać w pocie.

-Jestem za! 

Saina opowiedziała o broni i pokazała jak powinniśmy ją trzymać. -Ok, Panie przodem. Kendra, która broń ci się podoba, od której chciałabyś zacząć?

-Hyyyymf........

Zawsze podobały mi się łuki. Były smukłe, piękne i dość łatwe w obsłudze. Nie ryzykowało się przy jego używaniu tyle ile przy mieczach, bo pozwalał utrzymać wroga na dystans. A z drugiej strony, jeśli ktoś zszedł Cię z tyłu pozostawałaś bezbronna. Ale wtedy można było użyć sztyletu.

-Łuk. Zdecydowanie łuk.

-Dobry wybór. Pasuje do Ciebie.

Podała mi jeden z dużych łuków. Stanęła koło mnie i pokazała jeszcze raz jak trzymać łuk. -Spróbuj naciągnąć cięciwę. Pociągnęłam, ale była za mocna. -Nieee, pomyśl jak to zrobić żeby wyszło.

Spróbowałam to zrobić używając pleców i barków. Udało się. Saina posłała mi promienny uśmiech. -Jesteś bardzo mądra, pamiętaj żeby myśleć, pomoże ci to w wielu sytuacjach.

-Dziękuję.

Rzuciła mi szeroki uśmiech, a potem powiedziała:

-Skoro już wiesz jak to robić, spróbuj ze strzałą.

-Ok, do czego mam strzelać? Nagle biała kreda wystrzeliła z okna gabinetu i nakreśliła parę kręgów na obszernym drzewie na skraju ogrodu. -Do tego, spokojnie zatrzymam strzały przed skrajem lasu, tak żebyś przypadkiem w nikogo nie trafiła. Drzew też nie zranisz, nie martw się.

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz