~SAINA~
Wpięłam we włosy ostatni kwiat. Siedziałam przed lustrem, w moim pokoju hotelowym. W hotelu zaprzyjaźnionych hodowców wróżek przywódcy Rycerzy Świtu wydali przyjęcie z okazji pozytywnego zakończenia naszej misji i szczęśliwego powrotu do domu. Za pół godziny miałam stawić się w holu głównym, skąd mieliśmy przejść do sali bankietowej. Założyłam na tą okazję jasno błękitną suknię na szerokich ramiączkach. Była obcisła do bioder, dalej spływała luźno i wąsko aż do podłogi. Nie miała pleców. Dekolt był głęboki i dość wąski. Do niej założyłam wysokie, granatowe szpilki. Włosy z górnej części głowy, splotłam w cienki warkocz, podobnie zrobiłam z włosami po bokach. Trzy wąskie warkoczyki splotłam razem na tyle głowy, puszczając je dalej luźno. We włosy powtykałam małe błękitne kwiatki pasujące do sukienki. Całość dopełniałam diamentową biżuterią, której elementy były kształcie małych łez. Lekko podmalowałam oczy srebrnym cieniem i usta pomalowałam jasnym błyszczykiem. Efekt był oszałamiający.
-No -skomplementowałam siebie przeglądając się w lustrze. Ok, czas iść. Ostatni raz zerknęłam na siebie w lustrze i opuściłam pokój. Zamykałam właśnie drzwi na klucz, gdy usłyszałam świdrujący gwizd. Z prawej strony nadchodził Warren z Vanessą. Mężczyzna był wystrojony w elegancki smoking, kobieta miała na sobie uwodzicielską, obcisłą suknię w kolorze świeżej krwi. Kaszmirowa kreacja trzymała się na jednym ramiączku i spływała do kostek narkobliksa. Dobrała do tego czarne sandałki na cienkich szpilkach. Czarne włosy spływały falami na plecy, odkrywając piękną twarz pokrytą jak zwykle perfekcyjnym makijażem. Obydwoje prezentowali się wspaniale i bardzo seksownie.
-No proszę, proszę. Jaka sexbomba- pochwaliła Vanessa mój strój.
-Przy tobie i tak jestem zapałką koło pożaru-puściłam do niej oko.
-Dla mnie obydwie jesteście śliczne. -stwierdził Warren obejmując mnie wolnym ramieniem wokół talii. Wolnym krokiem ruszyliśmy do windy. Zjechaliśmy na parter, gdzie powiadomiliśmy odpowiednie osoby o naszym przybyciu. Z recepcji przeszliśmy po wielkich schodach ze złotą poręczą w dół, do sali bankietowej, położonej w piwnicach hotelu. Hotel miał swój urok, nie mogłam temu zaprzeczyć, ale tego całego złota i zdobień, marmurów i dywaników było dla mnie za dużo. Zewsząd lało się bogactwem, bez wyczucia umiaru. Jakby właściciele mówili: "mamy tyle kasy, że śpimy na złocie, niestety mądrości się nie kupi". Sala bankietowa była tego największym dowodem: trzy żyrandole z prawdziwymi diamentami, osadzone w złocie. Marmurowa podłoga i wysokie kolumny z tego samego tworzywa. Sala kąpała się w złocie. Stanowczo wolałam srebro od złota. Wydawało mi się szlachetniejsze i czystsze. Poza tym ludzie zawsze gonili za złotem, to była ich horoba. Podczas gdy srebro, równie piękne pozostało nieskażone tą gorączką. Zawsze spośród biżuterii i wszelkich ozdób szukałam czegoś srebrnego z jasnym kamieniem lub niebieskim akcentem. Co do ubrań gustowałam w rzeczach, w których czułam się pewnie i ładnie. Uwielbiałam ubrania z odkrytymi plecami. Zwłaszcza sukienki, były dla mnie kwintesencją kobiecości. Stosowne do okazji, ale z lekkim pazurem. To lubiłam. Przy grupowych wydarzeniach starałam się wyglądać na tajemniczą i mądrą. W towarzystwie przyjaciół wolałam coś wygodnego i kolorowego. Często zabawnego. Lubiłam strojem i zachowaniem odgradzać różne części mojego życia. Na przykład pracę od rodziny albo biznesu. To dawało mi porządek i spokój.
Usiedliśmy przy naszym stole, wystawionym na największą widoczność. Nie podobało mi się to. Lubiłam miejsca, z których wszystko widziałam, a jednocześnie nikt mnie nie widział. Za naszymi plecami cicho grała orkiestra. W ciągu pół godziny wszyscy się zeszli i Trask wygłosił uroczyste ogłoszenie i podziękowanie. Potem po kolei wygłaszaliśmy mowy. Gdy przyszła moja kolei, wstałam z udawaną pewnością siebie.
-Ta misja była bardzo długa i trudna. Pomimo wszelkich przeszkód, przez jakie musieliśmy przejść, wspominam tą wyprawę z uśmiechem na ustach. Dzięki niej powiązały nas bardzo mocne więzi. Narodziły się i podbudowały przyjaźnie. Po raz kolejny pokazaliśmy, że z pomocą miłości i światła można pokonać każdy mrok. Nawet ten największy- po tych słowach wzniosłam kieliszek z szampanem.
-Pamiętajcie o tym! Dziękuję. -i wzięłam symbolicznie łyk do ust. Usiadłam, lekko się trzęsąc. Nigdy nie przepadałam za publicznymi wystąpieniami. Nigdy nie wiedziałam co powiedzieć, jakich słów użyć. Po mnie głos zabrał Paprot i Tanu. Później zaczęły się tańce, a wraz z nimi obowiązkowy taniec z każdym z ważniejszych panów. Co nie za bardzo przypadło mi do gustu. Wszyscy byli chamscy i tacy... ygh... lepcy. Kleili te spocone łapy do moich nagich pleców i często galili mi się w dekolt. W takich wypadkach stawałam "przypadkiem" całym ciężarem, szpilką na ich stopie. Kiedy te jakże przyjemne tańce się skończyły, przyszedł czas na tańce w parach ludzi z wyprawy. Niestety musiałam zatańczyć z Sethem. Skrzypaczka w akompaniamencie fortepianu zagrała wolną melodię. Wystąpiłam na środek sali z bijącym sercem. Seth przyszedł z naprzeciwka. Wyciągnął rękę z wachaniem. Przyjęłam ją z udawaną pewnością. Podeszłam bliżej, on też. Przeszły mnie dreszcze i miłe ciepło gdy jego ręka dotknęła moich pleców. Po chwili nasz wzrok się spotkał, a ja znów zadrżałam. Zaczęliśmy taniec. Był pewny siebie i miał dobrą koordynację. Zapewniła mu to wieloletnia praca u Rycerzy. Czasem mylił kroki, ale ogólnie radził sobie dobrze. Choć w szpilkach byłam wyższa od większości mężczyzn, mu sięgałam do nosa. Tańczyliśmy pochłonięci patrzeniem w swoje oczy. Seth przybliżył się do mnie gdy pozostali goście weszli na parkiet. Tańczyliśmy chwilę przytuleni do siebie. Z rozkoszą wdychałam jego zapach, wtulona w umięśnione ramię. On oparł głowę najpierw o moje czoło, potem schował nos i usta w moje włosy. Czułam jego przyspieszony i ciepły oddech na nagiej skórze ramienia. Przytuliłam go mocniej, choć przez chwilę chciałam mieć go przy sobie i tylko dla siebie. Kiwaliśmy się powoli w rytm muzyki, wtuleni w siebie. Po paru utworach, przybliżył usta do mojego ucha.
-.... czemu? -wyszeptał łamiącym się głosem. Wzruszyłam ramionami, nie wiedziałam co mu powiedzieć.
-Kocham Cię. -wyszeptał mi do ucha. Przez parę minut tańczyliśmy w ciszy.
-..... wiem.... Ja Ciebie też... -wypuściłam z siebie te słowa spuszczając parę łez po policzkach. Wtulił się we mnie bardziej. Ja objęłam go mocniej. Odchylił się i pocałował mnie. Przeszły mnie dreszcze. Tak bardzo chciałam z nim tu zostać. Ale nie mogłam. Przyszedł czas powiedzieć prawdę. Oderwałam się od niego.
-Seth ja nie mogę- pokręciłam głową.
-Czemu....?
-Wieczność.
Zmarszczył brwi. Nie rozumiał. Odeszłam od niego.
-Kocham Cię. Nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie mogę patrzeć jak cierpisz. Nie mogę patrzeć jak się starzejesz i umierasz, przy kimś kto Cię nie zrozumie. Przy potworze, którego gna wieczność. Nie będę na to patrzeć. Nigdy ci tego nie zrobię! -krzyczałam zwracając na siebie uwagę wszystkich.
-Jesteś śmiertelny Seth. I umrzesz. A ja nie. Ja będę żyła zawsze. Nic mnie nie zabije. Jestem jak bomba atomowa. Niszczę wszystko wokół siebie. To jest Moje brzemię. To jest mój ból. Jestem niesmiertelna i to jest moja choroba, mój morderca. Bo jestem skazana na samotność. A ty? Nawet jeśli uczynie Cię nieśmiertelnym, nie zrozumiesz. Nie pojmiesz tego. A stary umysł w młodym ciele..... To najgorsza rzecz z możliwych. I nie dopuszczę do tego. Dlatego muszę odejść. Muszę trzymać się z dala. Muszę oszczędź bólu innym. Bo możesz być szczęśliwy. - podeszłam do niego. Położyłam mu dłonie na policzkach.
-Kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham. Ale ty musisz żyć i nie cierpieć..... znajdź kobietę, załóż rodzine.... bądź szczęśliwy. A mnie zostaw w spokoju. Bo ja psuje wszystko wokół i nie mogę zniszczyć także Ciebie.
-pocalowalam go po raz ostatni. Nasze łzy się złączyły.
-Kocham Cię. -wyszeptalam. I poszłam.
Krzyczał, za mną. Biegł. Ale ja byłam szybsza. Zdjęłam buty i wybieglam z hotelu, prosto w ramiona burzy i lasu. Zmniejszyłam liczbę ofiar i odeszłam.

CZYTASZ
Saina Watterson
AcakTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D