Poznaj Sorensonów

331 22 7
                                    

~KENDRA~
Pociągnęłam nosem. Złapało mnie przeziębienie. Nienawidziłam tego. Potarłam nos chusteczką i skrzywiłam się. Nos miałam obtarty praktycznie do krwi. Nagle do salonu wszedł Paprot. W dłoniach trzymał miskę z parującą zupą. Mój królewicz z gorącą zupką. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Nawet w takich chwilach, gdy odechciewało mi się żyć, on umiał sprawić samym swoim widokiem, że odżywałam. Był moim szczęściem. Był moim wszystkim. Usiadł na brzegu kanapy, na której leżałam.
-Rosołek dla mojej królewny- powiedział ciepło i zanużył łyżkę w bulionie.
-Dziękuję- wychrypiałam i natychmiast tego pożałowałam. Czułam się jakbym miała małe ognisko w gardle, a każdy dźwięk wydany przeze mnie, a nawet zwykłe przełknięcie śliny, sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć z bólu. Wyciągnęłam rękę po łyżkę, ale Paprot pokręcił głową. Zmarszczyłam brwi i zachowałam rękę z powrotem pod koce.
-Nie, nie, nie.. -wyszczerzył się i przybliżył łyżkę do moich ust. Wyłupiłam oczy i uśmiechnęłam się głupio. Pokręciłam lekko głową i otworzyłam usta. Rosół był pyszny, widocznie dodatkowo go doprawił, bo pomimo kataru smaki nie wydawały mi się przytłumione. Mój chłopak zaskoczył mnie tą zupą. Nigdy nie gotował, a nawet jeśli to mu nie wychodziło. A rosół? Rosół był genialny. Oblizałam wargi i cmoknęłam w stronę Paprota, wyrażając wdzięczność bez słów. Czułam jak miłe ciepło rozchodzi się po moim ciele z każdym łykiem i koi ból gardła. Gdy skończyłam zupę Paprot zniósł miskę do kuchni i gdy wrócił położył się koło mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i napełniłam płuca jego zapachem. Podniosłam głowę i pocałowałam go mocno. Jego wargi smakowały rosołem. A może poprostu miałam nadal smak zupy w ustach? Nagle do salonu wszedł Seth. Wiązał nerwowo krawat. Podniosłam brew i spojrzałam na niego oczekując wyjaśnień. Randka? Mój brat wzruszył ramionami i potrząsnął głową.
-No co? Jade przychodzi dziś na obiad, dokładnie za.... -spojrzał na zegarek-.. pół godziny.. niecałe- spojrzał na nas zdziwiony. Podniosłam się i spojrzałam na Paprota oburzona. Nie powiedział mi? Ostatni dzień praktycznie ciągle spałam, byłam pewna, że wszystko mi powiedział.
-Ja nie wiedziałem- podniósł ręce w obronnym geście. Seth westchnął.
-Dziadek!!! -buchnął. Podskoczyłam, nie spodziewałam się, że można tak głośno krzyczeć. Głowa dziadka wyłoniła się zza ściany gabinetu.
-Co- bardziej stwierdził niż spytał.
-Mówiłeś wszystkim, że dziś Jade przychodzi prawda? -spytał wkurzony brunet. Dziadek przełknął ślinę. Chyba się bał. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się śmiać. Zachichotałam cicho.
-Prawda? -Seth zacisnął palce na półce nad kominkiem. Uśmiechnęłam się przygryzając dolną wargę. Dziadek mlasnął.
-Tiaaaa... ym... wiesz... ostatnio mam tyle na głowie.... -potarł kark i skrzywił się.
-No nie no, dziadeeek. Naprawdę? Naprawdę musiałeś? Zajebiście.. Nie no świetnie. To ja idę po Lenę, może wyrobimy się z gotowaniem, a wy błagam ubierzcie się jakoś elegancko i ogarnijcie ogólnie chatę co? Błagam- zdjął marynarkę i rzucił ją na krzesło, zaczął zawijać rękawy. Z kuchni przyszła Saina. Miała na sobie sportowy stanik i krótkie spodenki, które odsłaniały jej zgrabne nogi. Jako jakby zaprzeczenie sportowego stroju trzymała w ręce słoik z Nutellą i jadła ją wkładając do środka palec i oblizując go. Znów zachichotałam. Nie byłam w stanie tego opanować. Niebieskooka podniosła brwi i zamarła z palcem wskazującym w ustach.
-Jade przychodzi na obiad za pół godziny, dziadek miał wszystkim powiedzieć, ale zapomniał-wyjaśnił Seth, męcząc się nadal z rękawami. Saina powoli wysunęła palec z ust. Rzuciła Paprotowi słoik z Nutellą i pobiegła na górę.
-Oj ci ludzie... -mruknęła po drodze. Seth wyszedł po chwili na zewnątrz, w poszukiwaniu Leny. Podnieśliśmy się z kanapy i poszłam się przebrać, podczas gdy Paprot wziął się za sprzątanie. Zeszłam na dół po kilkunastu minutach i zobaczyłam perfekcyjnie wysprzątany dom. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je, by spojrzeć wprost na rodziców.
-Jesteście! -zawołałam, a raczej chciałam zawołać. Rzuciłam się na szyję mamie.
-Moje chore biedactwo- zamruczała mi we włosy. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam tatę.
-Bardzo Ci źle skarbie? -spytał troskliwie. Wzruszyłam ramionami, w geście niezdecydowania.
-Bywało gorzej? -spytał tata wchodząc do środka. Kiwnęłam głową uśmiechnięta, jakby czytał mi w myślach. Usiedliśmy w jadalni i po chwili wpadła do niej Saina, a za nią leciały talerze i sztućce.
-Scott, Marla- uśmiechnęła się promiennie i krótko przywitała moich rodziców. Naczynia ustawiły się na stole, przez czary błękitnowłosej.
-Przefarbowałaś się?! -wykrzyknęła mama. Zmarszczyłam brwi Y ym! wydusiłam przez zamknięte usta. Na to z kuchni wyleciała butelka z mlekiem.
-Mleko! -zawołała już z kuchni moja przyjaciółka.
-A no tak-mruknęła mama. Rodzice pociągnęli po łyku z butelki i zamrugali. Z góry zeszła babcia i przywitała ciepło wszystkich.
-Śliczna sukienka kochanie- pochwaliła moją białą, zwiewną kreację. Uśmiechnęłam się i mrugnęłam obydwoma oczami naraz, w podziękowaniu. Brakowało mi mówienia, miałam nadzieję, że polepszy mi się w ciągu kilku dni, bo to było nie do zniesienia.
-Czy ktoś widział moją marynarkę? -krzyknął Seth wchodząc do jadalni.
-O rodzice-uśmiechnął się. Podszedł i poklepał tatę po plecach, mamie dał przelotnego całusa w policzek. Wskazałam palcem w kierunku salonu, tam powinna być marynarka. -Dzięki- pocałował mnie w czoło przechodząc obok. Zachichotałam. To chyba był skutek uboczny tej choroby; ciągle się śmiałam. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy zamarli. Saina weszła do jadalni. Miała na sobie czarną, błyszczącą sukienkę, założoną dopiero do pasa. Górę miała odkrytą, pokazując koronkowy stanik. Uniosłam brew i prawie wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam minę Setha, gdy ją zobaczył. Ta jedynie podbiegła do mnie i poprosiła o zapięcie sukienki. Z uśmiechem zrobiłam to o co prosiła. Szła już po buty, gdy zobaczyłam, że sukienka jest za obcisła i widać jej zarys stanika.
-Krym khym!! Krym y! -zaczęłam chrumkać. Kobieta odwróciła się i zmarszczyła brwi. Pokazałam na swój stanik. Spojrzała w dół i w momencie, gdy Seth otworzył drzwi, zaczęła ściągać stanik, rozumiejąc o co mi chodziło. Wyłupiłam oczy, widząc w jak błyskawicznym tempie wyjęła bieliznę spod sukienki. Stopa Jade znalazła się w środku, a zdesperowana Saina rzuciła bielizną poprostu do góry. Podążyłam wzrokiem za czarną koronką i okazało się, że stanik zawisł na lampie. Na szczęście sufit był wysoki i nawet jeśli ktoś by go zauważył, pewnie nie wiedział by co to. Parsknęłam. Jade przywitała się z osobami poznanymi na ślubie Tanu, resztę przedstawił jej Seth . Usiedliśmy przy stole.
-A więc, znacie się z Sainą? -spytał Stan. Sięgnęłam po chusteczkę do nosa i zaczęłam smarkać, choć w sumie nie miałam takiej potrzeby. Musiałam ukryć nerwowy śmiech. Saina przestała żuć szparagi i zastygła. Po chwili przełknęła warzywa.
-Z pracy.. znamy się z pracy. Byłyśmy na paru misjach razem parę lat temu-uśmiechnęła się Jade nerwowo.
-Otóż to-wysapała Saina i wróciła do jedzenia.
-Lepiej powiedzcie jak się poznaliście-poprosiła mama przerywając niezręczną ciszę. Odetchnęłam, atmosfera znacznie się polepszyła. Seth rozbawiał wszystkich nabijaniem się z samego siebie w pierwszych dniach ich znajomości. Mimowolnie zerknęłam na Saine. Siedziała i niby obojętnie kroiła warzywa. Jednak, gdy przyjrzałam się bardziej zobaczyłam, że ściska mocno sztućce, a na talerzu pozostawia aż rysy w miejscach krojenia. Westchnęłam, może kiedyś jej przejdzie. Jade i Seth byli słodziutcy. Pasowali do siebie jak ulał. Obydwoje mili, zabawni i zakochani w sobie. Często zdarzało im się opowiadać coś razem, a nawet rozmawiać między sobą, podczas gdy inni przysłuchiwali się im z maślanymi uśmiechami na ustach. Nagle po stole przeszedł pająk. Był najbliżej Sainy. Ta z hukiem zakryła go dłonią i zdjęła ze stołu. Od uderzenia jej dłoni o stół wszystko lekko się zatrzęsło. Nagle coś czarnego spadło z góry do kremu z pomidorów wywołując głośny plusk i chlapiąc na wszystkie strony. Miska z zupą była dość płytka, toteż z łatwością rozpoznałam stanik Sainy. Nie zdążyłam się powstrzymać; parsknęłam śmiechem. Szybko próbowałam uratować sytuację udając, że to atak kaszlu, ale już nikt nie dał się nabrać. Zasłoniłam twarz zgięciem łokcia, niby kaszląc. Czułam jak zaczynam robić się czerwona.
-Co to jest? -spytała Jade.
-Mmmhy hy hy.. -wyrwało mi się przez ramię. Jaki kit jej wcisnąć?
-Czy to moja bluzka?! -wykrzyknęła Vanessa ratując sytuację. Warren pochylił głowę i skurczył się na siedzisku.
-Chciałem ją ukryć w formie protestu za tamto... -stwierdził cicho.
-Z facetami jak z dziećmi-stwierdziła Vanessa wznosząc głowę do góry. Po chwili wyjęła stanik i szybko go zgniotła, żeby mógł udawać bluzkę. Ja nadal się śmiałam.
-Kochanie, chodź do kuchni, dam ci syrop na kaszel- wybawił mnie z opresji Paprot. Podziękowałam mu w duchu. Poszliśmy do kuchni, a ja wyśmiałam się, a on śmiał się ze mną. Obiad trwał do późna, ale ja położyłam się szybko spać. Miałam dość wrażeń jak na jedno popołudnie.

Przepraszam, że tak późno next, ale naprawdę nie miałam weny i ochoty pisać, a gdy piszę bez ochoty to wychodzi beznadzieja. Next kiedyś w tym tyg. To tyle.
Kocham, dziękuję i przepraszam:D
YS

Saina WattersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz