~SAINA~
Wstałam. Miałam dość leżenia. Trzy dni leżałam w łóżku. Nic nie jadłam. Nic nie robiłam. Nic mnie nie obchodziło. A teraz wstałam. Zaczęłam wyrzucać z szafy rzeczy. Rozgrzebałam je, aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Czarną obcisłą sukienkę i wysokie szare szpilki z kolcami. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i pewnie krzyknęłabym na swój widok, gdy mnie obchodził. Ale dziś nie obchodziło mnie, że wyglądam gorzej niż bezdomny, który spędził ostatnie parę dni w koszu na śmieci. Nie obchodziły mnie moje czerwone, spuchnięte oczy ani suche, popękane usta. Ani nawet sama skóra, która przybrała barwę betonu. Weszłam pod prysznic, pozwoliłam by woda zamyła moje "rany". Po chwili wyglądałam jak człowiek. Ale nie czułam się jak człowiek. Założyłam wybrane ubrania i znów stanęłam przed lustrem. Rozczesałam włosy. Na szczęście nie musiałam ich farbować; bez mleka wszyscy widzieli je jako czarne. Tak samo oczy, nie były jak niebo, były niebieskie. Otworzyłam szufladę pod umywalką i wyjęłam z niej tusz do rzęs, eyeliner, srebrny cień i szminkę. Pomalowałam sie mocno, miałam potrzebę zakrycia smutku makijażem. Bez słowa zeszłam na dół. Chwyciłam kluczyki do mojego samochodu i wyszłam na zewnątrz. Zbliżała się 22. Całkiem ok jak na zaczęcie imprezy. Wrzuciłam najwyższy bieg i wyjechałam z Baśnioboru. Skierowałam się do miasta. Jechałam nie zważając na światła i znaki drogowe. Jechałam ponad 200 km/h. Wyprzedzałam wszystkich, zanim by mnie zobaczyli. Dwa razy prawie przejechałam człowieka. I w końcu stanęłam na chodniku przed klubem. Wysiadłam z samochodu. Podeszłam do ochroniarza, który stał przy barierce kończącej kolejkę 20-to parolatków. Stanęłam przed nim i zatrzepotałam rzęsami. Spojrzałam na niego unosząc brew i prosząc o pozwolenie na wejście. Nie wygląda na zdecydowanego. W celu przekonania go wypchnęłam cycki do przodu i przygryzłam wargę uśmiechając się. Na to uśmiechnął się głupio i otworzył barierkę. Przeszłam obok niego i pocałowałam go w policzek. Następnym razem nie będzie robił problemów. Zeszłam po schodach i usłyszałam głośną muzykę. Tego mi było trzeba. Usiadłam przy barze i zamówiłam shoty. Po chwili przystojny barman podał mi drinki. Wlałam w siebie pięć porcji alkoholu krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Nienawidziłam smaku wódki, ale przynajmniej była mocna. Puściłam do barmana oko i zapłaciłam mu z góry za cały alkohol, który dziś zamierzałam wypić. Ten spojrzał jedynie na mnie ciekawie, gdy wyjęłam i schowałam pieniądze do stanika. Nie widziałam co w tym dziwnego, więc wzruszyłam ramionami. Nie chciałam się ograniczać torebką, a to było wygodne i praktyczne miejsce na schowanie kasy. Odwróciłam się od barmana i zaczęłam się rozglądać po parkiecie. Było paru przystojniaków, trochę facetów, którzy wcale nie chcieli tu być, kontynuacje typowych licealnych mat-infów i mnóstwo dziewczyn. Część ładnych, a część udających ładne z wypchanymi stanikami i kilogramem makijażu na twarzy. Wstałam i pewnym krokiem weszłam na parkiet. Zaczęłam kręcić biodrami w rytm muzyki. Uginałam nogi i zarzucałam włosami, chcąc wyglądać jak najseksowniej. I udało się. Po paru minutach załapałam pierwszą rybę w moją sieć. Wysoki blondyn z zielonymi, błyszczącymi oczami zaszedł mnie od tyłu i przyciągnął do siebie, kładąc swoje umięśnione ramiona na mojej talii i biodrze. Wodził pewnie dłońmi po moim ciele, często ocierając się o moje piersi i pośladki za co normalnie dostałby w nos, ale dziś chciałam tylko męskiej bliskości i zapomnienia. Nie obchodziło mnie nic innego. Po kilku chwilach odwrócił mnie do siebie przodem. Zaczęliśmy tańczyć dalej. Wsunął swoje kolano pomiędzy moje nogi i praktycznie złączyliśmy nasze ciała ze sobą. Po chwili zaczął mnie całować. Oddawałam żarliwe i czasem wręcz ostre pocałunki, z dużą namiętnością, pragnąc więcej. Nie czekał długo. Jeszcze chwilę się lizaliśmy, a potem pokierował mnie za sobą do łazienki, z której wyszliśmy zdyszani po szybkim numerku. Wróciłam do baru i zamówiłam kolejną kolejkę shotów. Potem wróciłam na parkiet i tańczyłam z kolejnym i kolejnym przystojniakiem. Jeden chciał posunąć się dalej tak jak pierwszy, ale ja nie do końca zdecydowanie odmawiałam. Chciałam tańczyć. Więc tańczyłam. Co jakiś czas wracałam do baru, żeby wlać w siebie kolejną dawkę odpędzacza smutku. Barman patrzył na mnie z coraz większym żalem. W końcu, gdy praktycznie traciłam rozum napisał mi coś na kartce. Widocznie nie chciało mu się przekrzykiwać muzyki. Pochyliłam się nad skrawkiem papieru i próbowałam odczytać małe litery. Potarłam oczy i spojrzałam mrużąc je na wiadomość. W końcu się doczytałam. Kto Cię tak zranił? Bez zastanowienia dałam mu z liścia. Chyba go pojebało. Wszystko zepsuł. Zanim się obejrzałam zaczęłam płakać. Szeptałam przeprosiny i leżałam na blacie kląc na siebie i świat. Barman bez słowa przeciągnął mnie na drugą stronę czarnej lady i przytulił mnie. Gładził mnie po plecach i mruczał "ćśś". Płakałam w jego ramionach, aż musiał mnie puścić, bo ktoś przyszedł po drinka. Potem posadził mnie na stołku koło siebie.
-Taka ładna dziewczyna nie powinna płakać! A tym bardziej upijać się przez jakiegoś gnoja! -przekrzykiwał muzykę opierając się o moje uda rękoma. Skrzywiłam się. Pokręciłam głową.
-To nie tak! My... my się kochamy, ale nie możemy być razem i... I ja kazałam mu znaleźć inną i być szczęśliwym. I teraz on ją znalazł tylko ze to moja była przyjaciółka i ich nienawidzę za to że wczoraj słyszałam jak się pieprzą w pokoju obok! A najgorsze jest to że przed tym jak on znalazł dziewczynę ja miałam też chłopaka i on pewnie też widział jak idziemy do łóżka i dlatego nie mogę mu mieć nic za złe prawda?! -odkrzyczalam i wybuchłam kolejną falą płaczu. Pokręcił głową.
-Jeśli się kochacie to nie ma nic przez co nie możecie być ze sobą! Nic was nie może rozdzielić, poprostu musicie to zrozumieć i dać sobie szansę zamiast zwalać wszystko na los! Możecie winić jedynie siebie! Gdybyście chcieli dawno bylibyście razem, wystarczy spróbować!-próbował mnie przekonać, ale ja pokręciłam głową. Przytuliłam się do niego i zasnęłam nie wiem kiedy. Obudziłam się w dziwnym miejscu. Leżałam w szarym łóżku. Obok na krześle siedział barman. Głowa pulsowała mi tępym bólem.
- Gdzie jestem? -wychrypiałam.
- Jak skończyłem zmianę, wróciłem z tobą do mnie, nie widziałem innego wyjścia. Nie wiedziałem gdzie mieszkasz- wzruszył ramionami.
-Dziękuję- wysapalam-Jesteś kochany, naprawdę nie musiałeś. Nie będę ci siedzieć na głowie, tylko się ogarne i spadam- powiedziałam podnosząc się.
-OH! ZBOCZENIEC! -wykrzyknęłam zauważając, że mam na sobie jedynie blieliznę.
-Spokojnie, nie ma się czego bać, jestem gejem i stwierdziłem, że nie chcesz spać w zarzyganej sukience- podniósł ręce w geście niewinności.
-Ufff... ok, dziękuję... chwila. Zarzyganej?! Czy coś ci obrzygalam?!-spytałam zawstydzona.
-Tylko spodnie, ale już je wyprałem podobnie jak twoją sukienkę, powinna doschnąć, gdy będziesz jadła śniadanie. Jeśli oczywiście zgodzisz się je ze mną zjeść- uśmiechnął się promiennie.
-Z wielką chęcią. I okropnie przepraszam za spodnie! -zarumieniłam się. Był kochany.
-Nie ma sprawy- puścił do mnie oko. Dopiero teraz przejrzałam mu się lepiej. Był brunetem z niebieskimi oczami, był dobrze zbudowany i miał miłą twarz. Polubiłam go już wczoraj, gdy mu się zwierzyłam. Zwierzyłam?! Chwila.
-Zawierzałam ci się?! -spytałam.
-Tak.. W sumie sam Cię do tego nakłoniłem.
-O Boże, przepraszam... Ale to co mówiłeś, naprawdę tak uważasz? -dopytywałam się. Teraz wszystko sobie przypomniałam.
-Tak, uważam, że to w 100% prawda-kiwnął głową wprawiając brązowe loki w tan. Uśmiechnęłam się.
-Przystawiałam się do Ciebie? -skrzywiłam się.
-Tak, troszkę, gdy zacząłem ściągać z Ciebie sukienkę. Ale jak juz mówiłem nie gustuję w kobietach- odparł swobodnie.
-O matko, strasznie Cię przepraszam. Tak mi wstyd, naprawdę. Nie wiem jak ci dziękować- siedziałam na łóżku i zakrywałam się kołdrą.
-Nie, co ty przestań, naprawdę nie ma za co. Potrzebowałaś pomocy, a ja lubię pomagać ludzią, to naprawdę była przyjemność- uśmiechnął się i oparł o ścianę.
-Mimo wszystko dziękuję, jestem Saina- posłałam mu uśmiech, choć jeden dobry, bezinteresowny człowiek.
-Brad- odwzajemnił mój gest. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem odwiózł mnie pod klub, gdzie wsiadłam do własnego samochodu. Pożegnaliśmy się ciepło i wymieniliśmy się numerami. Brad błagał, żebym zadzwoniła i opowiedziała mu co tam u mnie i czy robię postępy z Sethem. Z chęcią zgodziłam się i cały dzień obmyślałam jego zdanie " Nic was nie może rozdzielić, poprostu musicie to zrozumieć i dać sobie szansę zamiast zwalać wszystko na los. " może jednak kryła się w tym prawda?Mam nadzieję, że nie zjadły Cię zombie; D szantaż zadziałał, musicie stosować go częściej :D next jutro :*
Dziękuję kocham i całuję
YS

CZYTASZ
Saina Watterson
De TodoTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D