~PIERRE~
Siedziałem na obszernej pufie w holu. Czekałem na mojego wieloletniego przyjaciela Jasona. Miał dziś przyjść w towarzystwie jakichś gości, z którymi ostatnio zrobił dobry interes. Mieliśmy iść na jakichś bezsensowny lunch do restauracji. Jaka strata czasu. Wolałbym po tysiąckroć bardziej spędzić ten czas na plaży. Była dziś piękna pogoda. Cały tydzień zapowiadał się słonecznie, co było miłą odmianą od ostatnich deszczy. A ja miałem ten piękny tydzień spędzić za stołami i na uroczystych bankietach pełnych nudnych ludzi i zajęć. Jasonowi przynajmniej umilały ten czas jego hymf... kobiety. Jason był przystojny i korzystał z tego bezwzględnie czego w nim niecierpiałem. Oszukiwał piękne i miłe kobiety spraszając je do łóżka na jedną czy dwie noce. Owijał je sobie wokół palca i bawił się nimi z zimnym sercem. Nie pochwalałem tego ani trochę i przy każdej nadarzającej się okazji próbowałem przekonać go do zmiany postępowania lub choć trochę wywołać w nim wyrzuty sumienia. Niestety bezskutecznie. On sam często mnie namawiał żebym się do niego 'przyłączył'. Nigdy nie ulegałem. Nie dość, że uważałem takie zachowanie za co najmniej obrzydliwe, to żadna z tych kobiet nie była dla mnie dobra. Szanowałem je w pełni, ale wszystkie były takie same. Z nałożoną tapetą, często wypchane botoksem i sylikonem. Wulgarnie ubrane. Zupełnie bez klasy i wyczucia. Były miłe, zabawne, a czasem nawet piękne. Ale to nie było to. One żyły z tego, że szwędały się po drogich hotelach i sypiały z milionerami lub wysysały pieniądze z ojców biznesmenów. Nie pochwalałem takie życia, ale wykorzystywanie ich było poprostu złe. Często zagadywały do mnie. Pewnie dlatego, że jak stwierdził nie raz Jason, byłem o wiele od niego przystojniejszy. Mówiłem mu wtedy, że szukam kobiety Na Stałe, która będzie miała klasę i zainteresuje się mną bez względu na majątek, firmę i wygląd który odziedziczyłem po ojcu. Kobiety, nie zagubionej, besmyślnej i młodszej o 10 lat dziewczynki. Ale takich kobiet było bardzo mało. I jak na razie spotkałem tylko dwie takie kobiety. Niestety jedna zmieniła orientację, a druga zakochała się w innym. Posmutniałem na wspomnienie Kimberly i Julii. Obydwie piękne, inteligentne, zabawne i pragnące się ustatkować. Kochałem je całym sobą i miałem nadzieję na spędzenie z nimi całego życia. Niestety nie było mi to dane. Od rozmyśleń oderwał mnie ryk silnika na zewnątrz. Odchyliłem się i z ciekawością wyjrzałem przez okno. Szaroczarne Lamborgini zatrzymało się przed wejściem. Drzwi otworzyły się nagle i wychynęła z nich szczupła, lekko opalona noga. Kobieta podniosła się z samochodowego siedzenia z gracją. Rzuciła kluczyki chłopcowi hotelowemu z małym uśmieszkiem szwędającym się po jej pięknej twarzy. Niczym dumna modelka weszła przez drzwi, zgrabnie kręcąc biodrami. Nie był to ruch przesadzony ani wulgarny. Była pełna subtelnego seksapilu. Smukłą, wysportowaną sylwetkę opinała obcisła, żółta sukienka na jedno ramię. Kreacja kończyła się na prawej nodze w połowie uda, na lewej spływała swobodnie do łydki. Stopy okrywały czarne sandały na szpilkach. Na nadgarstku ręki w której trzymała czarną kopertówkę, znajdowały się srebrne bransoletki. Podobna biżuteria zwisała z jej szyi i uszu, lekko połyskując. Nie miała N sobie makijażu oprócz bezbarwnego błyszczyku na różowych ustach. Czarne, lśniące włosy spływały bezwładnie po jej ramionach. Oczy miała zakryte czarnym kapeluszem z szerokim rondem, jak na starych włoskich filmach. Biła od niej pewność siebie, kobiecość i władczość. Nie była jedną z tych głupich dziewczynek. Sprawiała wrażenie mądrej i bogatej. W jej stroju nie było jednak przepychu. Znała znaczenie słowa 'umiar', wiedziała też co robic żeby wyglądać subtelnie i kobieco. Była niezaprzeczalnie piękna. Moje tętno przyspieszyło, niemal wyrywając mi serce z piersi, gdy przeszła koło mnie obojętnie. W powietrzu rozszedł się zapach jej perfum. To była woń czystej rozkoszy, była jednak zbyt subtelna by móc ją w pełni wyczuć. Ta kobieta pozostała dla mnie zagadką. Piękną zagadką. Najbardziej spodobało mi się, że nie zwróciła na mnie uwagi. To przekonało mnie w 100 procentach, że to kobieta dla mnie. Muszę się jakoś z nią poznać. Gdy tylko nadejdzie okazja. Za nią weszła wysoka blondynka. Ta również była bardzo ładna i łagodna. Wyglądała na sympatyczną. Miała na sobie białą zwiewną sukienkę i kremowe, płaskie sandały.
-Saina! Ja nie chodzę tak szybko, mogłabyś czasem zwolnić tempo. Tajemnicza piękność odwróciła się i zaszczyciła wszystkich w holu promiennym uśmiechem. Blondynka przeszła obok mnie i posłała mi przelotny, miły uśmiech. Zupełnie jakby witała się z sąsiadem. Ona też była z wyższej klasy umysłowej od tych pustych lasek. Była piękna, ale stanowiła praktyczne przeciwieństwo Sainy. Hymf. Dziwne imię. Może pochodzi z bliskiego wschodu, może stąd ta ciemna karnacja. I te czarne włosy. Kobiety tam, mają właśnie takiego koloru włosy. Jednak nie zachowywała się jak one. Niee. To imię nie miało za pewne związku z pochodzeniem. Tym bardziej mnie zaciekawiła. Powiedziała coś do przyjaciółki. Niestety nie udało mi się usłyszeć jej głosu. Wodziłem wzrokiem po jej pięknym ciele. Zatonąłem w jej wąskiej talii, szerokich w sam raz biodrach i takich samych piersiach. W jej szczupłych, długich nogach i okrągłych pośladkach. W cudownym, szczerym uśmiechu. Próbowałem dojrzeć jej oczu, niestety nie udało mi się. Po paru minutach załatwiania formalności, skierowała się do windy w towarzystwie uroczej przyjaciółki. Nie byłem w stanie oderwać od niej oczu. Odzieliły mnie od niej złote drzwi windy. Popatrzyłem niepewnie po białokremowym holu, stylizowanym na czasy starorzymskie, kolumnami i zdobieniami w kształcie istot mistycznych. Przetarłem oczy i przejechałem ręką po gęstych włosach. Dobiegł mnie głos Jasona. Odwróciłem się w prawo i zobaczyłem przystojnego szatyna w towarzystwie dwóch skrajnie różnych mężczyzn. Jeden był uśmiechnięty, drugi ponury. Jeden miał kruczoczarne włosy, jak i oczy co lekko przerażało, ale też dziwiło. Drugi miał srebrne oczy i włosy w kolorze bardzo jasnego blondu. Jeden miał na sobie przewiewne białe ubrania i mokasyny, drugi miał na sobie czarny garnitur. Po przywitaniu ciemny Seth i biały Paprot zmienili wyrazy twarzy. Seth uśmiechnął się i sprawiał wrażenie fajnego, równego gościa. Od czasu do czasu rzucał zabwaną uwagę na temat czegoś i chyba tak jak ja nie przepadał za interesami. Paprot za to spoważniał i skupił się na rozmowie, podobnie jak Jason. Obydwaj sprawili na mnie dobre wrażenie i po skończeniu omawiania interesów, rozmawiliśmy jak dobrzy przyjaciele. Z obydwoma znalazłem wspólny język. Dobrze się dogadywaliśmy i umówiliśmy się na basenie na następny dzień. Pod wieczór poszliśmy do klubu, gdzie dobrze się bawiłem, a potem nieznanym sposobem znalazłem się w moim pokoju hotelowym, gdzie kompletnie zalany zasnąłem marząc o pięknej z holu.
Przepraszam, tak wiem miało być wczoraj. Nie miałam naprawdę czasu. Sukienkę nad rozdziałem narysowałam sama. Wszystko rysowałam lub przerabiałam sama oprócz ilustracji z rozdziału "Niebieskooka" tą wykonała Shoppyjul:D dziękuję jej bardzo. Kocham Was. Do następnego jutro:*
CZYTASZ
Saina Watterson
RandomTo historia o wojowniczce i o wielkiej miłości. O walce dobra ze złem. O dobroci, odwadze i lojalności. Rozwiązanie niektórych problemów każdego z nas. Lub jak wiele osób to zwie... ~ fanfiction Baśnioboru:D