No dobra, doszłam do siebie dość szybko i naprawiłam relacje z bliskimi. Znów jestem szczęśliwą... żeby nie podać imienia.... sobą:D. Przepraszam że nie pisałam, ale nauki mam naprawdę mnóstwo w tym tygodniu i następny rozdział ukaże się niestety dopiero w piątek pod wieczór. Od piątku przywracam normalny tryb pisania: rozdział codziennie lub co dwa dni. Przepraszam i dziękuję za wszystko. Dobra to przygotujcie się na ostrą jazdę. JEDZIEMY Z TYM KOKSEM!!!! :P :D
YS♡
~SAINA~
Obudziłam się. Spojrzałam na telefon. Była 3:21. Boże..... czy ja się wyśpię?! Po długim dniu wypełnionym wyjaśnieniami i małym świętem z okazji mojego przybycia, wzięłam długą kąpiel w wannie, a potem położyłam się spać. Było koło 22. Normalnie kładłam się później, ale dziś byłam potwornie zmęczona. Później spałam jakieś pół godziny, ale bardzo niespokojnie i niewygodnie. Później było mi za ciepło. Potem za zimno. Potem zasnęłam i spałam do pierwszej. Obudził mnie koszmar. Nie do końca pamiętałam o czym był. Coś ze zwiększeniem się i maleniem kuli w labiryncie. Jak zwykle był dziwny i niezrozumiały. Później nie mogłam się ułożyć, ale po godzinie zasnęłam, tylko po to żeby teraz się obudzić. Wiedziałam czego mi brakowało. Lasu. Szumu drzew. Cichej obecności. Powiewu wiatru i kontaktu z naturą. Czułam się samotna.
Na szczęście Setha nie było. Pojechał do biura głównego Rycerzy Świtu. Miał wrócić za parę dni.
Cieszyłam się, że nasze spotkanie tymczasowo się odłoży. Nie byłam pewna jakie emocje wywołałby we mnie teraz jego widok.
Potrzebowałam bliskości. Przytulenia. Ciepłego słowa. Tanu. Kochany braciszek.
Z jękiem wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi mojego pokoju. W wejściu zastałam Samoańczyka. Mężczyzna zastygł z podniesioną pięścią. W drugiej- lewej - ręce trzymał poduszkę. Uśmiechnęłam się szeroko, mój przyjaciel jak zwykle podążał tym samym tokiem myślenia. Wciągnęłam go do środka i wskoczyłam na łóżko. Usiadłam z wyprostowanymi nogami opierając się plecami o ścianę. Tanu upadł na materac obok mnie i podłożył poduszkę pod głowę, tak żeby nie bolała go od twardej ściany. Oparłam głowę o jego ramię. Otoczył mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w obszerny bark.
-Nie mogłam spać- westchnęłam.
-Ja tym bardziej- wyznał ze smutkiem. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Uspokajałam się, wysłuchując powolnego rytmu jego serca.
-.. dlacz..... czem.... Czemu? -wydukał ze smutkiem. Odetchnęłam głęboko powstrzymując łzy i smutne myśli.
-Musiałam sama sobie poradzić. To było coś czego najlepsi przyjaciele nie mogli się pozbyć.... to siedziało we mnie i.. i nawet ty... nikt ani nic nie mogło mi pomóc. Bo tak zawsze jest. Ktoś ci pomaga, ale ból i problem zawsze siedzi w środku. I z pomocą czy bez niej musisz się go pozbyć samemu. Zwyciężyć to ostatecznie w samotności. Bo inaczej będzie powracać.......... -wyrzucałam z siebie patrząc pusto w drewnianą framugę drzwi.
-..... musiałam... musiałam pobyć sama... zrozumieć.. nauczyć się z tym żyć i pozbyć się tego piekącego bólu i smutku....wróciłam dopiero teraz bo dopiero teraz poczułam, że jestem w stanie spojrzeć mu w twarz- podniosłam głowę z wachaniem i odważyłam się sprawdzić reakcję Tanu. Pokiwał głową. Wyczuł moje spojrzenie i popatrzył mi głęboko w oczy. Kakaowy brąz jego tęczówek sprawiał, że jego oczy przypominały płynną czekoladę.
-Rozumiem.
Wierzyłam mu.
-W takim razie masz dużo do nadrobienia- dodał z błyskiem w oczach. Zmarszczyłam brwi zdziwiona i lekko zaniepokojona. Na to odpowiedział długim monologiem streszczającym to jak jego związek z Elise rozwinął się w ciągu minionego roku. To było coś poważnego. Tanu zbliżał się do 35 i nadal nie założył rodziny. Według mnie przyszedł jego czas na przejście na emeryturę i założenie rodziny. Mógł zająć się czymś u Rycerzy Świtu, ale już bez ryzykowania życia. Cieszyłam się, że zapewne w najbliższej przyszłości się ustatkuje. Miałam już dość ciągłego zrzędzenia o tym jaki jest beznadziejny i o tym jak trudno znaleźć dziewczynę. Radowało mnie też, że moją przybraną szwagierką zostanie Elise. Nie znałam jej za dobrze, jednak wystarczająco, żeby być pewna, że jest dobrą, zabawną i uroczą osobą. Była na swój sposób ujmująca i po uszy zakochała się w Tanu. Była mądra i szybka. Była także jedną z najładniejszych kobiet, jakie zdażyło mi się widzieć, a widziałam ich dużo. Najważniejsze mimo wszystko było dla mnie dobro przyjaciela. A niewątpliwie potrzebował Elise do pełnego szczęścia. Gdy o niej opowiadał przypominał mi się mój entuzjazm względem Setha. I to głupie uczucie wiercenia w brzuchu, gdy chce ci się śmiać i płakać jednocześnie...
-Saina... ja... ja muszę się jej oświadczyć.
Na te słowa wstałam i rzuciłam się na niego śmiejąc z radości. Cieszyłam się jego szczęściem. Rozmawialiśmy o wszystkim. Udało nam się uzupełnić roczną dziurę w mojej świadomości zdarzeniami z życia najbliższych. Udało nam się usnąć dopiero koło świtu...
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
Ocknęłam się z ustami zetkniętymi z poduszką. Spałam na brzuchu. Obok mnie bezwładnie zalegał Tanu z nogą na moich nogach. Podniosłam się delikatnie, żeby go nie zbudzić. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moją ciemno-turkosową bluzę rozmiaru XXL. Narzuciłam ją na t-shirt i spodenki, w których spałam. Moją uwagę przykuł list, który wpadł przez okno prosto na podłogę. Podniosłam go. Był adresowany tylko dla mnie. Otworzyłam go zaciekawiona co Rycerze tym razem dla mnie zaplanowali.
Światła Saino, - zaczynała się korespondencja. Zaśmiałam się pod nosem. To już wiemy kto pisał ten list. Jeden z przydupasów Traska. Te urzędaski uważały mnie za postać z bajki. Coś wykraczajścego poza wszystko. Coś nieogarnietego i niezbadanego. Byłam dla nim pięknym potworem. Bali się mnie i podziwiali. Stąd przydomek 'światła' jako, że miałabym być według nich najmądrzejsza we wszechświecie i jednocześnie piękna. Parsknęłam na te głupoty. Było mi szczerze żal ludzi tak naiwnych i bezmyślnych. Przecież widzieli mnie nie raz i zawsze byłam jak normalny człowiek z zachowania. Nie byłam niczym szczególnym dla kogoś kto widział smoki i nimfy. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam czytać dalej.
Nieświadomy niczego śmiertelnik, multimiliarder, wszedł w posiadanie drogiego amuletu należącego do olbrzyma Kartenahika. Olbrzym pomógł nam w wielu sprawach i teraz w ramach odwdzięczenia się prosi nas o dostarczenie mu jego własności. Jest to wielki diamentowy pierścień, osadzony w białym złocie- tu zagwizdałam, nono, ładnie nam się powodzi- pomyślałam.
Amulet zamknięto w sejfie, aby go otworzyć nienaruszając licznych alarmów, trzeba złamać elektronicznie szyfr. Zajmą się tym nasi informatycy. Pani -parsknęłam z uśmiechem- zadaniem jest uwiedzenie niejakiego Pierra Chandister, tak aby opuścił swój pokój na dwa dni (nie licząc nocy). Czyli rano przyłazimy, a Pani:') się nim zajmuje. Włamujemy się, a wieczorem zwijamy interes, żeby Pan Pierre mógł się wyspać. I tak przez dwa dni. Czyli robota na tydzień, żeby przez dwa dni się za mną włóczył albo żebym go porwała na skok z bandżi itp itd.... zapowiadała się dobra zabawa. List ciągnął się dalej słowami treści mniej więcej
Bla bla bla, coś tam coś i nieważne....
Z blabla
KtośWrzuciłam list do kominka. Za dwa dni teatr czas zacząć. A najlepsze było to, że sama mogłam wybrać sobie postać i tak czy siak grałam główną rolę. Czyli bawiłam się najlepiej. Uśmiechnęłam się szeroko. Misja. Przyjemna misja. Tak. Tego potrzebowałam.

CZYTASZ
Saina Watterson
RandomTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D